Być jak Jan Domarski
W arcyważnym meczu na Wembley Włodzimierza Lubańskiego zastąpił napastnik z cienia i został bohaterem.
Największym błędem byłoby traktowanie nieobecności Roberta Lewandowskiego w starciu z Anglią w kategoriach piłkarskiej tragedii narodowej. Lepiej skupić się na szybkim znalezieniu jego zastępcy. Tak przed najsłynniejszym meczem w dziejach polskiego futbolu zrobił Kazimierz Górski i wykreował piłkarza, któremu zapewnił sportową nieśmiertelność.
Trener z intuicją
„Przyszła, naszła, zeszła, weszła” – tak Jan Domarski na gorąco skomentował okoliczności najważniejszej bramki w historii polskiej piłki. 17 października 1973 roku w meczu Anglia – Polska nierozgrzany Peter Shilton źle się ustawił do strzału, nie kontrolował przestrzeni za swoimi plecami, zareagował nerwowo i przepuścił niespecjalnie mocno uderzoną piłkę pod brzuchem. Polacy prowadzili 1:0, a potem ostatecznie uratowali bezcenny remis, który dał nam wielki awans do finałów mistrzostw świata. Reprezentacja dokonała niesłychanej rzeczy: pozbawiona jednego z najlepszych napastników świata nie dała się pokonać murowanemu faworytowi.
Lubański doznał poważnej kontuzji cztery miesiące wcześniej, kiedy graliśmy z Anglią w Chorzowie. Zanim został zniesiony z boiska z poważnym urazem, zdążył strzelić gola na 2:0. Wtedy Kazimierz Górski z właściwym sobie spokojem stwierdził, że musi znaleźć zastępcę. Miał oczywiście znacznie więcej czasu niż teraz Paulo Sousa, ale w niczym nie zmienia to faktu, że stawał przed nie lada wyzwaniem. Wybrał tego, który w Chorzowie wszedł na boisko za kontuzjowanego Lubańskiego. To tak, jakby w środę Sousa w wyjściowej je
GOLE
strzelił Jan Domarski w reprezentacji Polski: w spotkaniach z Walią (3:0) i z Anglią (1:1). Po meczu na Wembley w narodowej drużynie zagrał 6 razy, ale już nie zdobył bramki.
RAZ
Domarski po słynnym meczu na Wembley zagrał w reprezentacji od pierwszej do ostatniej minuty – w spotkaniu z RFN (0:1) podczas finałów MŚ. To był jego ostatni występ w narodowej drużynie.
PIŁKARZY
Stali Mielec zagrało w jedynym meczu na Wembley, którego Polakom udało się nie przegrać: Henryk Kasperczak, Grzegorz Lato i Jan Domarski. Stal była wtedy mistrzem Polski. denastce umieścił Karola Świderskiego. Domarski nie był debiutantem, ale w reprezentacji posiadał znikome doświadczenie – gdy zastępował w Chorzowie Lubańskiego, miał na koncie ledwie dwa mecze. Górski dostrzegł potencjał w 27-letnim napastniku, który w profesjonalnej klubowej piłce nie wyściubił nosa poza Podkarpacie: najpierw grał w Stali Rzeszów, a potem w Stali Mielec. Selekcjoner nie szukał gracza ataku na lata, bo potrzebował człowieka, który tu i teraz zastąpi kontuzjowaną gwiazdę. Najpierw rzucił go na eliminacyjny mecz z Walią (3:0). Domarski strzelił gola. A trener uznał, że jest gotowy na nieporównywalnie trudniejsze starcie.
Jak płatny zabójca
Gdyby Domarski nie zdobył bramki na Wembley, dzisiaj nikt by o nim nie pamiętał. Przeszedł do historii, był już królem nie tylko Podkarpacia. Selekcjoner Adam Nawałka lubi powtarzać, że nieszczęście jednego piłkarza jest szansą innego. Historia Lubańskiego z Chorzowa i Domarskiego z Londynu tę zasadę obrazuje modelowo. Górski z niepozornego napastnika uczynił zadaniowca, który wypełnił zleconą misję z zimną krwią niczym płatny zabójca. Jeden mecz zbudował jego legendę, choć wcale nie zbudował jego pozycji w podstawowej jedenastce, bo jednak w trakcie mundialu w 1974 roku zastąpił go nowy gigant polskiej piłki: Andrzej Szarmach. Ustalając skład na wyjazdowy mecz z Anglią, Górski nie wybiegał w daleką przyszłość, skupiał się na tym jednym, piekielnie trudnym wyzwaniu i podjął genialną decyzję.
Po blisko 48 latach podobnej mądrości oczekujemy od Sousy. Aby wskazać właściwego zastępcę najlepszego piłkarza Biało-czerwonych, Portugalczyk nie musi być „nowym Kazimierzem Górskim na nowe czasy”. Wystarczy, jeśli po chłodnej analizie wybierze właściwego piłkarza i przekona go, że ten jeden raz potrafi być jak Robert Lewandowski.