ZIMĄ OKREŚLIMY, O CO GRA GÓRNIK
Artur Płatek, odpowiadający w Górniku za pion sportowy, opowiada o rewelacyjnym starcie zabrzan, niedoszłych transferach i poszukiwaniach napastnika.
ŁUKASZ OLKOWICZ: Jest pan zadowolony z okna transferowego Górnika?
ARTUR PŁATEK: Zawsze może być lepiej. Nie wszystko, co zamierzaliśmy, udało się zrobić. Miała na to wpływ dynamika, to, co się działo na rynku transferowym oraz uwarunkowania spowodowane pandemią.
Górnik musiał zacisnąć pasa?
Zgadza się. W porównaniu do poprzedniego sezonu zmniejszyliśmy budżet płacowy na zawodników pierwszej drużyny o 30-35 procent. Ma to oczywiście związek z sytuacją, w jakiej przyszło nam żyć. Mniej jest kibiców na trybunach, wszędzie trzeba szukać oszczędności.
Latem odeszło też pięciu zawodników. Angulo, Jirka, dwóch Greków, czyli Giakoumakis i Vassil, a później Bochniewicz.
Prawie połowa drużyny, trudno to było skompensować. Skupiliśmy się na tym, żeby więcej nie tracić zawodników, bo pojawiły się oferty na jednego czy dwóch kolejnych.
A transfery w drugą stronę?
Zakładaliśmy, że to będą zawodnicy od razu do grania, jak Alex Sobczyk czy Bartek Nowak. Szybko wkomponowali się do zespołu.
Za Nowakiem chodził pan od roku.
I wychodziłem za darmo.
Jeszcze zimą trzeba było za niego zapłacić 700 tysięcy złotych.
Rzadko zdarza się, żeby takiego zawodnika pozyskać za darmo, dlatego tym bardziej cieszę się z tego transferu. Najważniejsza okazała się rozmowa z Bartkiem, przekonanie go do projektu, jaki powstał z Zabrzu. Dziś obie strony są zadowolone. Aczkolwiek z tej typowo sportowej strony powiem, że on gra teraz na 50 procent swoich możliwości. Charakterystyczne, że żadnego meczu nie dograł do końca. Wychodził w podstawowym składzie, ale nie kończył.
To wiąże się z systemem stosowanym przez trenera Brosza. U niego zawodnicy z pozycji numer osiem muszą nieustannie pracować na boisku. I zmienia ich w ostatnich 20-25 minutach. To nie ma związku z jakimiś problemami Bartka, bo to akurat zawodnik bardzo dużo biegający, tylko strategią trenera.
Liczba Greków w Górniku musi się zgadzać, bo znów odtworzyliście ten kierunek. Pierwszy był Giannis Massouras.
Wiemy, że nie jest jeszcze przygotowany w stu procentach. Sprowadziliśmy go z myślą pod nasz system i wierzę, że będziemy mieć z niego korzyści.
A kiedy dojdzie do siebie?
Do miesiąca powinien już być w pełni przygotowany. W dwóch meczach zagrał na dobrym poziomie, ale później miał minimalny kryzys i z Zagłębiem wypadł już trochę słabiej.
Drugim transferem był Stefanos Evangelou.
Pozamykały nam się wcześniej opcje z innymi zawodnikami.
Trop prowadził do ligi belgijskiej.
Było dwóch piłkarzy. Jeden nie do końca podpasował trenerowi Broszowi pod koncepcję, dlatego nie zdecydowaliśmy się na niego. Nazwisko drugiego pominę. Gdy klub, który chciał nam go oddać, dowiedział się, kto jeszcze obok nas chce go pozyskać, wycofał się z transakcji i już byliśmy bez szans.
Evangelou był trzecią opcją?
Jak gdyby tak. Pozyskaliśmy go na zasadzie transferu definitywnego i nie musieliśmy za niego płacić. Mamy większy udział w ewentualnej sprzedaży, do nas należy 70 procent. Wiemy, że ma zaległości i potrzebuje czasu, bo nie rozegrał żadnego sparingu, tylko trenował. Jego transfer wpisuje się w naszą politykę.
Bo młody?
Tak. Na polskim rynku nie bylibyśmy w stanie pozyskać młodego stopera ze zbliżonymi umiejętnościami. Nasz sposób patrzenia na ten zespół i jego rozwój, to myślenie przede wszystkim o polskich zawodnikach. Jeżeli nikogo odpowiedniego nie ma, wtedy spoglądamy za granicę.
