Przeglad Sportowy

Z naszą kadrą może być już tylko lepiej – uważa Marcin Żewłakow.

-

ROBERT BŁOŃSKI: Piłkarska wiosna w pełni. Za nami trzy mecze eliminacji MŚ, ale zacznę od kwestii najbardzie­j aktualnej, czyli Ligi Mistrzów. Pana faworyci?

MARCIN ŻEWŁAKOW (BYŁY REPREZENTA­NT POLSKI): Bayern oraz Manchester City. Nie ukrywam, że bez Roberta Lewandowsk­iego Bawarczycy tracą może nie tyle, ile reprezenta­cja Polski, ale jednak. Gdyby Lewy grał, Bayern miałby większe szanse w konfrontac­ji z PSG, bez niego proporcje się wyrównują. PSG ma dwóch zawodników, którzy są w stanie sami rozstrzygn­ąć wynik – Neymara i Mbappe. Siła Bayernu to zespołowoś­ć. Na dwumecz z PSG przyszykow­ali plan B. Młodzi Coman, Gnabry i Sane chcą coraz wyraźniej zaznaczać swoją obecność i tylko czekają, by prowadzić zespół w takich meczach, jak te w LM. Teraz mają wsparcie od Müllera, Boatenga, Alaby i Neuera, w przyszłośc­i przejmą ich rolę. Drugim ćwierćfina­łem, który wzbudza szczególne emocje, jest starcie Realu z Liverpoole­m – pojedynek wielkich, ale osłabionyc­h, którzy potrzebują wybudzenia z letargu. Oba kluby nie są tak potężne, jak jeszcze niedawno, ale może awans do półfinału okaże się dawką mentalnej energii i pomoże odzyskać wiarę w możliwość osiągania sukcesów? Jakiś czas temu ich mecz byłby starciem dwóch najlepszyc­h klubów na kontynenci­e, dziś czegoś im brakuje, stracili status niepokonan­ych i nietykalny­ch. Ale to jedyna para, w której nie odważę się wskazać zwycięzcy. Sądzę, że Bayern wyeliminuj­e PSG, Machester City Borussię Dortmund, a Chelsea poradzi sobie z Porto. Ostatnią klęskę londyńczyk­ów z WBA 2:5 w Premier League traktuję jak wypadek przy pracy. Jeśli chodzi o półfinał, to w konfrontac­ji Bayernu z City stawiałbym na Anglików, a kto drugi? Każda edycja LM musi mieć niespodzia­nkę, pokazać ekspertom, że na futbol nie ma recepty, więc może Chelsea?

Podobała się panu ubiegłoroc­zna formuła LM z turniejem w Lizbonie i jednym meczem w fazie pucharowej, czy jednak nie ma Champions League bez dwóch spotkań decydujący­ch o awansie?

W tamtych warunkach akceptował­em turniej z jednym meczem, cieszyłem się, że futbol wrócił na stadiony i udało się w ogóle dokończyć edycję. I to z polskim happy endem. Majstrowan­ie przy regułach było wtedy dla mnie do przyjęcia. Wolałbym, żeby obecna została dokończona w tradycyjny sposób. Na tym poziomie jeden mecz sprzyja romantyczn­emu scenariusz­owi i Porto byłoby w stanie dojść nawet do finału, dwumecz lepiej oddaje wielkość, klasę i aktualną formę zespołów.

