DARIUSZ DZIEKANOWSKI
Za nami pierwsze materiały do analizy kadry pod wodzą nowego selekcjonera Paulo Sousy. Po meczu z Węgrami (3:3) jest tego sporo. Wielkimi krokami zbliża się godzina, a w zasadzie 90 minut prawdy, czyli mecz na Wembley z Anglikami. Celowo nie wspominam spotkania z Andorą, bo piszę ten tekst jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. To po pierwsze, gdyż zakładam, że nie spotkała nas żadna niemiła niespodzianka. Po drugie, poza sytuacją, w której wydarzyłaby się jakaś katastrofa, trudno opowiadać o mocnych i słabych punktach zespołu na tle takiego rywala. Skupię się więc na tym, co wydarzyło się w czwartek i jaki to może mieć wpływ na środowe spotkanie w Londynie.
Zacznijmy od bramki. Nie był to udany mecz w wykonaniu Wojciecha Szczęsnego – ewidentny błąd przy trafieniu na 0:1, potem kilka nerwowych interwencji. Nie wystawia mu to najlepszego świadectwa. Moim zdaniem po takim występie Wojtek powinien powędrować na ławkę. Chwaliłem Sousę za to, że skończył z polityką, którą stosował wobec bramkarzy jego poprzednik, czyli równego podziału występów między nich. Portugalczyk ogłosił, że numerem jeden jest u niego Wojtek. Mam nadzieję, że selekcjoner nie przesadzi w drugą stronę i nie będzie upierał się przy jednym nazwisku, jeśli któryś zawodnik zawodzi. W czwartek Szczęsny swoją grą niestety idealnie wpisał się w chaos, który panował w linii defensywnej naszej drużyny. Wygląda jednak na to, że to on szykowany jest do występu przeciwko Anglikom. Nadzieja w tym, że bramkarz Juventusu potrafi zmobilizować się na tyle, żeby zostać bohaterem tak ważnej i trudnej rywalizacji. Bo taki jest Wojtek Szczęsny – trafiają mu się słabsze występy, ale stać go na rzeczy genialne. Łukasz Fabiański, którego ja bym widział w pierwszej jedenastce, jest bardziej stabilny, bardziej przewidywalny i przy tym gwarantuje naprawdę wysoki poziom, co pokazuje regularnie w Premier League.
Postawienie na Szczęsnego przeciwko Węgrom trudno jednak zaliczać jako pomyłkę Sousy. Selekcjoner miał prawo liczyć, że o obsadę bramki może być spokojny. W wyjściowej jedenastce – w mojej ocenie – popełnił jednak kilka rażących błędów. Najbardziej niezrozumiałą decyzją było posadzenie na ławce Kamila Glika. Zawodnika, który dla gry defensywnej naszej drużyny narodowej jest równie kluczowym graczem jak Robert Lewandowski w grze ofensywnej. Jakby tego było mało, jeszcze bardziej niezrozumiale brzmiały tłumaczenia trenera, że liczył na Helika, bo ten jest wyższy i szybszy od Glika. To tak, jakby zarzucić Lewandowskiemu, że nie potrafi kiwać w stylu Messiego. Nawet jeśli Helik jest o trzy centymetry wyższy, nawet jeśli prawdą jest, że biega na setkę o ułamek sekundy szybciej, to jak można zapomnieć atuty Glika, czyli jego skuteczność, umiejętność czytania gry, zdecydowanie, doświadczenie czy boiskową charyzmę? To był strzał w stopę. Dobrze, że Sousa zdążył skorygować błąd. Uważam, że w Londynie powinniśmy zagrać systemem 1-4-4-2. Mam nadzieję, że mecz zaczną na środku Glik z Bednarkiem, z prawej strony wyjdzie Bartosz Bereszyński, a z lewej Maciej Rybus.
Kolejnym niezrozumiałym dla mnie posunięciem było posadzenie na ławce Kamila Jóźwiaka, którego wejście w 60. minucie odmieniło grę naszej drużyny. W sytuacji, gdy Kamil Grosicki jest w nieodgadnionej formie (ponieważ nie gra w klubie), trudno było o lepszego kandydata do występu na skrzydle. Po spotkaniu w Budapeszcie selekcjoner przyznał się do większości błędów, czyli, oprócz pominięcia Glika, do wystawienia Arkadiusza Recy i Sebastiana Szymańskiego. Zarzucił tym zawodnikom, że grali nerwowo. Jeśli piłkarz spala się psychicznie przed rywalizacją z Węgrami, to nie może być dla niego miejsca w składzie na Anglię. Na bokach pomocy widzę w Londynie Jóźwiaka (z prawej) i mimo wszystko Modera (z lewej). W środku Krychowiaka i mimo wszystko Zielińskiego. Piszę „mimo wszystko Modera i Zielińskiego”, bo w tej chwili nie ma lepszych opcji. Moder zawiódł z Węgrami, ale dlatego, że był ofiarą źle ustawionej defensywy. Jakie zastrzeżenia mam do Piotra Zielińskiego? Po meczu z Węgrami był jednym z najbardziej zadowolonych zawodników. To jest pewnego rodzaju nowość w jego postawie, bo zazwyczaj był wobec siebie krytyczny. I de facto miał nawet powody do zadowolenia. Chociaż od początku jego kariery jestem entuzjastą talentu gracza Napoli, to dziś pogodziłem się z tym, że ten zawodnik nie będzie jednym z filarów drużyny. Owszem, w meczu z Węgrami popisał się asystą. Zwrócę też uwagę, że to od jego celnego podania z własnego pola karnego rozpoczęła się akcja, po której gola strzelił Krzysztof Piątek. Ale co się z nim działo przez 60 minut, gdy drużynie nie szło? Nie zrobił nic. Impuls dali rezerwowi. Zieliński jest niestety zawodnikiem, który dostosowuje się do reszty, chociaż ma ogromny talent, to nie jest w stanie wpłynąć na kolegów. Kiedy drużynie nie idzie, wtedy Zieliński, mówiąc brzydko, wtapia się w tłum.
Gol Piątka w Budapeszcie już przy pierwszym kontakcie z piłką, może być sygnałem, że znowu odzyskał to coś, czym błyszczał kilkanaście miesięcy temu. Osamotniony z przodu Lewandowski będzie miał trudne życie w Londynie. Paulo Sousa – co bardzo mi się spodobało – powiedział, że z żadnym rywalem nie możemy wyjść na boisko z założeniem, że punkt będzie satysfakcjonującą zdobyczą. Jeśli selekcjoner rzeczywiście uważa, że w Londynie nie ma się co bać faworyzowanych gospodarzy, to musimy wyjść z dwójką z przodu. Mam nadzieję, że do środy Paulo Sousa będzie miał wystarczająco danych, by dojść do wniosku, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest dostosowanie systemu do potencjału drużyny, a nie szukanie na siłę wykonawców do założonego, nowego systemu. Ocena możliwości zawodników i ich wykorzystanie – to jest główne zadanie trenera. W czwartek w Budapeszcie w tej ocenie selekcjoner mocno się pomylił. W środę będzie miał okazję pokazać, że potrafi nie tylko korygować własne rażące pomyłki, ale przede wszystkim ich unikać.