Przyzwyczaił się pan już do ograniczeń w swojej pracy? Do Górnika szukacie głównie takich zawodników, za których nie trzeba płacić.
Wiadomo, że nie jesteśmy w stanie pozyskać jednego, drugiego, trzeciego utalentowanego i wyskautowanego chłopaka z rocznika 2001, 2002 czy 2003. Nie stać nas, żeby wydać 150, 200 lub 300 tysięcy euro, bo takie są ceny za tych zawodników. Ile Raków zapłacił za Szelągowskiego? Myślę, że około 700 tysięcy złotych.
Gdy chcieliście Adama Ratajczyka z ŁKS, to usłyszeliście, żeby szykować 600 tysięcy euro.
Obracamy się wokół skromnego budżetu. Dla nas najważniejsze są dwie rzeczy. Skauting, by pozyskiwać zawodników wcześniej do naszych grup młodzieżowych. I tam prowadzić szkolenie jeszcze lepsze niż do tej pory, bardziej ukierunkowane. Dlatego w naszej hierarchii trener Żurek (prowadzi drużynę Górnika z CLJ), trener Prasoł (szkoleniowiec Iii-ligowych rezerw Górnika) i głównie trener Kowalski (koordynator grup młodzieżowych) odgrywają znaczące role.
Co pan pomyślał, gdy dowiedział się, w jakim ustawieniu będzie grać Górnik w nowym sezonie?
Ten styl to pochodna wielu przemyśleń. Mówiłem od dłuższego czasu, że jeżeli chcemy grać agresywnie, to musimy zacząć trójką z tyłu, bo ten system wymusza pewne zachowania. Pod niego trzeba mieć odpowied
Kiedyś trener Brosz zapytał mnie, jakiego Górnika chciałbym oglądać. Odpowiedziałem, że takiego, jak w latach 80., który nieustannie atakował i wywierał presję.
nich zawodników. To trener Brosz wybrał grę trójką obrońców, wymyślił nieco zmodyfikowany sposób bronienia. To jego przepis. W efekcie dziś Górnika dobrze się ogląda, a w jego meczach dużo się dzieje. Kiedyś trener zapytał mnie, jakiego Górnika chciałbym oglądać. Odpowiedziałem, że takiego, jak w latach 80., a precyzując to 1984-87.
Cztery razy z rzędu wygrał wtedy mistrzostwo Polski.
To był Górnik, który nieustannie atakował i wywierał presję. Wiadomo, że teraz nie mamy zawodników o takiej jakości, bo wtedy klub sprowadzał najlepszych z Polski. Swoim sposobem, ale chcemy iść podobną drogą.
Dlaczego Kacper Kostorz nie trafił do Górnika?
Nie do mnie to pytanie.
Długo pan się o niego starał.
Bardzo długo. Mocno zabiegałem o niego, jeździłem oglądać. Myślę, że gdyby dziś Legia nie miała tych problemów, które ma i Górnik nie byłby w tabeli tam, gdzie jest, to skończyłoby się jego przenosinami do Zabrza.
Dlaczego się nie skończyło? Legia nie zgodziła się na jego odejście. Nie rozumiem tej decyzji, tak jak nie rozumiem, dlaczego nie puszczono Szymona Włodarczyka. On też był dla nas interesujący, choć Kostorz był priorytetem. Dziwią mnie te decyzje, ale nie ja za nie odpowiadam. Zastanawia mnie tylko, gdzie ci chłopcy mają grać. Bo żeby się rozwijać, muszą mieć wyzwania. Życzę im, żeby w Legii dostali tyle minut do grania, ile dostaliby w Górniku.
Obu chcieliście wypożyczyć z opcją pierwokupu?
Tak.
Może Legia po prostu nie chciała ich stracić?
Być może przez to, że ich nie oddała, już straciła? Na decyzję Legii czekaliśmy do samego końca. Przez niedoszły transfer Kacpra nie sprowadziliśmy napastnika. Kostorz był dla nas numerem jeden.
A był numer dwa?
Legia nie zgodziła się na odejście Kacpra Kostorza. Nie rozumiem tej decyzji, tak jak nie rozumiem, dlaczego nie puszczono do nas Szymona Włodarczyka.
Za Jesusa Jimeneza wpłynęła z Dynama Kijów oferta z opcją wypożyczenia, która była nie do zaakceptowania. Dalszych konkretów zabrakło. I tyle w tym temacie.