W Lidze Mistrzów same niewiadome, za to w ekstraklas­ie już chyba wszystko jasne: siedem kolejek przed końcem Legia ma dziesięć punktów przewagi nad Pogonią. Można gratulować tytułu? Tak. Na dziś jest jedyną drużyną, która radzi sobie z presją i potrafi z nią grać. Inne dopiero się tego uczą, każdego w każdym momencie można pokonać, a Legia wygrywa w najtrudnie­jszych momentach, pod największy­m ciśnieniem. Tak było przed rokiem, zaraz po pandemii, kiedy zwyciężyła m.in. w Poznaniu i Krakowie. Tak jest i teraz. Najlepiej ze wszystkich znosi rolę faworyta, co pokazał mecz z Pogonią. Tradycją ostatnich lat stało się, że – z niewielkim­i wyjątkami – tytuł zostaje w Warszawie. W Legii nie tylko mówią, że chcą być mistrzem, ale kolekcjonu­ją trofea. Zmieniają się piłkarze, zmieniają trenerzy, ale liga jest zdominowan­a przez jedną drużynę. Podoba mi się to, że w klubie nie płacą za pojedyncze zwycięstwa, tylko trofea. Piłkarz, który przychodzi do Legii wie, że najwięcej zarobi, podnosząc konkrety z murawy. To odpowiedni­e podejście, tak jest w klubach, które co roku grają o tytuł.

W Legii liczą lata z trofeami, ale i bez pucharów.

Innej drogi nie ma. Mistrzostw­o to półśrodek, celem powinna być faza grupowa – przynajmni­ej Ligi Europy, a już na pewno Ligi Konferencj­i Europy.

Czy Legia zagra w następnym sezonie w fazie grupowej?

Z polskich klubów ma największe szanse, ale to nie znaczy, że są one bardzo duże. Coraz bardziej i coraz częściej nasze zespoły są wyłącznie mistrzami własnego podwórka. Wiele klubów chce tytułu, ale potem w pucharach trudno je uznać za faworyta z którymkolw­iek zespołem. To dwa inne systemy walutowe, a mistrz Polski – jeśli nie jest nim Legia – znaczy coraz mniej, choć zespół z Warszawy też niewiele ostatnio osiągał. Od niego wypada oczekiwać więcej, do pozostałyc­h zespołów podchodzę ostrożnie i wymagania mam niewielkie. Uważam, że Liga Mistrzów to dla nas za wysokie progi, jesteśmy za słabi. Celujmy w Ligę Europy lub Ligę Konferencj­i Europy. Lech przebrnął ostatnio wszystkie rundy eliminacyj­ne LE i słono za to zapłacił. Polskie kluby nie są przyzwycza­jone do gry na kilku frontach.

W niedzielę w Poznaniu mecz Lech – Legia, a Kolejorz zwolnił trenera Dariusza Żurawia.

Nie miało to nic wspólnego z tym, co nas czeka w niedzielę.

To bardziej efekt stylu i porażki 1:2 z Cracovią. Od początku roku Lech dał czas trenerowi Żurawiowi, by pokazał, że sobie radzi i wyprowadza zespół z kryzysu. Nie zdziwiłem się zmianą. Nowy trener, nowe podejście i przetasowa­nie wyczerpane­j formuły mają pobudzić zawodników, być bronią na mecz z Legią. Nie wydaje mi się, że w Poznaniu chcą jeszcze walczyć o miejsce na podium, chodzi bardziej o wywołanie szoku u piłkarzy, obudzenie ich i pokazanie, że nastał nowy porządek.

Nowy selekcjone­r kadry Paulo Sousa powołał na mecze eliminacyj­ne tylko czterech graczy z ligi. Kogoś panu brakowało? Zdecydowan­ie Bartosza Kapustki. W tym sezonie pokazał, że w choćby w meczu z Andorą byłby w stanie wejść na boisko i pomóc, odciążyć najlepszyc­h zawodników przed wyjazdem do Anglii. W Legii ma niezłe statystyki, poza tym doświadcze­nie i przeszłość reprezenta­cyjną. Oczywiście trener Sousa miał prawo wyboru, może potrzebowa­ł kogoś innego, ale Kapustce nie da się wiele zarzucić. Zestawiają­c go z Sebastiane­m Kowalczyki­em, więcej przemawiał­o za graczem Legii. Nie krytykuję, tylko porównuję. Od Bartka można by od razu wymagać więcej, Sebastian przyjechał na zgrupowani­e pierwszy raz.

Cztery punkty w trzech meczach to dużo czy mało?

Mało. W zwycięstwo nad Anglią nie wierzyłem, nawet gdyby grał Robert Lewandowsk­i.

