PODSUMOWANIE
Brak powołania do reprezentacji Polski dla najlepszego polskiego napastnika naszej ligi to jedna z kilku niezrozumiałych decyzji Paulo Sousy. Jeżeli ignorowanie przez selekcjonera w jakikolwiek sposób działa na gracza Piasta, to najwyraźniej mobilizująco. Skupia się na swojej snajperskiej robocie i jak nie strzela, to asystuje, przyczyniając się do kolejnych sukcesów drużyny.
Można hipotetycznie przyjąć – bo przecież Portugalczyk ze swoich (nie)powołań się nie tłumaczy – że dla Sousy nawet bardzo dobre występy na polskich boiskach nie są żadnym wyznacznikiem piłkarskiej klasy, bo powszechnie wiadomo, że z prawdziwym graniem mamy do czynienia wyłącznie w niepolskich klubach i jest to rzecz oczywista zwłaszcza dla przybysza z Portugalii. Przyjmijmy więc na chwilę, że Sousa w piłkarskiej megalomanii i zadufaniu rzeczywiście posunął się tak daleko. W takim razie, co w jego kadrze robią inni piłkarze z polskich klubów? Sousa oglądał w marcu z trybun ćwierćfinał Pucharu Polski Legia – Piast (1:2) i chyba powinien widzieć, w jaki sposób zawodnik gości strzela pierwszego gola. Z tego meczu do kadry wziął jednak legionistę Bartosza Slisza. W sprawie Świerczoka się nie zająknął, potraktował go jak powietrze.
Lekceważenie doświadczonego napastnika warto selekcjonerowi uparcie wypominać. Nie twierdzę, że Świerczok zbawiłby kadrę, że na pewno w Budapeszcie dałby Polakom zwycięstwo, a w Londynie nie pozwoliłby przegrać. Uważam jednak, że ze swoją dobrze pojętą boiskową zuchwałością, skłonnością do niekonwencjonalnych zagrań, swoistą nieobliczalnością wcale nie musiałby być gorszy od Arkadiusza Milika, Krzysztofa Piątka i zwłaszcza Karola Świderskiego. O ile w zestawieniu defensywy Sousa szukał kwadratowych jaj z uporem maniaka, o tyle w ofensywie – jeśli chodzi o personalia – z wyjątkiem Świderskiego nie wyszedł poza schemat przygotowany już przez jego poprzednika. Świerczok nawet niepozornym słowem nie dał do zrozumienia, że jest rozczarowany brakiem powołania. Znany jest zresztą z oszczędnych i zaklętych w banalne formułki wypowiedzi; wywiadów z zasady nie udziela, wyłączając okołomeczowe rozmówki, z których zupełnie nic nie wynika. Na pewno nie jest tytanowym cyborgiem, nader często dotykają go różne urazy, w każdej chwili, bez ostrzeżenia, może wypaść z gry. Waldemar Fornalik akceptuje