W CO GRA GROSIK?
KAMIL GROSICKI ZOSTAŁ W WEST BROMWICH, DZIĘKI CZEMU SPORO ZAROBI, ALE JEGO WYJAZD NA EURO STAŁ SIĘ MOCNO WĄTPLIWY.
Kamil Grosicki przyzwyczaił, że w ostatnim dniu okna transferowego jest na świeczniku. Co pół roku Deadline Day należał do niego i niestety częściej kończył się rozczarowaniem niż otwieraniem szampanów. By trafić do Nottingham Forest, zabrakło mu 21 sekund, dokumenty podpisano za późno. W 2016 roku poleciał do Anglii, by podpisać umowę z Burnley, ale na ostatniej prostej negocjacje zostały zerwane. Nerwów i zamieszania było wówczas mnóstwo, ale konsekwencje nie okazały się dla niego tak srogie, jak teraz. Bo choć w środę było wokół niego w miarę spokojnie, to wydaje się, że zostając w West Bromwich Albion, 32-letni skrzydłowy wypisał się z EURO, a może i w ogóle z reprezentacji. Wydaje, bo w czasach pandemii niczego nie można być pewnym.
Kwestia pieniędzy
Grosicki zdaje sobie sprawę, o co toczy się ta gra. Już latem, w wywiadzie dla weszlo.com mówił: – Jeśli ja czy on nie będziemy grać, to trener Brzęczek wręcz nie ma prawa powoływać zawodników, którzy nie występują.
Wtedy miał nadzieję, że poprawi swoją pozycję. Jesienią zderzył się jednak ze ścianą, widzi, jak wygląda jego sytuacja w WBA, w barwach którego w tym sezonie rozegrał w Premier League tylko trzy spotkania, w ogóle nie było go w kadrze na ostatnich sześć spotkań.
– I nie sądzę, aby to się zmieniło. Jeśli nie wydarzy się coś nieprzewidzianego, to wygląda na to, że wiosną Kamil będzie grał w rezerwach. Jego drużyna dołuje w tabeli, spadek. WBA wydaje mi się przesądzony W tej sytuacji nie sądzę, by Sam Allardyce zaczął stawiać na zawodnika, którego kontrakt kończy się w czerwcu – przewiduje były reprezentant Polski Kamil Kosowski.
W styczniu Grosicki poinformował swojego pracodawcę, że chce zmienić barwy. Zaczęły się poszukiwania. Kiedy zamknęło się okno transferowe w najsilniejszych europejskich klubach, głośno zrobiło się o jego powrocie do Polski. Legia – to miał być zespół, w którym wydawało się, że Grosicki może ratować marzenia o wyjeździe na EURO. Od środy jednak wiadomo, że z tego przelotnego romansu nie będzie trwałego związku. Dlaczego?
Po pierwsze: zarobki. Powód, którym kibiców trudno przekonać, jednak liczby działają na wyobraźnię. Jeśli spojrzy się na uposażenie, jakie ma Grosicki w Anglii: 40 tysięcy funtów tygodniowo, czyli 160 tys. euro miesięcznie (ponad 830 tys. zł) i porówna do pieniędzy, na jakie mógłby liczyć w polskiej lidze (w Legii 150 tys. zł miesięcznie), to łatwiej zrozumieć jego argumenty, by zostać w WBA. Być może pieniądze nie odgrywałyby tak dużej roli, gdyby miał pewność, że przenosiny do Polski zapewnią mu powołanie do kadry na mistrzostwa Europy. Kiedy trenerem kadry był Jerzy Brzęczek, łatwiej było to zakładać. Paulo Sousa nie będzie miał sentymentów. Do tego jeśli zmieni system gry, to dla Grosickiego
Kamil Grosicki rozegrał w reprezentacji 80 meczów (na zdjęciu w trakcie jesiennego spotkania Ligi Narodów z Holandią). Teraz można się zastanawiać, czy ta liczba jeszcze się zwiększy. trudno będzie znaleźć miejsce na boisku. Mówi się, że Portugalczyk zamierza grać trzema obrońcami i wahadłowymi, bez skrzydłowych. A tylko ustawiony na skrzydle Grosicki może wykorzystać swoje atuty, m.in. szybkość. Mogłoby się więc okazać, że przenosiny do Legii wcale by jego notowań u nowego selekcjonera nie poprawiły. Być może podjąłby inną decyzję, gdyby był już po rozmowie z selekcjonerem, ale Sousa jeszcze się z nim nie kontaktował.
Na ten sam problem, co w kadrze natrafiłby i w Warszawie – od kilku spotkań Czesław Michniewicz też zaczął grać systemem z wahadłowymi, który w tym momencie wydaje się dla mistrzów Polski idealnym rozwiązaniem. I między innymi z tego powodu sprowadzenie Grosickiego wcale nie było już dla Legii jednoznacznie korzystne. Szczególnie że po ostatnich transferach wydaje się, że wielkich wzmocnień drużyna z Łazienkowskiej nie potrzebuje. Przynajmniej nie na rundę wiosenną. Długość trwania umowy z Legią też była problemem.
Zakontraktowanie Grosickiego na pół roku nieco mijało się z celem, którym dla klubu Dariusza Mioduskiego jest awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Podpisywanie dłuższego kontraktu nie było opcją kuszącą dla samego zawodnika, który podobno ma dwie konkretne oferty z Turcji – miałby tam trafić latem. I zarobić nad Bosforem kilka razy więcej niż w PKO BP Ekstraklasie.
Wszystkiego nie rzuci
Grosicki przeanalizował dane, scenariusze uznał, że nie rzuci wszystkiego, bez gwarancji, że to cokolwiek da. Na razie nie chce się udzielać medialnie, układa sobie w głowie to, co ostatnio się wydarzyło. I liczy, że wiosną jeszcze dostanie szansę od Allardyce’a – w czasach pandemii, kiedy piłkarzy wykluczają nie tylko kontuzje, ale i choroba, jest o to łatwiej. Dlatego choć dziś jego decyzja wydaje się pożegnaniem z drużyną narodową, to będzie można ją ocenić dopiero za pół roku.