TRENER NIE MA CHOREGO EGO
Podoba mi się spokój i cierpliwość Dariusza Żurawia. To przekłada się na piłkarzy, mogą narzucać rywalom swój styl – mówi wiceprezes Lecha.
ŁUKASZ OLKOWICZ: Jak Dariusz Żuraw trafił do Lecha?
PIOTR RUTKOWSKI: Można powiedzieć, że ta historia zaczęła się w czasach, kiedy byłem nastolatkiem i mieszkałem w Niemczech. Jako rodzina patrzyliśmy na kluby Bundesligi, w których występowali Polacy, kibicowaliśmy im. Wałdoch czy Hajto grali w Schalke, Darka oglądałem w Hannoverze i kojarzyłem z telewizji.
A kiedy zaczął pan go kojarzyć w kontekście Lecha, gdy na scenie pojawił się już jako trener?
W sezonie 2013/14. Prowadzący Lecha Mariusz Rumak kończył kurs UEFA Pro. Mam w zwyczaju podpytywać naszych trenerów, kogo mogą polecić z kursantów, czy ktoś się wyróżnia. Mariusz wskazał Darka, zapisałem jego nazwisko. Nawet rozmawiałem z Mariuszem w kontekście sztabu, czy nie dołączyć Darka jako asystenta.
Ale Żuraw w Lechu się nie zjawił.
Po Mariuszu przyszedł Maciek Skorża. Bez asystenta, bo Rafał Janas pracował z kadrą U-19 i nie mógł z niego skorzystać. Podrzuciłem pomysł: „Panie trenerze, może niech pan spotka się z Darkiem Żurawiem”. Spotkali się, Maciek zaakceptował jego kandydaturę. Przez rok pracy tego sztabu zdążyłem poznać Darka, podobnie jak i Tomka Rząsę.
Nie chciał pan zatrzymać Żurawia, kiedy zwolniliście Skorżę?
Były takie rozmowy, ale Darek i Tomek chcieli odejść razem z Maćkiem. Po fatalnym starcie mieliśmy w Lechu duży problem i zamierzaliśmy wprowadzić zupełnie świeżą krew. Doszło do głębszych zmian. Nowy trener nie chciał skorzystać z asystentów poprzednika. Ale zakodowałem w głowie, że do obu tych panów, mówię o Darku wrócę.
Dziś obaj są w Lechu. Jak wyglądało ponowne schodzenie się Lecha i trenera Żurawia? Tomek był już dyrektorem akademii, a my szukaliśmy szkoleniowca do zespołu rezerw, bo Ivan Djurdjević przechodził do pierwszej i Tomku, jeszcze drużyny. Tomek wiedział, że Darkowi nie układa się najlepiej w Zniczu Pruszków i odegrał dużą rolę w jego powrocie. Bardzo szybko się na niego zdecydowaliśmy i podpisaliśmy kontrakt. Byliśmy zadowoleni z tego, jak Darek prowadził rezerwy, z doboru środków treningowych i spójności ze sposobem gry wymaganym w Lechu. Zostawił zespół w czołówce III ligi z dużymi szansami na awans.
Już wtedy, w Iii-ligowej rzeczywistości, pomyślał pan, że w przyszłości może poprowadzić Lecha?
To było za wcześnie. Na pewno wiedzieliśmy, że jest ciekawym trenerem, tylko po Ivanie znaleźliśmy się w trudnej sytuacji.
Djurdjević na nowym stanowisku nie przepracował nawet pół roku.
Awansowaliśmy go z trenera rezerw do pierwszego zespołu, ale niestety plan się nie powiódł. Dlatego tak trudna psychologicznie była dla nas decyzja, żeby odtworzyć tę ścieżkę dla kolejnego trenera.
Stąd wasza ostrożność? Żuraw, zamiast gwiazdy szeryfa, dostał na początku jej plastikową imitację?
Po odejściu Adama Nawałki zobaczyliśmy, że przy Darku zespół odetchnął. Zauważliśmy, że to normalny facet, pasujący do Lecha, właściwie wywodzący się od nas. Jako asystent lub pierwszy trener najdłużej w swojej karierze pracował właśnie w Poznaniu. Potraktowaliśmy
go jako naszego człowieka, bardzo dobrze rozumiejącego strategię klubu, wizję, sposób grania, współpracy. To były najważniejsze elementy, które zdecydowały o pozostawieniu go na stanowisku.
Mimo tylko 12 punktów zdobytych w 10 meczach. Otrzymał bardzo, bardzo trudne zadanie. Objął zespół w złym okresie dla klubu, Lech był w najgorszej sytuacji w ostatnich piętnastu latach. Powiedziałem mu, że jeżeli podniesie zespół, zapali do gry, może na tym dużo zyskać. Zgodził się bez wahania. I gra się zmieniła, przywrócił piłkarzom radość. Kiedy trzeba było działać długofalowo, wiedzieliśmy, że jest kandydatem.
