Pekhart się nie zatrzymuje
Po 100 dniach mistrz Polski wygrał ligowe spotkanie na własnym boisku.
Siedem bramek zdobyli warszawianie w pięciu meczach obecnych rozgrywek ekstraklasy. Tylko jedna z nich nie była dziełem Tomaša Pekharta. W niedzielę czeski snajper dwa razy pokonał Dominika Hładuna i Legia skończyła serię trzech spotkań bez ligowego zwycięstwa na swoim stadionie. Czekała na nie od 11 lipca (2:0) z Cracovią, a potem traciła punkty z Pogonią, Jagiellonią oraz Górnikiem.
Osiem minut z górki
Aż dwunastu piłkarzy, z różnych przyczyn (kontuzje, choroby, zakażenie COVID-19), nie miał do dyspozycji trener Czesław Michniewicz. Wśród rezerwowych brakowało choćby jednego środkowego obrońcy, a rolę zmiennika Artura Boruca pełnił bramkarz numer pięć w klubowej hierarchii. W Lubinie aż takich luk w składzie nie było – największe osłabienie to nieobecność chorego Sašy Živca. Legia zaczęła mecz, będąc w trudnej sytuacji mentalnej. Bez kibiców, w trakcie fatalnej serii spotkań ligowych u siebie, po czwartej z rzędu nieudanej próbie zakwalifikowania się do grupy Ligi Europy, po siódmym z rzędu przegranym spotkaniu o Superpuchar. Wydawało się, że gorzej być nie może. – Kiedyś prezes PZPN Zbigniew Boniek powiedział mi: „Masz rower, to pedałuj”. Wiem, że w tej pracy często spada łańcuch, a także zmienia się osoba kierująca rowerem. Praca w Legii to pedałowanie pod górę i co tydzień musisz wygrywać premię górską. Ale jestem na to gotowy – deklarował trener Michniewicz. Kiedy w 30. minucie Pekhart strzelił gola, mogło się wydawać, że mistrz Polski wreszcie będzie miał z górki. Czech zdobył bramkę zza pola karnego, co ostatnio przytrafiło mu się w listopadzie 2016 roku. Z wcześniejszych 59 trafień 31-latka tylko dwa były spoza „szesnastki”.
Co z tego, że po raz pierwszy w tym sezonie legioniści cieszyli się z prowadzenia u siebie, skoro osiem minut później Bartosz Slisz faulował w polu karnym i goście mieli jedenastkę. Artur Boruc po raz siódmy w karierze próbował obronić strzał z 11 metrów w ekstraklasie i siódmy raz się nie udało. Ale i strzelec był wyborowy – Filip Starzyński wykorzystał przy ulicy Łazienkowskiej swojego dwunastego karnego z rzędu. W ekstraklasie ma 35 trafień z jedenastki. Ale to wszystko, na co było stać lubinian w stolicy.
Pekhart daje trzy punkty
Kilka minut po przerwie krytykowany za statyczną i przewidywalną grę Pekhart rozstrzygnął mecz. Tym razem zaskakującego gola nie było. Luquinhas z chirurgiczną precyzją
dośrodkował między dwóch lubińskich stoperów, był tam Czech, który dotknął piłkę głową i goście wznawiali mecz od środka. W 16 spotkaniach ekstraklasy Pekhart strzelił już 11 goli. Trafia, średnio, co prawie 95 minut i dzięki niemu zespół z Warszawy ma dziewięć punktów. Przegrywające Zagłębie nie dało rady odrobić strat, bliżej było straty trzeciego gola niż wyrównania. W 55. z rzędu meczu lubinian padł przynajmniej jeden gol, ale jubileuszowe, 40. ligowe spotkanie Martina Ševeli w roli szkoleniowca Miedziowych nie skończyło się 21. zwycięstwem. Legia nie zagrała efektownie, ale wreszcie wygrała.