PGE Skra zawsze walczy o tytuł – mówi przed rewanżem z ZAKS-Ą serbski atakujący.
Zostawiamy za sobą sześć porażek z ZAKS-Ą i w środę zaczynamy od stanu 0:0 w setach – mówi atakujący PGE Skry przed drugim meczem półfinału Plusligi.
KATARZYNA PAW: PGE Skra Bełchatów przegrała pierwszy mecz półfinałowy Plusligi z ZAKSĄ Kędzierzyn-koźle 0:3. Co poszło nie tak?
DUŠAN PETKOVIĆ (ATAKUJĄCY PGE SKRY BEŁCHATÓW): ZAKSA prezentuje najlepszą siatkówkę w Polsce, a jej system gry jest wspaniały i trudny do złamania, co udowodniła też w Lidze Mistrzów. My nie pokazaliśmy tego, na co nas tak naprawdę stać. Zaczęliśmy za bardzo nerwowo, a w głowach mieliśmy tylko to, że musimy czymś zaskoczyć przeciwników. To myślenie sprawiło, że zaczęliśmy popełniać sporo błędów, zwłaszcza w zagrywce. Tak wielka drużyna, jaką jest ZAKSA nie wybacza błędów. Jestem przekonany, że możemy zagrać lepiej.
Był to wasz szósty mecz z ZAKS-Ą w tym sezonie i szósta porażka. Czego wam brakuje, aby w końcu w środę odnieść zwycięstwo? Trudno taki czynnik wskazać, bo w tym sezonie dwukrotnie nasze starcia kończyły się w tie-breaku – raz w Pluslidze, drugi w Lidze Mistrzów. Poziom naszej gry zależy również od tego, jak prezentuje się przeciwnik. Nawet jeśli zagramy niesamowicie, to ZAKSA może zagrać jeszcze lepiej. Przede wszystkim musimy uważać na błędy, które popełniamy i naprawić to, co jeszcze się da.
W ćwierćfinale z Asseco Resovią prezentowaliście się tak, jak od początku sezonu tego od was oczekiwano. Pan również podkreślał, że w końcu zaczęliście przypominać kolektyw. Gdzie się podziała wasza pewność siebie? Rzeczywiście tak powiedziałem, ale nie zmieniam zdania. W obu meczach z rzeszowianami zaprezentowaliśmy się naprawdę dobrze – wywieraliśmy presję i byliśmy bardzo agresywni na boisku. Nie wiem, dlaczego zgubiliśmy to wszystko w pierwszym starciu z kędzierzynianami. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę ze stawki spotkania oraz z tego, że w tym sezonie z nimi nie wygraliśmy, ale to są rzeczy, z którymi trzeba walczyć. Nie możemy powielać tych samych błędów, musimy stawać się lepszymi. Chyba nie oczyściliśmy do końca głów i za szybko je spuściliśmy. Myśleliśmy, że jesteśmy gotowi na to spotkanie, tym razem nie mieliśmy jednak dwóch tygodni przerwy (taką miała Skra w związku z brakiem awansu do fazy finałowej Pucharu Polski – przyp. red.). Ten sezon jest dla was bardzo trudny ze względu na problemy zdrowotne, które powodowały, że wasza gra nie mogła zaskoczyć. Wciąż pozostajecie bez żadnego
Raczej nie zostanę w Skrze, bo dotąd nie dostałem nowego kontraktu. Słyszałem też, że nieoficjalnie mówi się o transferze innego zawodnika na moją pozycję.
trofeum. Może te wszystkie niepowodzenia nadal tkwią w waszych głowach?
To wymówka, a ja nie lubię ich szukać. Wiele drużyn zmaga się z kontuzjami, a COVID-19 przechodziły wszystkie zespoły w Pluslidze. Nie w tym leży problem. Musimy po prostu więcej popracować nad koncentracją. Zdajemy sobie sprawę, że nie zostało nam dużo czasu ani do drugiego meczu z ZAKS-Ą, ani do końca sezonu, który zamyka się za dwa tygodnie.