Mamadou Sylla. Myślę, że gdybyśmy przez Kostorza tak długo nie czekali, to udałoby się go pozyskać. Dziś jest w Gironie, w debiucie strzelił gola. Gdybyśmy docisnęli wcześniej, polecieli do niego i porozmawiali, gdy grał jeszcze w Gencie, to pewnie udałoby się zrobić ten transfer. Czekaliśmy na Kostorza, ale nie udało się. Tak to już jest w tej robocie.
Latem skończyły się w Górniku cztery wypożyczenia, w tym sezonie zdecydowaliście się na jedno. Będziecie chcieli w ogóle je ograniczyć?
Chcieliśmy z nich wyjść. Ale jeżeli zamierzamy pozyskiwać zawodników na coraz wyższym poziomie, to niekiedy trzeba szukać wypożyczeń. W tym oknie zauważyliśmy, że coraz większe kluby zaczynają do nas pukać i oferować zawodników na wypożyczenie – z Anglii, Francji, Belgii czy Grecji. Doceniają, że inni wypożyczeni robią u nas progres, dlatego starają się nam dawać jakościowych piłkarzy.
Nie kusiło, żeby skorzystać?
Świadomie nie ciągnęliśmy tego tematu, bo chcemy iść w kierunku naszych wychowanków. Oni mają priorytet w drodze do kadry pierwszego zespołu i dostaniu szansy. Ale to też nie będzie tak, że tych szans będą otrzymywać nie wiadomo ile. Celujemy też w zawodników, których pozyskujemy za darmo, jak Manneh, gdzie w umowie są zapisane procenty dla ich klubów od przyszłego transferu. To droga dla nas. Chcemy zbudować zespół, który w przyszłym roku powalczy o coś więcej.
Na razie jesteście na drugim miejscu.
Jeżeli w tym sezonie się uda, to czemu nie. Do grudnia poznamy odpowiedź, w którym kierunku iść – budowy silnego zespołu na przyszły sezon czy zaatakowania już w tym sezonie.
Nie boi się pan, że ten zespół mogą panu rozebrać? Może odejść Przemysław Wiśniewski, może odejść Alasana Manneh.
To normalne nawet w wielkich klubach. Wyciągają ci dwóch czy trzech za dobre pieniądze i trzeba ich zastąpić. Nie widzę w tym nic dziwnego. Bogatsze kluby kupowały, kupują i będą kupować zawodników. Nie jesteśmy potentatami, jeżeli ktoś przyjdzie i wyłoży za Manneha cztery miliony euro, to trzeba będzie go sprzedać. Podobnie z Wiśniewskim, jeżeli ktoś zaproponuje logiczną sumę.
A jaka jest logiczna za niego?
Cztery miliony euro.
Lecce dawało mniej?
To była tak niska propozycja, że nie potraktowałem jej poważnie. Chcieli go wypożyczyć, a po rozegraniu określonej liczby meczów dopłacić. Sumy tak małe, że nie były dla mnie żadną propozycją.
A w przypadku Jesusa Jimeneza i zainteresowania Dynama Kijów?
Wpłynęła oferta z opcją wypożyczenia, która była nie do zaakceptowania. Dalszych konkretów zabrakło. I tyle w tym temacie. Trochę już w tej piłce jestem. Jeżeli ktoś wysyła ofertę wypożyczenia na takich warunkach, to tak, jakby robił z ciebie kretyna. Myślę, że podobne wysłali do dwóch-trzech innych klubów, gdzie zauważyli interesujących zawodników. Gdy ktoś się zgodzi, wtedy przyspieszają z rozmowami.
Przed tym sezonem miała być repolonizacja Górnika, czyli transfery młodych Polaków do 24. roku życia. Z nowych tylko Norbert Wojtuszek i Sobczyk spełniają te kryteria. Jest też dwóch Greków i 27-letni Nowak.
No tak, Nowak ma tych lat więcej, ale to była okazja. Jeżeli będę miał szansę dostać np. 32-letniego Michała Pazdana, to na pewno się zastanowię. Wiadomo, że chciałbym sprowadzać 19- czy 20-latków, ale oni muszą mieć jakość. To dla mnie najważniejsze kryterium. Trochę tych nazwisk przerobiliśmy spośród bocznych obrońców, stoperów, środkowych pomocników. Wielu z nich odpadło, bo po prostu byli za słabi.