RAJ DLA POLAKÓ
Bartosz Zmarzlik, Szymon Woźniak i inni nasi zawodnicy dostaną po sezonie reją kordowe podwyżki. Skorzystali na nowym regulaminie, a kluby podbija stawki.
Przewodniczący Stowarzyszenia Żużlowców „Metanol” Krzysztof Cegielski już w maju przewidywał, że zawodnicy nie muszą martwić się radykalnymi cięciami tegorocznych kontraktów, bo już w kolejnym sezonie, prezesi zwrócą im te pieniądze z nawiązką. Nawet jednak on nie mógł się spodziewać, że wzrost stawek w PGE Ekstralidze będzie aż tak duży, a najbardziej skorzystają na tym Biało-czerwoni. Przepis o obowiązkowym zawodniku do lat 24 oraz niechęć zagranicznych żużlowców do zajmowania tej pozycji w elicie spowodowały, że zaoszczędzone pieniądze prezesi będą inwestować w polskie gwiazdy.
Jest porozumienie z mistrzem
Wszystko wskazuje na to, że listę najlepiej zarabiających żużlowców świata będzie w przyszłym sezonie otwierał Bartosz Zmarzlik. W Gorzowie już chwalą się, że doszli do porozumienia z mistrzem świata, a 25-letni mistrz świata może w swoim klubie liczyć na zarobki porównywalne z tymi, które w 2011 roku otrzymał w tym klubie ówczesny mistrz świata Tomasz Gollob. To z kolei oznaczałoby, że Zmarzlik za starty w kolejnym sezonie PGE Ekstraligi może zarobić nawet trzy miliony złotych. Jeśli doliczyć do tego wartą milion złotych umowę z Orlenem, pozostałe kontrakty sponsorskie oraz jazdę w GP i zagranicznych ligach, to gorzowianin w kolejnym sezonie śmiało może liczyć na przekroczenie pięciu milionów złotych. Inni zawodnicy nawet nie mogą się z nim porównywać, bo pozostałych czterech, pięciu najlepszych ligowców może liczyć na zarobki tylko nieznacznie przewyższające dwa miliony złotych. W ich przypadku nie było jednak mowy o podwyżce, a choćby Jason Doyle musiał zadowolić się niższym kontraktem w Fogo Unii Leszno niż ten, który uzgodnił rok temu z władzami ewinner Apatora. To zresztą charakterystyczne dla tego okresu transferowego, bo na hitowe oferty mogą liczyć przede wszystkim Polacy. Krajowych zawodników mogących zagwarantować wysoki poziom sportowy jest na rynku bardzo niewielu, a przy braku wartościowych żużlowców do 24 lat to właśnie Polacy mogą decydować o wyniku drużyny. Nie ma się więc co dziwić, że prezesi są w stanie dać im naprawdę wielkie pieniądze, byle tylko przekonać do transferu.
Obcokrajowców więcej niż miejsc
W środowisku już głośno mówi się o tym, że Bartosz Smektała jest w tak dobrej pozycji negocjacyjnej, że za sam podpis na nowym kontrakcie z Eltrox Włókniarzem będzie mógł zainkasować nawet 700 tysięcy złotych, a każdy punkt może wycenić na siedem tysięcy złotych. Łatwo policzyć, że przy podobnej formie, co tegoroczna, 23-latek zarobi w kolejnym sezonie 1,7 mln złotych. Tylko niewiele mniejsze pieniądze w Motorze Lublin ma dostać 22-letni Dominik Kubera. To zresztą nie koniec wielkich wypłat dla polskich zawodników, bo sporą podwyżkę w Stali Gorzów wynegocjował sobie drugi z reprezentantów Polski – Szymon Woźniak. Żużlowiec miał fatalny początek sezonu, ale już sama udana końcówka wystarczyła, by dostał oferty z Torunia i Grudziądza opiewające na 0,5 miliona złotych za podpis. Ostatecznie gorzowianie musieli zgodzić się na jego warunki, bo inaczej zostaliby bez czołowego zawodnika. Na brak pieniędzy w Toruniu nie będzie z kolei narzekał także Paweł Przedpełski, bo on również będzie miał szansę zarobić podobne pieniądze co Woźniak.
Inicjatywę na rynku zupełnie stracili obcokrajowcy, bo ich akurat jest nieco więcej niż miejsc w PGE Ekstralidze, a prezesi doskonale zdają sobie sprawę, że w tej sytuacji nie muszą przepłacać. Całkiem możliwe, że bez kontraktów na kolejny sezon w elicie zostaną m.in.
Max Fricke, Niels-kristian Iversen czy Antonio Lindbäck.
Nie boją się pandemii
Ogólnie jednak na rynku widać, że prezesi nie za bardzo obawiają się kolejnych perturbacji związanych z koronawirusem, a w większości klubów stawki wróciły do poziomu wynegocjowanego przez zawodników w 2019 roku. Całkiem prawdopodobne, że w przypadku przedłużających się problemów z COVID-19 na wiosnę znów konieczne będzie renegocjowanie umów i dopasowywanie stawek żużlowców do aktualnych warunków. Władze PGE Ekstraligi stanowczo odrzucają taki scenariusz, ale przy rozrzutności klubów mogą zostać postawione pod ścianą. Podobnie zresztą jak zawodnicy, którym teraz obiecuje się wielkie pieniądze.