Trener przyznał się do błędów
Gdyby mecz w Budapeszcie dało się powtórzyć, podstawowy skład reprezentacji Polski byłby inny.
Ryzyko to jeden z elementów mojej pracy – powiedział jeszcze w Budapeszcie Paulo Sousa. Portugalczyk był i jest przekonany, że Polska zasłużyła na więcej niż remis. Nie zmienia to faktu, że jest kolejnym szkoleniowcem, który w XXI wieku nie wygrał pierwszego meczu jako selekcjoner Biało-czerwonych.
Trafione decyzje
– Spotkania eliminacji mistrzostw świata zasługują na obsługę VAR. Gdyby była wideoweryfikacja, kilka decyzji zostałoby zmienionych na naszą korzyść. Zasłużyliśmy na więcej punktów niż jeden – powiedział Sousa, który w debiucie wystawił od pierwszej minuty debiutanta Michała Helika. – To wysoki piłkarz, rywale zagrywali wiele dalekich podań do napastników, którzy walczyli o piłkę w powietrzu – tłumaczył decyzję Sousa. – Kilka razy mógł i powinien zachować się lepiej, szczególnie po odzyskaniu piłki miał podejmować większe ryzyko. W pierwszej połowie stoperom nie pomagali środkowi pomocnicy, szczególnie Kuba Moder był od nich za daleko, za często tracił piłkę i był ustawiony tyłem do bramki rywala, co dawało przeciwnikowi możliwości odbioru piłki. Akceptowałem te błędy i zawodnicy to wiedzą. Nie straciliśmy bramek tylko z powodu błędów Helika. W środkowej strefie nie kontrolowaliśmy przestrzeni za plecami. Tak było w szóstej minucie, kiedy rywale jedyny raz w pierwszej połowie zagrali za plecy pomocników oraz obrońców i zdobyli bramkę – mówił Sousa. Wymienionych młodych piłkarzy Portugalczyk zdjął zaraz po stracie drugiego gola. Okazało się to trafioną decyzją, bo wprowadzeni Krzysztof Piątek oraz Kamil Jóźwiak szybko zdobyli po bramce. – Tymi zmianami pokazaliśmy drużynie, że wciąż chcemy i możemy wygrać. Zaryzykowaliśmy, zmieniliśmy taktykę i ustawienie, by pomóc zespołowi. Wcześniej nasza gra też nie wyglądała źle, bo poza sytuacją z początku kontrolowaliśmy spotkanie i nie pozwalaliśmy Węgrom na wiele – wyjaśniał Sousa.
Czekanie na wnioski
Trzecim piłkarzem, którego zdjął z murawy, nim upłynęła godzina, był Sebastian Szymański. Później boisko opuścił także Arkadiusz Reca. Obaj rozpoczęli spotkanie na bokach pomocy i, przede wszystkim w pierwszej połowie, spisywali się słabo. To ich oraz Helika miał na myśli selekcjoner, deklarując, że gdyby spotkanie mogło rozpocząć się jeszcze raz, jego decyzje personalne byłyby inne. – Aro i Szymi, który ma ogromny talent, byli nerwowi, wyglądali na wystraszonych. Jedno, dwa nieudane zagrania sprawiły, że nie grali na miarę swoich umiejętności. Powinni bardziej wierzyć w siebie. To samo można było powiedzieć o całym zespole, do przerwy powinniśmy grać lepiej, szczególnie kiedy jesteśmy w okolicach pola karnego, musimy szybciej podejmować decyzje. Szymi zaliczył pierwsze dobre podanie dopiero na początku drugiej połowy. Recy minął stres po przerwie, ale musi efektywniej pracować w defensywie – oceniał Portugalczyk. Dopiero środowy mecz z Anglią pokaże, czy i jakie wnioski z budapeszteńskiej lekcji wyciągnął trener Sousa.