13 lat w służbie Śląskowi
Jak trwoga, to do Pawelca – tak krótko można scharakteryzować status 35-letniego obrońcy.
Pierwszy raz w barwach Śląska Mariusz Pawelec zagrał w sierpniu 2008 roku i od tej pory jest wrocławskiemu klubowi bez reszty oddany, dzięki czemu wśród kibiców cieszy się szczególnym szacunkiem. Teraz znowu – gdy z gry wypadli podstawowi stoperzy – okazał się bezcenny. Dwa tygodnie temu zagrał w meczu z Wisłą Kraków (1:1), kiedy na śniegu i mrozie jako jedyny założył koszulkę z krótkimi rękawkami i przykładnie jeździł po białym trawniku na czterech literach, stosując swoje bezkompromisowe wślizgi – dzisiaj coraz rzadziej widywane, bo obarczone dużym ryzykiem faulowania rywala. Dla Pawelca to jednak żadna groźba – wślizgi ma wpisane w swoje piłkarskie DNA. Inaczej nie potrafi, tak samo jak inaczej nie potrafił pół wieku temu legendarny Stefan Florenski z Górnika Zabrze, uchodzący za prekursora tego twardego zagrania. Padający śnieg i śliska murawa paradoksalnie stały się sprzymierzeńcem Pawelca. Lepszych warunków na mecz, w którym wracał do składu, nie mógł sobie wymarzyć – na takim boisku wykazywał się jeszcze większym sprytem i refleksem. Na spotkanie z Lechem (0:1) został w składzie, a na środku obrony dołączył do niego Piotr Celeban i w ten sposób kibice przypomnieli sobie parę obrońców, która z drużyną Oresta Lenczyka w 2012 roku zdobywała mistrzostwo Polski. Gdyby zsumować ich wiek, mają już ponad 70 lat, a jednak mogą być wzorem witalności nawet dla młodzieżowców.
Nasz bohater
Teraz Celeban musi pauzować za kartki, ale zdrowy jest już Israel Puerto, do dyspozycji trenera pozostaje także Mark Tamas. To oni tworzyli zwykle duet stoperów. Pawelec jednak daje impuls, który trudno przecenić, dlatego znowu może zagrać kosztem Węgra. Tak właśnie było przy Bułgarskiej. – Pawelec jest jednym z naszym bohaterów, on ma serce w Śląsku i doświadczenie z ciężkich, trudnych meczów w ekstraklasie – jasno stawia sprawę trener Vitezslav Lavička. Czech przyznaje, że Pawelec wszedł do składu właśnie po to, by zademonstrować znaną wojowniczą jakość, która powinna być inspirująca dla kolegów z drużyny. – Ma już swój wiek, ale na każdym kroku pokazuje serce do gry, dlatego jest bardzo potrzebny – podkreśla szkoleniowiec.
A z ofiarną walką Śląska nie zawsze jest najlepiej. Niby piłkarzom nie można odmawiać zaangażowania, lecz trudno oprzeć się wrażeniu, że w meczu z Piastem Gliwice (0:2) zbyt łatwo oddali punkty. Na boisku zabrakło ognia, o który zawsze stara się Pawelec.
Z Lublina jak Żmuda
Tę cechę już w 2007 roku docenił mający nosa do wyszukiwania piłkarzy z dobrymi „papierami”
Leo Beenhakker, powołując go do kadry narodowej. 21-letni wówczas obrońca zagrał w prowadzonej przez Holendra drużynie w dwóch meczach towarzyskich. Wówczas był jeszcze zawodnikiem Górnika Zabrze i stamtąd, za czasów trenera Ryszarda Tarasiewicza, trafił do Śląska. Od tej pory Pawelec mocno zżył się z wrocławskim klubem. A to, że pochodzi z Lublina, nasuwa ciekawe skojarzenie – w tym samym mieście urodził się Władysława Żmuda, czyli najlepszy defensor w historii Śląska.
Czy Pawelec zagra z Pogonią? – Jest jeszcze czas na decyzję, w sobotę mamy trening, zobaczymy, jak będzie wyglądała sytuacja zdrowotna i sportowa – w swoim stylu, czyli wymijająco odpowiada trener Lavička.