W ostatnich trzech spotkaniach był pan bardzo ważną postacią w drużynie, zwłaszcza jeśli chodzi o zagrywkę, co zaowocowało dwiema nagrodami MVP w ćwierćfinale. Dobrze się pan czuje w roli lidera zespołu? Trudno o tym mówić po przegranym meczu półfinałowym. W poprzednich klubach pełniłem rolę lidera, ale w składzie Skry znajduje się wielu doświadczonych zawodników, którzy występują tu od kilku lat. Czuję jednak, że jestem w dobrej formie i robię wszystko, aby pomóc drużynie, jak tylko mogę. Staram się zawsze dawać z siebie sto procent, chociaż czasami i to nie jest wystarczające. Nie odpowiada mi jednak rola zawodnika, który nie przejmuje się tym, jak prezentuje się cały zespół. Staram się jak najwięcej wspomagać kolegów i skupiam się na tym, co w danym momencie będzie przydatne dla drużyny. Ostatnio jest pan podstawowym atakującym PGE Skry. Wcześniej tę rolę pełnił Bartosz Filipiak, a przed rokiem był pan zmiennikiem Mariusza Wlazłego. Czuł się pan rozczarowany tą sytuacją? Nie jestem typem sportowca, który lubi siedzieć na ławce rezerwowych. Uwielbiam dawać z siebie sto procent i cieszy mnie, kiedy drużyna czuje się dobrze ze mną na boisku. Oczywiście nie stanowi to dla mnie problemu, jeśli nie gram. Przed przyjazdem do Polski rozegrałem bardzo dobry sezon we Włoszech w barwach Argos Volley Sora (Petković występował w tym zespole w latach 2017–19 – przyp. red.) i zdawałem sobie sprawę, że Skra to naprawdę dobry zespół. Wiedziałem również, jak klasowym zawodnikiem jest „Mario” i byłem świadomy, że trudno będzie mi przebić się do podstawowej szóstki. Pracowałem jednak wytrwale, udowadniając, że warto na mnie postawić. Ustaliliśmy z trenerem Michałem Mieszko Gogolem, że każdy z nas będzie pojawiał się na boisku w co drugim meczu. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego systemu, bo
zespół musi wyczuć się wzajemnie. Nie wyglądało to jednak źle, dlatego nie miałem o tę decyzję do nikogo żadnych pretensji. Po odejściu „Mario” przedłużyłem kontrakt ze Skrą i myślałem, że stanę się pierwszym atakującym. Potem dowiedziałem się o zakontraktowaniu Bartka, które oczywiście było korzystne dla drużyny, ale znowu zaczęło się rotowanie.
Wychodzi na to, że warto było czekać aż do najważniejszych meczów sezonu.
Na to właśnie wygląda (śmiech). Prawda jest też taka, że czasami po dobrze rozegranym meczu trudno jest w następnym siedzieć na ławce. To powoduje, że nie możesz kontynuować swojej dobrej gry ani się poprawiać. W takiej sytuacji musisz czekać na swoją szansę i ją wykorzystywać. Każdy zawodnik, który znalazł się w takiej sytuacji jak ja, rozumie, o co mi chodzi.
Występuje pan w Skrze od dwóch lat. Zostanie pan na kolejny sezon?
Raczej nie, bo jeszcze nie dostałem nowego kontraktu. Słyszałem też, że nieoficjalnie mówi się o transferze innego zawodnika na moją pozycję (Aleksandara Atanasijevicia, który ma przenieść się do Bełchatowa z Sir Safety Perugia – przyp. red.).
W tym momencie nie mam jednak jeszcze sprecyzowanego planu, co dalej, ale na pewno poszukam klubu, w którym będę mógł w pełni zaprezentować swoje umiejętności.
Przed wami drugi mecz półfinałowy z ZAKS-Ą, od którego zależy wasze być albo nie być w walce o mistrzostwo Polski. Po sześciu meczach rozegranych przeciwko kędzierzynianom w tym sezonie możecie powiedzieć, że już nic nie jest w stanie was zaskoczyć?
Można na to spojrzeć dwojako. Z jednej strony ZAKSA może powiedzieć, że skoro wygrała z nami wszystkie dotychczasowe mecze w sezonie, to bez problemu zwycięży i w siódmym spotkaniu. Z kolei my zostawiamy w tyle to, co było i walczymy od stanu 0:0 w setach. Musimy patrzeć na to, co jest tu i teraz. Z pewnością jest to dla nas bardzo ważny mecz, dlatego musimy oczyścić głowy z tego, co się stało w Kędzierzynie-koźlu. Nie chcę powiedzieć, że nie mamy nic do stracenia, bo wcale tak nie jest. Skra to wielki klub, który zawsze walczy o tytuł mistrzowski, dlatego zarówno my, zawodnicy, jak i cały sztab musimy to poczuć.
Ten mecz rozegracie w Hali Energia, w której w bieżących rozgrywkach przegraliście sześciokrotnie w Pluslidze i raz z ZAKS-Ą w Lidze Mistrzów. Patrząc na to, jak trudny był to dla was sezon, miejsce w czwórce będzie satysfakcjonujące?
Nie lubię szukać wymówek. Wiele drużyn zmaga się z kontuzjami, a COVID-19 przechodziły wszystkie zespoły w Pluslidze. Nie w tym leży problem PGE Skry.
Udało mi się poznać polską ligę oraz historię klubu i wiem, że miejsce w czwórce nie jest dla Skry wystarczające, choć gra w półfinale brzmi naprawdę dobrze, bo oznacza, że znajdujemy się wśród najlepszych drużyn Plusligi. Mamy dobry zespół, dlatego musimy spróbować ugrać coś więcej. Nie lubię patrzeć na statystyki. Ten moment sezonu jest wyjątkowy, dlatego tylko na nim musimy się koncentrować.