MĄCZYŃSKI: Liczą się mecz, trening i rodzina
Krzysztof Mączyński szybko wyrasta na lidera wrocławian. Teraz zagra przeciwko Wiśle, która go wychowała.
MICHAŁ GUZ: Czuje się pan już gwiazdą Śląska? Zaczepiają, dopytują? Można spokojnie przejść przez rynek? KRZYSZTOF MĄCZYŃSKI: Nie chodzę po mieście. W rynku nawet jeszcze nie byłem. Liczą się trening, mecz i rodzina. Gwiazda? Jaka gwiazda? Przecież rozegrał pan świetny mecz z Sosnowcem. A poza tym od czasów Sebastiana Mili piłkarza z takim stażem reprezentacyjnym w Śląsku nie było. Nie patrzmy przez pryzmat jednego meczu. Chciałbym utrzymać taką formę przez cały sezon. W każdym klubie, w którym byłem, nie schodziłem poniżej pewnego poziomu. To mój priorytet. Z Wisłą będzie trudniej i sportowo, i – dla pana – także pod względem emocjonalnym. Co czuje krakowianin, wychowanek Białej Gwiazdy, widząc, jak jego dawny klub znalazł się w stanie finansowej i organizacyjnej zapaści? O Wiśle wolałbym nie mówić. Jestem graczem Śląska. Mój cel to powrót do takiej formy, jaką prezentowałem w okresie, gdy byłem brany pod uwagę przy powołaniach do kadry. O samej reprezentacji nie myślę. Chodzi mi po prostu o wysoką dyspozycję sportową. Od około półtora roku pańskie konto twitterowe milczy. Jeszcze pod koniec pana pobytu w krakowskim klubie było aktywne. Przez okres trwania umowy z Legią miałem zapis, który uniemożliwiał mi wypowiadanie się na temat przejścia na Łazienkowską. Tak sobie zastrzegła Wisła. Tyle czasu milczałem, natomiast teraz powiem tylko tyle: nie pozwolę, żeby ktoś się ze mnie śmiał. Mówiąc te słowa, mam na myśli pewne osoby, których dziś już przy Reymonta nie ma. Jeśli ktoś teraz twierdzi, że nie chciałem zostać wtedy w Wiśle, to jest w błędzie. Chciałem. Ale na pewnych warunkach. Byłem zainteresowany nową, czteroletnią umową oraz umożliwieniem mi zakończenia kariery przy Reymonta. Nie było mi to dane, a jedyna osoba, która wiedziała o wszystkim, co się działo w mojej sprawie i walczyła o moje pozostanie, została później wyrzucona. Był to Kiko Ramirez. Któremu trenerowi pan najwięcej zawdzięcza? Tomaszowi Kulawikowi. Prowadził mnie w Młodej Ekstraklasie, w rezerwach Wisły, a przede wszystkim: wyciągnął do mnie rękę, kiedy doznałem poważnej kontuzji i wszyscy się ode mnie odwrócili. Choć nie miałem kontraktu z klubem, pomógł mi zorganizować operację. No i dzięki trenerowi Kulawikowi poznałem Adama Nawałkę. Spotkałem na swojej drodze wielu dobrych ludzi, ale bez Kulawika nie poszedłbym tą drogą, która ostatecznie zaprowadziła mnie nawet do drużyny narodowej. Myślałem, że powie pan „Nawałka”. On pana mianował kapitanem w Zabrzu. Od tego momentu zaczął rodzić się nie tylko Mączyński – piłkarz, ale też Mączyński – przywódca. Dziś pan jest jednym z wicekapitanów Śląska, choć dopiero przyszedł do drużyny. Byłem tak zaskoczony decyzją Adama Nawałki, że początkowo odmówiłem przyjęcia funkcji. Ale nie było dyskusji. Trener powiedział, że on dobiera ludzi pod względem charakteru i decyduje, kto będzie tę opaskę nosił. To był punkt zwrotny w mojej karierze. Nauczyłem się odpowiedzialności. Przecież w szatni Górnika byli doświadczeni ludzie, na przykład Seweryn Gancarczyk czy wręcz człowiek–instytucja, czyli Radek Sobolewski. Kto grał w piłkę na Górnym Śląsku, ten wie, że tam opaska kapitańska dużo waży. Twardo walczyłem o to, żeby przekonać ludzi do siebie. Kiedy odchodziłem z Zabrza, bili brawo i dziękowali. Chciałbym zapytać o znanego panu Mateusza Hołownię.
Najwięcej zawdzięczam trenerowi Tomaszowi Kulawikowi. To on wyciągnął do mnie rękę, kiedy doznałem poważnej kontuzji i wszyscy się ode mnie odwrócili. No i dzięki niemu poznałem Adama Nawałkę...
Jeszcze nie wyszedł na boisko, a kibice już podważają sens jego wypożyczenia do Śląska. Argumentują, że to „ogrywanie piłkarza Legii”. Ilu mamy lewych obrońców w tym wieku? Nie tylko w Śląsku, ale w ogóle w tej lidze? Jeśli chodzi o liczebność kadry, Legia jest poza zasięgiem jakiegokolwiek polskiego klubu. Skoro nie ma tam dla niego miejsca, szkoda, żeby miał grać w rezerwach. Znam umiejętności tego chłopaka. Uważam, że Mateusz zasługuje, by dać mu szansę. Śląsk może mieć z niego pociechę.