A może dojadą...
We wtorek rusza Vuelta a Espana. Na starcie czterech Polaków i wiele gwiazd. Nikt jednak nie wie, czy hiszpański wyścig dotrwa do końca zgodnie z planem.
Nie w sierpniu i wrześniu, a w październiku i listopadzie. I nie 21, ale 18 etapów – tak ma wyglądać hiszpańska Vuelta a Espana, która rusza we wtorek w Kraju Basków. Wcześniej planowano, że zacznie się w Holandii i wyścig wjedzie też do Portugalii, ale to też nieaktualne, a powód jest oczywisty. Pandemia może zresztą zatrzymać zawody w każdej chwili. Na razie jednak kolarze są w Hiszpanii i czekają na start. Wśród nich jest czterech Polaków. Michał Gołaś w ekipie Ineos Grenadiers, Tomasz Marczyński w Lotto Soudal (kilka dni temu zapowiadał na naszych łamach, że jest na dobrej drodze do przedłużenia kontraktu i tak się stało, co zostało ogłoszone w poniedziałek) oraz dwaj Biało-czerwoni w ekipie
CCC, czyli Łukasz Wiśniowski i debiutujący w wielkim tourze Michał Paluta.
W CCC nie ma lidera na klasyfikację generalną, więc kolarze mają być często w ucieczkach. – Zaletą braku zawodnika walczącego w klasyfikacji generalnej jest to, że mamy swobodę angażowania się w ucieczki i możemy codziennie jeździć agresywnie – powiedział menedżer generalny CCC Piotr Wadecki. Marczyński skupi się na pomaganiu, choć jeśli nadarzy się okazja, to może poszukać swojej szansy. Z kolei „Goły” jest w drużynie, w której wszystkie siły zostaną prawdopodobnie rzucona na pomaganie dwóm liderom: Richardowi Carapazowi i Chrisowi Froome’owi. Ten ostatni żegna się z brytyjską ekipą. Trudno jednak przewidzieć, w jakiej jest dyspozycji. Vuelta była pierwszym wielkim tourem, który wygrał. Po tamtym triumfie w 2011 roku przyszły jeszcze cztery wygrane w Tour de France oraz zwycięstwo w Giro i drugie w Hiszpanii. Teraz jednak nie jest kandydatem numer jeden do triumfu. Powrót po kontuzji jest dla niego trudny. Poza tym na starcie będą takie asy, jak choćby Primož Roglič, który – wydawało się – pewną wygraną w Tour de France stracił przedostatniego dnia wyścigu. Jest też Tom Dumoulin, Enric Mas, weteran Alejandro Valverde i kilku innych, ale też nikt nie będzie zaskoczony, jeśli błyśnie ktoś, o kim dzisiaj się nie mówi.
– Już pierwsze trzy etapy zrobią selekcję i nie trzeba będzie się długo zastanawiać, kto jest głównym liderem w naszej ekipie – mówi Gołaś i ma rację, bo początek wyścigu jest naprawdę trudny. – Trzeba też pamiętać, że jest koniec października, wielu kolarzy ma w nogach Tour de Framce i nie wiadomo, jak długo wytrzymają ich organizmy. Sytuacja jest nowa. Gdy popatrzymy na pierwszą czwórkę Giro d’italia, to znajdziemy w niej pewnie raptem jednego zawodnika, który byłby wcześniej typowany do zwycięstwa. Może tutaj też ktoś wypłynie? – dodaje doświadczony Polak.
KAMIL WOLNICKI