Zmieniony bieg Wisły
Na samym początku miałem co do Petera Hyballi mieszane uczucia. Z jednej strony „na papierze” wszystko się zgadzało – do Wisły Kraków przyszedł facet ze świetnym CV, ogromną wiedzą i głodem sukcesu, więc postawienie na kogoś takiego było całkiem logiczne. Z drugiej strony Niemiec zaczął od wypunktowania byłego trenera Artura Skowronka i krytyki przygotowania zespołu. Dostawał pochwały za szczerość, a jednocześnie trochę kojarzyło się to wszystko z magikiem z Zachodu, który ma wyprowadzić piłkarzy z drewnianych chatek. Ta melodia była już przecież w Polsce grana. P ierwsze miesiące pracy Hyballi przy Reymonta pokazały jednak, że Wisła po prostu potrzebowała takiego trenera. Ktoś może odpowiedzieć, że ocena po tak krótkim czasie jest ryzykowna i niemiarodajna, ale nie widzę powodu, by nie chwalić kogoś, kto wykonuje świetną pracę. Pressingi intensywność, które stały się znakiem charakterystycznym Wisły, dają zespołowi punkty, a przy tym po prostu muszą się podobać. Zwłaszcza w ekstraklasie, gdzie problemem większości drużyn jest nie tylko brak jakości, ale też wyrazistości. W lidze króluje czysty pragmatyzm, bo w wielu gabinetach utarło się przekonanie, że inaczej się nie da. Możesz być nijaki, byle tylko miejsce w tabeli się zgadzało. Oczywiście ten pragmatyzm wiąże się często ze wspomnianym brakiem jakości, jednak to już odrębny temat.
Wisła Hyballi podoba się tak bardzo nie tylko ze względu na wyniki, ale właśnie z racji tego, że jest „jakaś”. Dzięki niemieckiemu trenerowi dostała nową tożsamość. Czasami z powodu swojego odważnego stylu traci punkty (vide: naiwna porażka z Piastem Gliwice, choć tam zawinili też sędziowie), ale zyskuje coś znacznie ważniejszego. I dlatego Hyballa tak bardzo mi zaimponował. W krótkim czasie zaszczepił piłkarzom zalążek tego, o czym tak ładnie opowiadał na konferencjach. I rzecz kluczowa – na razie jest po prostu skuteczny. Pokazał, że nie mamy do czynienia wyłącznie z teoretykiem, którego filozofia traci sens, gdy tylko zderza się z szatnią. U słyszałem opinię, że w Wiśle jest ostatnio zbyt pięknie, by mogło to trwać w nieskończoność i na pewno jest w tym sporo racji. Przyjdzie jakiś kryzys, początkowa euforia w końcu opadnie i przestaniemy się zachwycać tym, że niemiecki szkoleniowiec to supergość, bo żyje przy linii jak Antonio Conte. Dyrektor Dunajskiej Stredy stwierdził kiedyś w wywiadzie dla Weszło, że Hyballa to dobry wybór „na już”, lecz po jednym dobrym sezonie mogą zacząć się schody i „data ważności współpracy może być krótka”. Po pierwsze, w przypadku Wisły na razie to jednak tylko bezsensowne gdybanie. Poza tym nikt przy Reymonta nie twierdził, że to trener na dziesięć lat. Długoterminowe projekty w ekstraklasie mają to do siebie, że ładnie brzmią, a później najczęściej nic z nich nie wychodzi.
Nawet jeśli za jakiś czas Hyballa faktycznie okaże się konfliktowym trenerem na krótką metę, wcale nie musi to oznaczać, że Wisła popełniła błąd. Nie licząc wyjątków, w seniorskiej piłce liczy się tu i teraz. Rodak opiekuna Białej Gwiazdy Thomas Tuchel w imponującym stylu odmienił Chelsea i załatwił ostatnio Atletico. Nikt teraz nie myśli w Londynie o tym, że niedawno wykłócał się z działaczami Borussii czy PSG. Nikt nie myśli też o tym, że za jakiś czas Tuchel być może popadnie w konflikt ze sternikami The Blues, spakuje manatki i zniknie ze Stamford Bridge. No bo jakie to ma teraz znaczenie?