Lubiński walec
Zagłębie ośmieszyło Pogoń w Szczecinie i już w pierwszej połowie prowadziło 3:0. Kapitalny występ 18-letniego Bartosza Białka.
Bez względu na skład, trenerów, pogodę, obecność kibiców czy wygląd stadionu Zagłębie Lubin od dawna czuje się w Szczecinie jak u siebie. Od ośmiu lat przyjeżdża do stolicy Po- morza Zachodniego po to, by w najgorszym wypadku wrócić na Dolny Śląsk z punktem. W piątek Miedziowi zdobyli trzy i zawodnicy Pogoni mogą się cieszyć, że mecz odbył się bez publiczności, bo dzięki temu nie musieli nasłuchać się gwizdów i szyderstw własnych kibiców. A z pewnością na nie zasłużyli.
Bohater z III ligi
Czasem warto oglądać III ligę. Doskonale o tym wie trener ekipy gości Martin Ševela, który na początku listopada 2019 śledził rywalizację rezerw Zagłębia z Ruchem Zdzieszowice na czwartym poziomie rozgrywkowym. Właśnie po tym spotkaniu zaprosił do swojego zespołu juniora – Bartosza Białka. Dziś 18-letniego napastnika może zazdrościć Miedziowym większość ekstraklasy, a na pewno prowadzący gospodarzy Kosta Runjaic. Bo Białek w piątkowy wieczór zrobił więcej niż obecni atakujący Granatowo-bordowych przez cały sezon – strzelił gola, miał asystę i udział przy jeszcze jednej bramce. Trudno uwierzyć, że ten chłopak ma dopiero 18 lat, a na pewno nie daliby temu wiary stoperzy Pogoni – Benedikt Zech i Mariusz Malec.
Zdaje się obaj zlekceważyli młodziana, ale prędko wiedzieli, że się pomylili. Najpierw Malec został przepchnięty przez Białka, jego koledzy nie zdążyli załatać dziury w środku defensywy i po chwili po asyście napastnika było 1:0. Natomiast Zech wybił piłkę wprost do atakującego, ten spokojnie pobiegł w pole karne i pokonał Dantego Stipicę. Pierwsza połowa jeszcze trwała, a przyjezdni prowadzili 3:0.
– Jestem środkowym napastnikiem, ale oprócz oddawania strzałów, chcę też być cały czas aktywny, podawać, pomagać w rozegraniu piłki – to słowa wychowanka
Stali Brzeg. Nie da się ukryć – był aktywny i to aż za bardzo dla przeciwników. On po strzeleniu gola założył ręce na klatkę piersiową, jednak innym dłonie same składały się do oklasków w reakcji na jego postawę.
Fatalna obrona
Zagłębie zmiażdżyło Pogoń. Miedziowi od początku sprawiali wrażenie, jakby doskonale wiedzieli, co miejscowi zrobią za chwilę. Doskonale się przesuwali i ograniczali swobodę rywali. Portowcy długo utrzymywali się przy futbolówce, mozolnie rozgrywali, aczkolwiek można było odnieść wrażenie, że właśnie tego chcą goście, bo wiedzą, że i tak nic z tego nie wyniknie. Najczęściej byli odpowiednio ustawieni i blokowali uderzenia Granatowo-bordowych, a nawet gdy się spóźnili, to ostatecznie ratował słupek (obili go Damian Dąbrowski i Adam Frączczak).
Problemy z ofensywą Pogoni nie są niczym nowym, w tym sezonie to norma. Za to ich gra w obronie była nowością. Tak źle nie prezentowali się być może od czasów Maciej Skorży, kiedy zamykali tabelę. Co Zagłębie nie wymyśliło, sprawiało tym problem drużynie ze Szczecina. Gdyby lubinianie byli bardziej bezlitośni, odnieśliby większe zwycięstwo. Momentami wydawało się, że sami byli zdziwieni na jak wiele pozwalają im przeciwnicy. Tak naprawdę jedynie Dante Stipica zagrał na normalnym poziomie i kilkukrotnie ratował skórę kumplom z zespołu. Nadzieja dla kibiców Pogoni, którzy ustawili szpaler z racami w rękach na ulicy prowadzącej na stadion, by w ten sposób okazać wsparcie drużynie? Powrót Kamila Drygasa. Środkowy pomocnik w piątek wystąpił pierwszy raz od wyleczenia kontuzji kolana. Do tego zadebiutował 17-letni Hubert Turski i pokazał się ze znacznie lepszej strony od Frączczaka. To tyle z plusów. Portowcy w 2020 wciąż spisują się fatalnie, co skrupulatnie wykorzystało Zagłębie.