Lepiej w osłabieniu
Widzew przez większość meczu grał w dziesiątkę, ale zdołał wygrać z GKS Jastrzębie.
Małymi krokami Widzew zbliża się do miejsc premiowanych udziałem w barażach o awans do PKO BP Ekstraklasy. W jedynym niedzielnym meczu Fortuna 1. Ligi łodzianie pokonali GKS Jastrzębie 2:0, mimo że przez całą drugą połowę musieli radzić sobie w osłabieniu.
Polski Neuer bohaterem
W pierwszej połowie to goście z Jastrzębia byli zdecydowanie lepsi. Piłkarze Pawła Ściebury potrafili dojść pod bramkę RTS i zmusić do wysiłku stojącego w bramce Jakuba Wrąbla. Najgroźniej było w 26. minucie. Sędziowie nie wychwycili pozycji spalonej u Daniela Szczepana, a ten dostał prostopadłe podanie i popędził w kierunku bramki Widzewa. Napastnik GKS mocno uderzył, ale bramkarz łodzian popisał się świetną interwencją i wybił piłkę na rzut rożny. Goście jeszcze kilkukrotnie zagrażali Wrąblowi, ten miał jednak swój dzień i nie dał się zaskoczyć. Stojący po przeciwnej stronie boiska Grzegorz Drazik w pierwszej połowie mógł nieco ponarzekać na brak zajęć, bo zawodnicy Widzewa ani razu celnie nie uderzyli na jego bramkę. W samej końcówce pierwszej części gry drugą żółtą kartkę dostał Marek Hanousek i kolejne 45 minut zapowiadało się jako heroiczna walka gospodarzy o jeden punkt. – Mamy wielki szacunek do GKS Jastrzębie, który też pokazywał dużą determinację i mocno stawiał nam czoła, zwłaszcza w pierwszej połowie. Po przerwie nie było nam łatwo grać w dziesięciu przeciwko jedenastu, ale pokazaliśmy się z dobrej strony. Piłka jest nieprzewidywalna i nikt się nie spodziewał, że jeszcze przed przerwą grać będziemy w osłabieniu. Wiemy jednak co umiemy, na co nas stać i dokąd chcemy dojść – mówił po spotkaniu trener Widzewa Enkeleid Dobi. Po zmianie stron nie było widać, że jego zespół gra w dziesiątkę. Widzew częściej atakował, czego skutkiem była bramka Daniela Tanżyny. Kilka minut później po świetnej akcji Michaela Ameyawa wynik podwyższył Mateusz Michalski i trzy punkty po raz kolejny zostały w Łodzi. W rundzie wiosennej (nie licząc zaległego meczu z Koroną) Widzew zdobył 12 z 18 punktów i do pierwszej szóstki dającej baraże traci już tylko jedno „oczko”.
Sekulski skończył w szpitalu
Bez punktów weekend skończył ŁKS. Rycerze Wiosny w sobotę grali na wyjeździe z Sandecją i doliczonym czasie gry dali sobie strzelić gola na 1:2. W dodatku w Nowym Sączu łodzianie stracili też Łukasza Sekulskiego. Napastnik ŁKS w pierwszej połowie zderzył się z Dawidem Pietrzkiewiczem i na moment stracił przytomność. Piłkarz nie był w stanie kontynuować gry, pojechał do szpitala, gdzie okazało się, że ma złamany nos i podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Warto dodać, że sędzia nie ukarał bramkarza Sandecji nawet żółtą kartką. Kontuzja
Sekulskiego to kolejny problem, z który musi się mierzyć trener Ireneusz Mamrot, bo urazy leczą też Pirulo oraz Ricardimnho. Powody do zadwolenia mają za to gracze Sandecji. Ich zespół w pięciu kolejkach rundy wiosennej uzbierał najwięcej punktów w całej Fortuna 1. Lidze. Sączersi po raz ostatni przegrali w połowie listopada i z tygodnia na tydzień poprawiają swoją sytuację. Po udanym początku drugiej części sezonu nikt nie stawia już Sandecji w gronie kandydatów do spadku.