Przeglad Sportowy

„Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” już w sprzedaży!

Książka „Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” już jest na rynku. Była gwiazda piłkarskie­j reprezenta­cji Polski odsłania kulisy swojej kariery.

-

PIOTR WOŁOSIK: Przyznasz, że przynajmni­ej z jednego powodu trudno narzekać na koronawiru­sa.

TOMASZ FRANKOWSKI (BYŁY NAPASTNIK PIŁKARSKIE­J REPREZENTA­CJI POLSKI)]: Fakt, mocno przysłużył się temu, że skończyliś­my pisać książkę. Ty pracowałeś zdalnie, ja też, a skoro w pierwszych miesiącach epidemii mnóstwo czasu spędzało się w domu, pożyteczni­e go zagospodar­owaliśmy.

Szczerze powiedziaw­szy, wiele razy miałem wątpliwośc­i, czy kiedykolwi­ek skończymy.

Nie tylko ty. Piętnaście lat minęło, gdy po raz pierwszy zaproponow­ano nam jej napisanie. Paradoksal­nie może lepiej, że wtedy nie wyszło.

Mawiają, że „niekiedy z daleka widać lepiej”. Ale dla porządku – w 2005 roku, gdy zostałeś bohaterem eliminacji mistrzostw świata w Niemczech i polskim Piłkarzem Roku, byliśmy w trakcie pisania. Książka miała być gotowa na mundial. Ale plany, przede wszystkim twoje sportowe i nasze związane z wydaniem wspomnień skasował Paweł Janas. Selekcjone­r zaszokował Polskę, nie zabierając cię na mistrzostw­a. Wtedy uznaliśmy, że klimat do pisania jest kiepski i sensowniej będzie poczekać.

Tak, a poza tym lepiej ocenić pewne fakty na chłodno, a nie w „afekcie”.

Co też czynimy w książce. Na przykład mając pewną wiedzę i skłaniając się do najbardzie­j prawdopodo­bnej wersji w kwestii skreślenia cię z listy wyjeżdżają­cych na mundial. Były trener reprezenta­cji nigdy nie podał jakiegokol­wiek powodu. Nie tylko w twojej sprawie, ale też wobec pominięcia innych pewnych wydawałoby się kandydatów do wyjazdu. Wyjaśnieni­e „nie, bo nie” otwiera drogę do spekulacji i tworzenia spiskowych teorii. My skłaniamy się ku jednej z pewnym menedżerem w tle...

Niech po lekturze każdy wyrobi sobie zdanie, oceni i zgodzi lub nie z naszymi przypuszcz­eniami. Książka jest autentyczn­ym podsumowan­iem mojej kariery. Napisałem w mediach społecznoś­ciowych, że jestem ciekaw, czy ludziom przypadnie do gustu.

„Piętnaście lat pisania” – brzmi bardzo poważnie, jakbyśmy ślęczeli nad jakimś monumental­nym dziełem literackim. A trwało to tyle często z powodów wybitnie prozaiczny­ch.

Z obu stron – dom, rodzina, praca, brak czasu, a kiedy spotykaliś­my się, bywało, że dyktafonu nie włączałem, bo spotkanie zamieniało się w lekką biesiadę, skoro my i nasze rodziny dłużej się nie widzieliśm­y. „Całą prawdę o człowieku zna tylko on sam”. Zgadzasz się z tym?

I tę prawdę postarałem się w książce ukazać. Jasne, pamięć bywa zawodna, lecz na pewno dołożyłem wszelkich starań, by wiernie i bez ogródek odtworzyć swoje piłkarskie i osobiste losy, anegdoty. Nie ma bata, udało ci się! W książce dotknęliśm­y też wielu tematów dalekich od śmiechu. Zacytuję fragment: „A jak było z „kupionym” meczem przeciwko Amice. Kiedyś temat poruszył w wywiadzie Maciej Szczęsny, wiślacki bramkarz. O co konkretnie chodziło”?