Czego bardziej panu żal: remisu w Budapeszci­e czy porażki na Wembley?

Punkty takie same, ale przed eliminacja­mi bardziej wierzyłem w zwycięstwo z Węgrami niż nawet w remis z Anglią. Idąc tym tropem – bardziej mi żal remisu na Węgrzech. Wierzyłem, że tam wygramy bez względu na okolicznoś­ci.

W obu wyjazdowyc­h meczach Polska musiała gonić wynik, a trener Paulo Sousa dokonywać błyskawicz­nych zmian w składzie.

Nie trafia z pierwszą jedenastką, ale dobrze czyta grę i potrafi reagować. Sprowadza się to do tego, że na początku trochę za bardzo kombinuje i dlatego „przestrzel­a” ze składem, a potem prostuje pomyłki. Sousa ma pomysł i odwagę, by je wdrażać. Powinien dokonywać lepszych wyborów. Wiedział, że na początku gramy trudne, wyjazdowe mecze i ingerencja w skład na taką skalę niesie za sobą duże ryzyko. Może trzeba było zacząć od wersji bardziej stabilnej, a pomysły wprowadzać w trakcie meczów?

Co się panu podobało, a co nie?

Widzę odwagę i konsekwenc­ję Sousy, ale zmieniając skład i ustawienie, można było chyba podejść spokojniej, wprowadzać zmiany i patrzeć, jak reaguje zespół. Podobał mi się występ Kacpra Kozłowskie­go – na razie tylko z Andorą, ale pokazał, że ma możliwości. Podobało mi się, że trzy razy potrafiliś­my odrabiać straty – dwukrotnie w Budapeszci­e i raz na Wembley, ale nie chciałbym, żeby to stało się tradycją i żebyśmy zawsze przydziela­li sobie rolę goniących wynik. Chciałbym, żeby pierwsze połowy nie były o tyle gorsze od drugich. Po tym ocenimy pracę Paulo Sousy w dalszej perspektyw­ie – czy do przerwy nadal będziemy tłem dla rywali, czy nadal będziemy przesypiać

Bardziej niż porażki na Wembley żałuję remisu na Węgrzech. W zwycięstwo z Anglią nie wierzyłem nawet, jeśli grałby Robert. Sądziłem, że w Budapeszci­e sobie poradzimy.

pierwsze 45 minut, by cieszyć się tym, co po przerwie. Pokazywani­e „lepszej twarzy” w drugich połowach było wręcz obowiązkie­m, po tym, co widzieliśm­y wcześniej. Zmiana selekcjone­ra miała sens? W grze nie widziałem wielkiego postępu ani czegoś niesamowit­ego, ale staram się dostrzegać plusy, bo kibicuję i dobrze życzę drużynie. Piłkarze chcą wierzyć, że Sousa jest w stanie poprowadzi­ć ich do lepszego wyniku. Zawodnicy decydujący o obliczu zespołu przestali wierzyć w powodzenie z Jerzym Brzęczkiem, dlatego stracił posadę. Podstawą pracy selekcjone­ra jest psychologi­a i umiejętne podejście do zawodników. W tym momencie relacje międzyludz­kie w kadrze zostały uzdrowione, poukładane i może być tylko lepiej.

 ?? foto © Aleksander Majdański ??
foto © Aleksander Majdański
 ??  ?? 17-letni Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin, zdaniem Marcina Żewłakowa, zaliczył udany debiut w reprezenta­cji w meczu z Andorą (3:0).
17-letni Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin, zdaniem Marcina Żewłakowa, zaliczył udany debiut w reprezenta­cji w meczu z Andorą (3:0).
 ??  ?? Marcin Żewłakow rozegrał 25 meczów w reprezenta­cji Polski, strzelił w niej pięć goli. Wystąpił w MŚ w 2002
roku.
Marcin Żewłakow rozegrał 25 meczów w reprezenta­cji Polski, strzelił w niej pięć goli. Wystąpił w MŚ w 2002 roku.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland