LEĆCIE PO MEDALE
DZIŚ W MISTRZOSTWACH ŚWIATA KONKURS NA NORMALNEJ SKOCZNI, W KTÓRYM LICZYMY NA BIAŁO-CZERWONYCH. SZCZEGÓLNIE NA KAMILA STOCHA I DAWIDA KUBACKIEGO.
Spokojnie, wszystko pod kontrolą – mógł powiedzieć sobie w duchu Michal Doležal po serii próbnej i kwalifikacjach do sobotniego konkursu o mistrzostwo świata na normalnej skoczni. Czeski trener polskiej kadry w zasadzie powodów do niepokoju nie miał też wcześniej, ale... Biało-czerwoni w tym sezonie czasem mają nagłe spadki formy. Tym razem nic na to nie wskazuje. Żaden nie skończył kwalifikacji na podium, ale to jest ważne w sobotę, a nie w wynikach z serii, która po prostu musiała się odbyć.
Ostatecznie najważniejsze, że moc potwierdziła ta dwójka, na którą najmocniej liczymy na takim obiekcie, czyli Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Byli odpowiednio na szóstym i ósmym miejscu, a to znakomity punkt wyjścia. Daje komfort, wiedzę o bieżącej formie, a jednocześnie nie nakłada presji. Zresztą podobnie było w serii treningowej, a to z kolei pokazuje, że próby Polaków są powtarzalne i na bardzo wysokim poziomie.
Norweg szaleje
Wygrał Halvo Egner Granerud. I to w zasadzie nic dziwnego, bo Norweg w tym sezonie szaleje. Triumfował w jedenastu konkursach i bez piątkowych kwalifikacji był faworytem mistrzostw świata. W zasadzie taka rola w tym sezonie jest mu przypisana „urzędowo”. Zawodnik prowadzony przez Alexandra Stöckla, którego w poprzednim sezonie mało kto zauważał, teraz zdobędzie Kryształową Kulę, skacze wybornie, ale... w ostatnim czasie odbyły się już dwa wyjątkowe wydarzenia, czyli mistrzostwa świata w lotach i Turniej Czterech Skoczni i tam akurat Halvor nie dał rady wygrać. Pytanie, czy to przypadek, czy jednak Granerud
miewa problemy z presją. Jeśli warunki w sobotę będą stabilne, pewnie przybędzie kolejnych wniosków.
W TCS najlepszy był Stoch (w lotach złoto zdobył Karl Geiger). I tym razem też nikt się nie zdziwi, jeśli to Polak odegra jedną z głównych ról. Zresztą podobnie jest z Kubackim. Dwa lata temu w Seefeld na normalnej skoczni Kamil z Dawidem byli w trzeciej i drugiej dziesiątce po pierwszej serii, a skończyli konkurs ze srebrem i złotem. Oczywiście powtórki tamtych okoliczności nikt sobie nie życzy. Wtedy warunki były koszmarne i nieprzewidywalne, choć też nikt nie powie, że wynik Polaków był dziełem szczęścia. Tak wtedy, jak i teraz są mocni, stać ich na medale bez żadnej pomocy. A dla Stocha złoto z normalnej skoczni to jedno z niewielu trofeów, jakiego w swojej kolekcji nie ma. Powodów do optymizmu jest sporo. Choćby taki, że gdy się przeglada prędkości na progu najlepszych, widać, że Stoch nie odstawał. Był minimalnie szybszy od Graneruda i porównywalny z całą resztą. To z kolei oznacza, że nie ma problemu z pozycją najazdową, a to daje nadzieje na świetną sobotę. – Jestem w dobrej dyspozycji, czuję się silny, ale też czuję, że to nie jest pełnia moich możliwości. Są rezerwy, skoki mogą być lepsze, bo na razie są właściwie kontrolowane. O, właśnie! W moich skokach jest więcej kontroli niż finezji – mówił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”kilka dni temu. Finezja już się pojawia, normalna skocznia to obiekt, na którym Kamil potrafi sobie radzić doskonale. Podobnie zresztą jak Dawid.
Długa lista kandydatów do podium
Inna sprawa, że trudno patrzeć na sobotnią rywalizację, myśląc tylko o Norwegu i Polakach, bo lista kandydatów do podium jest bardzo długa. W piątek błyszczeli Anže Lanišek i Stefan Kraft, a listę można wydłużać.
W konkursie wystąpią też pozostali Polacy i oni też mają wielkie nadzieje, choć na przykład 15. w kwalifikacjach Piotr Żyła i 29. Andrzej Stękała wolą raczej większe obiekty. Czy ktoś jednak zabiera im szanse? Szczególnie w takim roku? Absolutnie. Na odrobinę szczęścia i lepsze skoki liczy też pewnie Klemens Murańka, który w piątek był 25. Jakkolwiek się skończą zawody, wszystko będzie wyglądało inaczej. Zresztą, już jest. Zazwyczaj Oberstdorf jest pełny ludzi. To niewielkie miasteczko w regionie Allgäu, w którym mieszka niespełna 10 tysięcy ludzi, odwiedzają narciarze, biegacze i wszyscy, którzy chcą wypocząć w Bawarii. Restauracje i deptaki są pełne ludzi. I jest tak nie tylko wtedy, gdy tradycyjnie rozpoczyna się tu
taj Turniej Czterech Skoczni, ale właściwie cały sezon. Nie tym razem. Ulice są puste, sklepy pozamykane, gdzieniegdzie tylko widać pojedynczych mieszkańców, którzy przemykają z zakupami ze sklepu spożywczego, bo właściwie tylko takie są otwarte. Wszystko inne pozamykane, bo trwa lockdown. Co ciekawe, na ulicach jednak nie widać maseczek. Te zakłada się, wchodząc do pomieszczeń. Więcej mieszkańców można spotkać przy głównym placu w środku słonecznego dnia, ale to też nie ma nic wspólnego z dawnym światem.
Inny klimat mistrzostw
Sytuacja ma się zmienić w poniedziałek, kiedy władze luzują obostrzenia i otworzą się sklepiki, ale i tak można zapomnieć o klimacie mistrzostw świata, jaki wszyscy dotąd znali. Nie będzie norweskich miasteczek przy trasach biegaczy, w których zazwyczaj leje się piwo, a wikingowie przebierają w tradycyjne stroje, a później kibicują swoim. Polaków, którzy zazwyczaj okupują skocznie też nie będzie. Są za to testy, które wszyscy uczestnicy mistrzostw wykonują co dwa dni. No i same zawody też będą wyglądały podobnie. Z kartonowymi kibicami na trybunach, ale na skoczni nikt nie odpuści. Nie ma też placu, na którym odbędą się ceremonie medalowe. Nie ma sensu, i tak nie byłoby tłumów świętujących sukcesy mistrzów. Medale zostaną rozdane na skoczni. I nikt nie będzie zdziwiony, jeśli wśród tych, którzy wejdą na podium i napiszą swoją piękną historię, znajdą się Biało-czerwoni.