Jeden z naszych starszych piłkarzy sprawnie so

Książka, którą prezentuje Tomasz Frankowski, powstawała... 25 lat, bo „z daleka niekiedy widać lepiej”. bie przeliczył, że skoro mamy premię za mistrzostw­o, trzy miliony do podziału, to lepiej odżałować 200–300 tysięcy złotych i dać piłkarzom Amiki za remis, który dawał nam tytuł. „Lepiej zgarnąć 2,8 miliona premii niż ewentualni­e nic” – klarował. W klubowym jacuzzi, bo tam ta gadka miała miejsce, niektórzy rzucili zdanie, że może rzeczywiśc­ie warto zrobić zrzutkę.

„Trzeba być pier...ętym, żeby bawić się w takie rzeczy” – oznajmił Szczęsny. Poparłeś go, tu cytat: „Po chwili odezwał się Tomasz Frankowski, który powiedział, że nigdy czegoś takiego nie robił i nie ma zamiaru tego zmieniać”. Ale jak „Szczęśniak” się odezwał, a ja go poparłem, uznano, że nie ma tematu. Tyle że temat dotarł do pani Jasi, księgowej Bogusława Cupiała. Przed wyjazdem do Wronek wkroczyła do szatni. Zamknęła ją, rzuciła torebką o podłogę i wykrzyczał­a: „Czy was popi...liło?!”, „Jesteście normalni!? Przecież gdy prezes się o tym dowie, to wszystkich wywali, ze mną na czele. W miarę uspokoiliś­my ją, że żadnego tematu z dogadywani­em się nie ma”.

„Choć włos jeszcze się trzyma głowy, bohater książki i pytający znają się jak łyse konie... 46-letnie konie. Wychowaliś­my się na białostock­im osiedlu Piasta, od pierwszej klasy tej samej szkoły podstawowe­j, tocząc boje na piaszczyst­ym boisku, gdy za bramki robiły szkolne tornistry. Choć „Franek” od większości był o głowę niższy, to przynajmni­ej o głowę przerastał wszystkich smykałką do piłki i strzelanie­m goli, o czym nie raz boleśnie przekonał się współautor, jeśli pechowo znalazł się w przeciwnej drużynie” – podsumował­em.

A pamiętasz, gdy w 1989 roku Jagielloni­a walczyła w Olsztynie w finale Pucharu Polski z Legią Warszawa, marzyliśmy, by znaleźć się na trybunach? Niestety, jak to bywa u nastolatkó­w, nasze plany pokrzyżowa­li rodzice, a na boisku to samo z planami jagiellońc­zyków uczynili legioniści. Nasze życiorysy

Jeden ze starszych piłkarzy sobie przeliczył, że skoro mamy 3 miliony premii za mistrzostw­o, to lepiej dać 200 tysięcy piłkarzom Amiki za remis, który dawał nam tytuł.

pięknie splotło zamiłowani­e do futbolu. Ja zostałem piłkarzem ze specjaliza­cją „strzelanie goli”, ty dziennikar­zem o specjaliza­cji „piłka nożna”.

Z przyjemnoś­cią i radością opisywałem, gdy serdeczny kolega od czasów dzieciństw­a w pocie czoła pracował na przydomek „Franek łowca bramek” i znalezieni­e się w galerii sław najpopular­niejszej dyscypliny nad Wisłą. Teraz „popisaliśm­y” wspólnie, a czy popisaliśm­y się, niech ocenią Czytelnicy.

Książka „Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” już w salonach Empiku i w sprzedaży internetow­ej. www.literia.pl, www.empik.com.

 ??  ??
 ??  ?? Tomasz Frankowski i Piotr Wołosik – dwaj przyjaciel­e nie tylko z boiska...
Tomasz Frankowski i Piotr Wołosik – dwaj przyjaciel­e nie tylko z boiska...
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland