W Wiśle chcę się rozwijać
KRZYSZTOF PULAK: Jak wyglądały pierwsze dni w nowym klubie?
DAVID MAWUTOR (POMOCNIK WISŁY KRAKÓW): Wszystko jest tak, jak powinno być. Uwielbiam tutejszą atmosferę. Gracze są traktowani niemal jak gwiazdy. Mamy świetne warunki do pracy. Nie mogę się doczekać gry.
Dlaczego wybrał pan Wisłę?
Przekonała mnie bogata historia klubu, wierni kibice i znani piłkarze związani z tym miejscem. Jestem tutaj, by rozwinąć karierę.
Biała Gwiazda to pana pierwszy europejski klub w karierze. Przenosiny na Stary Kontynent były dla pana priorytetem?
Od początku kariery chciałem grać w Europie. Dlatego cały czas zmieniałem kluby i nie zostawałem w jednym miejscu. Kocham nowe wyzwania.
W rozmowie z klubowymi mediami wspomniał pan, że do transferu zachęcił pana piłkarz, który grał już w polskiej lidze.
Tak, Djibril Diaw. Senegalczyk był ze mną na testach w drużynie Worskły Połtawa, ale kontrakt podpisał z Żalgirisem Wilno. Podczas obozu w Turcji mieszkaliśmy w jednym pokoju. Już miałem podpisać umowę, ale w ostatniej chwili zadzwonił menedżer, który powiedział, że przyszła propozycja z Polski. Zapytał, czy wolę grać u was, czy na Ukrainie. Poprosiłem o chwilę do namysłu i w internecie zacząłem szukać informacji o Wiśle, jej historii i kibicach. Oddzwoniłem i powiedziałem, że wybieram Krakóww. Powiedziałem o tym Diawowi i okazało się, że on już występował w Polsce. Poprosiłem, by jak najwięcej opowiedział mi o Wiśle. Usłyszałem wiele dobrego o atmosferze na stadionie i o samym zespole. To mnie utwierdziło, że dobrze wybrałem.
Jak wyglądały testy w ukraińskim zespole?
Chciałem być cały czas w rytmie treningowym i pojechato
łem z drużyną na obóz. Zaprezentowałem się na tyle dobrze, że zaoferowano mi kontrakt. Ale jestem tutaj.
Kiedy dostał pan ofertę z Wisły?
27 stycznia.
Co się z panem działo w ostatnich tygodniach?
Załatwialiśmy wizę. Z agentem musieliśmy dopilnować formalności i udało się – z pomocą klubu.
Pana ostatnim klubem był Żetysu Tałdykorgan z Tadżykistanu. Jak wyglądała droga młodego zawodnika z Ghany do tego kraju?
Wszystkie moje przeprowadzki to historia, którą zostawiam do autobiografii. Przeżyłem niezwykle szalone przygody, które stały się dla mnie motywacją. Sam przeszedłem tę drogę. Czasem trzeba dużo zrobić, by spełniać marzenia.
No to przynajmniej uszeregujmy pana karierę chronologicznie.
W wieku 19 lat na pięć miesięcy trafiłem do klubu z Egiptu, potem przeniosłem się do Gruzji, by w 2016 roku znaleźć się w Tadżykistanie.
W wywiadzie dla klubowych mediów wspomniał pan o propozycji występowania w reprezentacji Tadżykistanu.
Kiedy grałem w Istiklol, otrzymałem tadżycki paszport i dostałem propozycję, aby dołączyć do kadry tego państwa. Wciąż chciałem walczyć o powołanie do reprezentacji Ghany, którą uważam za swoją ojczyznę.
Jak by pan opisał Tadżykistan? Z polskiej perspektywy to egzotyczny kierunek.
Kraj jest położony w środkowej części Azji, ale widać tam duży wpływ dawnego Związku Radzieckiego. Mieszkańcy mówią po rosyjsku i persku. Polubiłem tamtejszą tradycję i wspaniałych ludzi.
Która z tradycji zaskoczyła pana najbardziej?
Jest taki festiwal, podczas którego mężczyźni jeżdżą na koniach i próbują złapać owcę, która biega po ziemi. Widowiskowa zabawa.
Podczas pobytu w Tadżykistanie awansował pan do finału AFC Cup.
Dotarliśmy do finału azjatyckiego odpowiednika Ligi Europy. To, że doszliśmy tak daleko, było sukcesem. Rywalizowaliście z drużynami z wielu azjatyckich krajów. Jak wyglądały takie podróże? były długie loty. W trakcie rozgrywek podróżowaliśmy między innymi na Filipiny i sam przelot trwał pół dnia. Tak samo było przy wyjeździe do Indii.
Który wyjazd zapadł panu w pamięci najbardziej?
Podczas moich debiutanckich występów w AFC Cup w 2013 roku wylosowaliśmy zespół z Syrii. W tym kraju trwała wówczas wojna i dlatego mecz odbywał się w sąsiedniej Jordanii. Na miejscu było wielu turystów i znanych miejsc do odwiedzenia. Ale nawet w Jordanii było słychać wybuchy syryjskich bomb. Gdy jechaliśmy na stadion, widzieliśmy na niebie wojskowe samoloty. To było stresujące doświadczenie.
Z występującym w Wiśle Gieorgijem Żukowem będzie pan rozmawiał po rosyjsku?
Jak najbardziej. Muszę przyznać, że mam zdolności językowe. Mówię również po gruzińsku i w 80 procentach znam tadżycki.
Jak by pan opisał siebie?
Na boisku czy poza boiskiem?
Zacznijmy od Davida Mawutora jako piłkarza.
Kiedy tylko zacznę występować, wszyscy zobaczą moje umiejętności, atuty i to, w jaki sposób poruszam się po murawie.
A jako człowieka?
W wieku 19 lat na pięć miesięcy trafiłem do klubu z Egiptu, potem przeniosłem się – również na kilka miesięcy – do Gruzji, by w 2016 roku znaleźć się w Tadżykistanie.
Ludzie mówią, że jestem dobrym człowiekiem. Uwielbiam ludzi i z nikim się nie kłócę. Wszyscy płyniemy w jednej łodzi, więc nie ma sensu doprowadzić do tego, by tonęła.