Minusy przesłoniły plusy OLKOWICZ
Perfekcyjna realizacja prostego planu dała liderowi zwycięstwo nad wiceliderem 3:1.
Wprzewidywanych scenariuszach tego spotkania na pewno zabrakło tego, który przyszykował trener Rakowa Marek Papszun wraz ze swoimi piłkarzami. Zaskoczyli tym przede wszystkim zespół gospodarzy. Bo czym Górnik paraliżował rywali na początku sezonu? Wysokim pressingiem.
Zabrzanie byli w nim bezwzględni, osaczali przeciwników na jego połowie, żeby zaraz zabrać piłkę. Co więc wymyślił Papszun? Jego piłkarze nie będą bawić się w żadne rozgrywanie. Nie zamierzają utrzymywać się przy piłce, żeby nie prowokować górników do użycia ich najgroźniejszej broni.
To był klucz numer jeden do zwycięstwa. Ten z numerem dwa sztab Rakowa znalazł w wysokim ustawieniu obrońców zabrzan. Tak ryzykownie nie broni nikt inny w lidze. Obrona gospodarzy, żeby przód Górnika mógł jeszcze mocniej docisnąć rywala, ustawia się na linii dzielącej boisko na pół. Ma to swoje plusy, ale i minusy, czyli przede wszystkim pozostawioną autostradę prowadzącą wprost do bramki Martina Chudego. Jeśli w porę nie zapobiegnie się podaniom za placy defensorów, zabrzanie mają problem.
I to był w zasadzie jedyny pomysł Rakowa na ten mecz. Częstochowianie z piłką przy nodze nawet nie zastanawiali się nad podaniem do boku. Bo i po co? Grali przed siebie, gdzie zza pleców obrońców Górnika wyskakiwali coraz to inni zawodnicy Rakowa i już gnali na bramkę. W taki zresztą sposób strzelili wszystkie trzy gole (przy pierwszym swój udział, dzięki dalekiemu kopnięciu, miał bramkarz Jakub Szumski).
Górnik, po rewelacyjnym starcie, w trzech ostatnich meczach zdobył tylko punkt. Trener Marcin Brosz musi poszukać odpowiedzi, czy tak wysokie bronienie wciąż opłaca się jego zespołowi. Jeżeli tak, to na autostradzie pod swoje pole karne muszą pojawić się bramki, by spowalniać ataki.