Wybiła godzina zero
Odsuniętego za czerwoną kartkę najlepszego strzelca Legii Jose Kante ma zastąpić w Poznaniu Tomaš Pekhart.
Przerwa zimowa jest jak klątwa dla napastników, którzy w tym czasie przychodzą na Łazienkowską. Przynajmniej była nią w ostatnich latach. Przed rokiem nie podjęto tego ryzyka, ale w styczniu 2018 roku do Legii przybył Chorwat Eduardo. Wiosną gola nie strzelił, jesień spędził w rezerwach i na tym skończył się polski etap jego kariery. Sprowadzeni rok wcześniej snajperzy Tomaš Necid i Daniel Chukwu okazali się rozczarowaniem. W styczniu 2016 roku do Warszawy przyjechał Jarosław Niezgoda, dla którego pierwsze pół roku też było nieporozumieniem. Sprawdził się dopiero po powrocie do Legii z rocznego wypożyczenia do Ruchu Chorzów. Ostatnim, który przyszedł zimą i nie zawiódł, był w 2014 roku Orlando Sa, tyle że on również zaczął regularnie strzelać dopiero w następnym sezonie, początkowe miesiące zakończył z jednym trafieniem.
Oszukać przeznaczenie
Kolejnym na czarnej liście pomyłek nie chce być Tomaš Pekhart. Czech trafił do Legii zimą. Na razie strzelił jednego gola, żadnego spotkania nie rozpoczął w pierwszym składzie. 31. urodziny świętował
we wtorek w Legnicy, patrząc z ławki rezerwowych, jak jego koledzy zapewniają sobie awans do półfinału Pucharu Polski. Dotychczas był na uboczu, musiał uszanować hierarchię wśród napastników, w której niekwestionowanym numerem jeden jest Jose Kante – kreujący akcje, walczący w środku pola, bardzo aktywny. Godny następca Niezgody, to o Gwinejczyku z hiszpańskim paszportem było głośno przed przerwą spowodowaną pandemią. Pekhart był na ustach dziennikarzy i kibiców tylko, kiedy podpisywał 2,5-letni kontrakt. W sobotę Czech wyjdzie z cienia, będzie miał szansę zostać bohaterem jednego z najważniejszych meczów w sezonie. Kante pauzuje za kartki, Maciej Rosołek (młody bohater jesiennego meczu z Kolejorzem, strzelec zwycięskiego gola na 2:1 zaraz po wejściu z ławki) jest kontuzjowany. Dla Pekharta wybiła godzina zero – pora, by Czech pokazał, że warto było go sprowadzić na Łazienkowską.
– Tomaš jest zawodnikiem, który trochę skorzystał na sytuacji z koronawirusem. Wyleczył drobny uraz, miał więcej czasu, by zapoznać się z drużyną – twierdzi Aleksandar Vuković. Trener wicemistrzów Polski przyznaje, że w sobotę prawdopodobnie postawi na niego. – Jest duża szansa, że Tomaš zagra z Lechem od początku, ale nie jest to jedyna opcja – zastrzega szkoleniowiec. Inną jest ustawienie na szpicy skrzydłowego Mateusza Cholewiaka, ale byłoby to duże zaskoczenie. I pokazałoby, jak słabe notowania ma Pekhart. Słowa Vukovicia wskazują na coś innego.
Człowiek zagadka
Pekhart dla polskich kibiców wciąż jest postacią dość zagadkową. Z internetu wiedzą, że przyszedł z drugoligowego Las Palmas, że jest bardzo wysoki (194 cm), że kiedyś grał w reprezentacji Czech. O jego grze powiedzieć mogą niewiele, bo pokazał się dopiero w trzech meczach, w których uzbierał ledwie 30 minut.
– A i tak zdążył dać coś drużynie: zdobył bramkę, wypracował gola z Lechią – przypomina Vuković. Jak na czas spędzony na boisku, to faktycznie sporo. Debiutował w meczu z Jagiellonią, gdy wynik był całkowicie bezpieczny, jego gol na 4:0 tylko przypieczętował zwycięstwo. Prawdziwej weryfikacji jeszcze nie przeszedł, dotychczas nie był jeszcze w Legii tym, który musi zadecydować o rezultacie. Dlatego tak ważny test czeka go w sobotę. Wejście w buty Kante wcale nie będzie proste. Zespół przyzwyczaił się do gry z innego typu napastnikiem. Pekhart to piłkarz, który przebywa głównie w polu karnym, żyje z podań.
– To nieco inny napastnik niż Kante, ale z tego powodu nie zamierzam zmieniać ustawienia. Nie przeprowadzę rewolucji, bo wypadł nam jeden zawodnik – zapewnia Vuković. I wymienia atuty Czecha: – Jest nieprzeciętnego wzrostu i gra głową to jego silna strona, ale co równie ważne, jest ruchliwy, solidnie pracuje, to nie jest normą przy takim wzroście. Piłkarze o takiej charakterystyce często tylko czekają na podania, on taki nie jest. To dla nas istotne, chcemy aktywnego napastnika, szczególnie w tych fazach, kiedy posiadamy piłkę. Tomaš jest w stanie to zapewnić – twierdzi Vuković. Na pytanie o zimową klątwę, odpowiada krótko: – Pekhart może powiedzieć, że został sprowadzony wiosną, a nie zimą. Przerwa trwała tak długo, że ma już za sobą kilka miesięcy pobytu w Legii. Poza tym nie bardzo wierzę w klątwy. Wierzę w pracę i w to, że każdy przypadek jest inny. Nie ma sensu porównywać go do poprzedników – stwierdza szkoleniowiec Legii.
Innego zdania jest były legionista Dariusz Dziekanowski. On od razu przywołuje poprzedniego czeskiego napastnika. – Dziwi mnie, że po doświadczeniach z Necidem Legia postąpiła w podobny sposób. Wzięła zawodnika, który nie jest perspektywiczny, który nie wchodzi do zespołu jako jego pewny punkt. Klub mający ambicje gry w europejskich pucharach, nie sprowadza piłkarzy, którzy przez dziesięć lat nie sprawdzili się w Europie. A tu przyszedł napastnik, którego wartość na rynku transferowym jest niewielka, który tylko zajmuje miejsce młodym zawodnikom – Dziekanowski nie szczędzi krytyki. I nie za bardzo wierzy, że w sobotę 31-latek może zostać zbawcą Legii.
Tak sceptyczny nie jest za to Marcin Mięciel, który w przeszłości strzelił dla drużyny z Łazienkowskiej 43 gole w 143 spotkaniach. – Starcie z Lechem pokaże, jak jest przygotowany, jak trenował przez te dwa miesiące. Ma o tyle trudną sytuację, że dotychczas grał mało, a mecze dodają pewności. Ale z drugiej strony, jeśli wskoczy na szlagierowe spotkanie, to ranga meczu też może go ponieść – zastanawia się były napastnik.
Kiedy atmosfera wokół sobotniego spotkania robi się coraz bardziej gorąca, Vuković zdejmuje presję z Pekharta, mówiąc: – Nie podchodzę do niego w ten sposób, że w meczu z Lechem musi coś udowodnić. Ten chłopak ma tak duże doświadczenie, że nie tylko teraz, ale i w kolejnych miesiącach dużo da drużynie – podsumowuje trener Legii.