Jednym z wielu.
Oczywiście, że tak. To normalne, musimy mieć z kogo wybierać. Spotkaliśmy się z innymi trenerami po to, żeby porównać, sprawdzić, kto będzie najlepiej pasował do tego trudnego w tym momencie przedsięwzięcia.
Domyślam się, że istnieje profil trenera Lecha.
Darek idealnie się w niego wpasowuje, bo tak samo jak my patrzy na futbol. Profil trenera, którego chcemy zatrudniać jest precyzyjnie zdefiniowany, ale też i ewoluuje.
Co w nim znajdziemy?
Ważne jest dla nas to, czy potrafi współpracować z młodzieżą, wprowadzić ją do seniorów, mieć do tego odwagę. Jesienią Darek zrobił to fantastycznie, gdy spojrzymy na rozwój Kuby Kamińskiego, Filipa Marchwińskiego, Tymka Puchacza, Kuby Modera, Filipa Szymczaka czy Mateusza Skrzypczaka.
Zrobili ogromny postęp. Dla nas to ważne.
Pod tym kątem oceniacie trenerów?
Również. Patrzymy, czy są w stanie rozwijać zawodników albo utrzymać jak największą ich liczbę w formie. Darek robił to bardzo dobrze już jako asystent w Lechu, kiedy współpracował z Marcinem Kamińskim czy Tomkiem Kędziorą. Wiele godzin poświęcił na trening indywidualny i przygotowanie do wyzwań. Już wtedy było u niego widać pasję w tym, żeby tych młodych wprowadzać. Fundamentalne jednak jest to, czy trener potrafi rozwijać zespół, a co za tym idzie – poszczególnych zawodników, zgodnie z filozofią gry Lecha Poznań. A ta filozofia to piłka ofensywna, atrakcyjna dla kibiców.
Jakie cechy zdecydowały, że dostał tę pracę?
Bardzo szanuję w nim wytrwałość i cierpliwość. Pokazał to choćby ostatniej jesieni, kiedy nasze wyniki były, że tak powiem, średnie i w pewnym momencie znaleźliśmy się w środku tabeli. Konsekwentnie wdrażał nasz pomysł na grę. Stylu nie zmieniliśmy, tylko powiedzieliśmy sobie, że nadal będziemy grać w sposób, który ma cechować Lecha przez następne lata.
Wybór trenera w Lechu może determinować to, kto był jego poprzednikiem?
Czasem tak. Wtedy zależy nam na tym, by dać szatni oddech, a cechy charakteru były odmienne.
Mieliście dwóch trenerów z osobowością, że tak powiem, dominującą, czyli Nenada Bjelicę i Adama Nawałkę. Wybór Żurawia, znacznie od nich spokojniejszego, miał właśnie zapewnić więcej oddechu? Tym się kierowaliście?
Nie zgodzę się, co do osobowości Nenada. Taki wniosek można wysnuć na podstawie konferencji prasowych czy zachowania przy ławce, ale to pozory. On jest spokojny, bardzo dobrze nam się współpracowało. Między Darkiem i Nenadem widzę więcej podobieństw, obu charakteryzuje spokój w prowadzeniu drużyny.
Po odejściu Nawałki zobaczyliśmy, że zespół przy Darku odetchnął. To normalny facet, pasujący do Lecha, właściwie wywodzący się od nas.
Żuraw umie przyznać się do błędów?
Umie. Bardzo mi się podoba, że cały czas zastanawia się, jak coś zmienić, wytłumaczyć piłkarzom, pokazać, jakie dobrać środki treningowe, by im pomóc w realizacji wymaganego stylu – ofensywnego, dominującego, w którym mają grać odważnie i atakować, czasem ryzykować, budować akcje od tyłu. To filozofia gry Lecha. Darek potrafi namierzyć i korygować to, co nie funkcjonuje, szukać błędów i zmodyfikować treningi, sposób pracy. U wielu trenerów, z którymi współpracowaliśmy w Lechu, to było rzadkością. Ciągle robili to samo i nie starali się zmieniać tego, co ewidentnie nie działa.
Jak tworzył się obecny sztab Lecha? To wy proponowaliście asystentów?
Podobnie, jak za kadencji Maćka Skorży, zależało nam na skonstruowaniu wyważonego sztabu. Takiego, jakiego nie miał Ivan Djurdjević. On tego wsparcia od nas nie dostał. Albo inaczej. Myśmy to wspólnie z Ivanem zlekceważyli.
Teraz chodziło wam o niezbyt wielkie doświadczenie Żurawia jako trenera?
