LINETTY – NAJWIĘKSZY WYGRANY ZGRUPOWANIA
Wygranym 3:0 meczem z Bośnią i Hercegowiną zakończyło się październikowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Kibice mogą być zadowoleni, krytyka, która ostatnio spadła na Jerzego Brzęczka, trochę się rozmyła. Wreszcie zagraliśmy odważnie. Najpierw przekonująco pokonaliśmy Finlandię (5:1), później z Włochami nie zabetonowaliśmy się (0:0) i wygraliśmy z Bośnią. Podobało mi się, że przestaliśmy się bać, walczyliśmy. Mam wrażenie, że Karol Linetty jest największym wygranym tego zgrupowania. Dla niego mogłoby być ono ostatnim, ale trener postawił na niego, a on wykorzystał szansę w znakomity sposób. Według mnie był najlepszym pomocnikiem reprezentacji w październiku, lepszym nawet od Jakuba Modera i Mateusza Klicha. Jeżeli ktokolwiek z kibiców sądził, że Karol przyjeżdża na kadrę tylko po to, by posiedzieć na ławce (przyznaję, że sam tak czasami myślałem) i w związku z tym lepiej, by ustąpił miejsca komuś młodszemu, to ten piłkarz znakomicie odpowiedział na to superwystępami i piękną bramką. Zagrał tak jak w klubie i wielkie brawa dla niego. Brawa też dla Brzęczka za to, że postawił na zawodnika, który nie tylko gra defensywnie, ale ma też możliwości w ataku. Piękna była ta akcja Karola i Roberta Lewandowskiego, w której Linetty strzelił gola Bośni.
C
o do samego meczu, to do momentu czerwonej kartki dla rywali wydawało mi się, że Bośnia była lepszym zespołem, wychodziła świetnie spod pressingu i miałem przeczucie, że to będzie twardy orzech do zgryzienia dla naszych piłkarzy. Wyglądało to tak, jakby rywale mieli strzelić gola pierwsi. Ale jedno zagranie i pochopna decyzja sędziego o wyrzuceniu Bośniaka z boiska sprawiły, że zaczęło nam się grać łatwiej. Drugim przełomowym momentem było zejście z boiska Miralema Pjanicia. Bez niego zespół gości już tylko czekał na wyrok.
Naszym zawodnikom należą się brawa za walkę, Jacek Góralski po raz kolejny udowodnił, że mamy człowieka od zadań specjalnych, takiego pitbulla, który wszystkich zagryzie. Jacek przypomina mi trochę Gennaro Gattuso, nie spodziewam się od niego dryblingów czy piłek prostopadłych, ale naprawdę pracuje mocno na murawie i taki człowiek jest nam bardzo potrzebny.
Mecz z Bośnią należał do Klicha i Linettego. I tak chciałbym, by wyglądał nasz środek. Do tego Góralski, bo on czyści pole za nimi. Zresztą trener ma spore pole manewru: może ustawić Grześka Krychowiaka z Linettym, czy Linettego z Klichem, czy Klicha z Krychowiakiem. A nie zapominajmy, że jest jeszcze Jakub Moder. Chciałbym, żeby on grał, ale zdaję sobie sprawę, że nie zawsze znajdzie się dla niego miejsce w pierwszym składzie. To nie jest bowiem zawodnik typowo defensywny, a takiego będziemy potrzebowali. Wszyscy środkowi pomocnicy dali pozytywny sygnał i udowodnili, że można na nich liczyć.
O ile środek pola pokazał się z dobrej strony, o tyle przeciwko Bośni nie zadziałały skrzydła. Troszkę mnie to zmartwiło, bo zazwyczaj było odwrotnie. Spójrzmy na Kamila Jóźwiaka. Dużo się o nim mówi i nic dziwnego, ponieważ zachwycał swoją grą, mimo jeszcze niewielkiego doświadczenia ciągnął Lecha Poznań. Ale mimo wszystko wstrzymałbym się z ochami i achami. W reprezentacji samo staranie się, bieganie, zaangażowanie w grę to za mało. Kamil musi być nastawiony na to, by każdy mecz kadry kończyć z asystą. Co prawda przy pierwszym golu Roberta Lewandowski z Bośnią to jemu zapiszemy podanie, ale według mnie on w ogóle Roberta nie widział i nie miał zamiaru do niego podawać. Możemy, a nawet musimy od Jóźwiaka wymagać więcej.
Jest zawodnik, którego chętnie zobaczyłbym w meczu kadry następnym razem – Tymoteusz Puchacz. Przyznaję, że to nie jest typ gracza, którego chciałbym w swoim zespole. Rzadko go chwaliłem, miałem wrażenie, że za często szuka faulu, trochę oszukuje na boisku. Jednak w tym sezonie Puchacz ciągnie zespół Lecha. I mam nadzieję, że będzie ciągnął przynajmniej do końca sezonu, bo przy takiej formie niewykluczone, że już zimą wyjedzie. Puchacz naprawdę się wyróżnia i muszę posypać głowę popiołem, bo za wcześnie stwierdziłem, że to nie jest gracz na miarę kadry.
Wlistopadzie zagramy z Holandią i już wiadomo, że u rywali zabraknie Virgila van Dijka. Jest zatem dla nas szansa na rewanż za wrześniową porażkę. Chciałbym, byśmy z lekko zardzewiałą potęgą powalczyli o zwycięstwo. Brak Van Dijka to ogromna strata dla reprezentacji i Liverpoolu. W zespole z Anfield brakuje też bramkarza Alissona, więc nagle wypadły dwa filary, na których opierały się sukcesy Liverpoolu w ostatnich dwóch latach. Jürgen Klopp o obu graczy mocno zabiegał i nic dziwnego. Alisson został najlepszym bramkarzem świata, a Van Dijk najlepszym obrońcą. Liverpool będzie musiał teraz trochę zmienić sposób gry. Nie będzie już ona tak otwarta. Ze środkowych obrońców zostali tylko Joel Matip i Joe Gomez. Jest jeszcze Fabinho, ale on jest defensywnym pomocnikiem. Co prawda Brazylijczyk radził sobie na pozycji stopera, ale pamiętajmy, że miał u boku Van Dijka. Jego obecność była niezwykle istotna. Przekładając tę sytuację na naszą kadrę, Holender jest jak Kamil Glik w reprezentacji Polski, przy którym świetnie wyglądali Michał Pazdan, Łukasz Szukała, a teraz Sebastian Walukiewicz i Jan Bednarek. Van Dijk był więc postacią kluczową i według mnie jego kontuzja sprawi, że Klopp inaczej ustawi również linię pomocy, stawiając na dwóch defensywnych pomocników.