Darek może już nie jest młodą osobą, ale wciąż jest młodym trenerem. Chcę, żeby w Lechu zespoły ludzkie były mocno zróżnicowane, również w sztabie trenerskim. Na to położyliśmy nacisk. Głównego trenera chcieliśmy wspomóc kimś, kto jest lechitą, a Darek Skrzypczak kilka pucharów z naszym klubem wygrał i ma inne spojrzenie na trenerkę. Szkolił się i zbierał doświadczenie w Szwajcarii.
Jak on znalazł się w Lechu?
Od lat utrzymywaliśmy kontakt. Dwa–trzy razy w roku dzwoniliśmy do siebie ze zwyczajowymi pytaniami, co słychać. Kilka razy był w Polsce, spotkałem się też z nim przy okazji zagranicznych meczów Lecha. Kiedy graliśmy z FC Basel, przyjechał do Bazylei i wspólnie obejrzeliśmy spotkanie, pogadaliśmy o piłce. Przy okazji wspominaliśmy, że kiedyś pewnie nasze drogi się przetną.
Do Szwajcarii jeszcze jako piłkarz wyjechał w 1994 roku. Łatwo było go przekonać do powrotu?
W ogóle nie trzeba było. Sam przyznał, że czekał na telefon z Poznania, kiedy ma przyjechać. Był spakowany i gotowy. I to od wielu lat.
Drugim asystentem jest Karol Bartkowiak, najdłużej związany z Lechem jako trener w akademii.
Karol znał się z Darkiem ze współpracy w rezerwach, wtedy akurat to my zaproponowaliśmy go jako asystenta. Do drugiego zespołu Darek przychodził sam.
To też był wasz warunek?
W akademii Lecha nie zatrudniamy trenerów z ich sztabem. Współpraca Karola z Darkiem układała się bardzo dobrze, a my zmierzaliśmy do tego, by do sztabu pierwszego zespoły trafił ktoś z wewnątrz klubu. Dziś mamy w nim najmłodszego w tym gronie Karola z akademii, najstarszego Darka
Skrzypczaka z wiedzą zdobytą w Szwajcarii i Darka Żurawia z przeszłością w Bundeslidze. To zróżnicowanie, jeszcze raz podkreślę, było dla nas ważne.
Jak pan ocenia pracę trenera Żurawia po ponad roku, odkąd wziął pełną odpowiedzialność za Lecha?
Jako klub w ostatnich miesiącach zrobiliśmy duży postęp, jeśli chodzi o współpracę z akademią, skautingiem, wypracowanie spójnych środków treningowych w klubie, podobnego stylu. Darek nie ma chorego ego, co jest bardzo częstą przeszkodą u wielu trenerów. Wtedy komunikacja jest słabsza, nie można wytworzyć synergii, która jest dla mnie istotna. Darek jest otwarty, chce współpracować, szanuje zastały w Lechu zespół ludzi starających się wspólnie podejmować decyzje najlepsze dla jego dobra. To u niego cenię. Jest bardzo spokojną osobą.
Niektórzy mówią, że za spokojną.
A mnie ten ten jego spokój i cierpliwość się podobają. Spokojny jest z charakteru, on nim emanuje i przenosi na piłkarzy. To im pomaga. Gra w Lechu wiąże się z ogromną presją, ta koszulka trochę waży. Z Darkiem nadal mogli grać w piłkę, nie oddawać jej za szybko, starać się dominować, narzucać swój styl. Trzeba docenić trenera za to, że potrafił być temu wierny i wytrzymać naciski. Widzę, że piłkarze chwalą współpracę z nim. Jest sprawiedliwy w ocenach, czuje i wie, czego oni potrzebują.
Mówi się, że trenera poznaje się w kryzysie. Wtedy szczególnie uwypuklają się jego wady i zalety. Jesienią w Lechu zrobiło się nieprzyjemnie po dwóch punktach zdobytych w czterech meczach. Czego pan dowiedział się wtedy o tym trenerze?
Ja tego kryzysu sobie... nie przypominam. Kryzys to był po Nawałce. Wiedzieliśmy, z jakiej podróży wracamy i co przeżyliśmy. Darek przejmował drużynę jako trener tymczasowy. Znaleźliśmy się pod ogromnym obstrzałem i było dla nas ważne, jak poradzi sobie z kompletnie rozbitym i zdemotywowanym zespołem, jedenastoma piłkarzami, którzy wiedzą, że po sezonie odejdą. Misja, na którą wysłaliśmy Darka była niezwykle wymagająca, ale całkiem nieźle mu się powiodło. Potrafił zjednoczyć ich jako grupę, zmobilizować, by ostatni raz zagrali ze sobą w piłkę.
Widzę, że piłkarze chwalą współpracę z Darkiem. Jest sprawiedliwy w ocenach, czuje i wie, czego oni potrzebują.