Pierwszy dołek Petera Hyballi
Efekt nowej miotły już minął i Wisłę nawiedziły stare demony. Na początku roku Biała Gwiazda prezentowała się efektownie. Strzelała dużo goli, a jej piłkarze harowali od pierwszej do ostatniej minuty. Obserwatorzy PKO BP Ekstraklasy zachwycali się systemem gry wprowadzonym przez Petera Hyballę i z uwagą śledzili poczynania Wisły. Zgadzały się też wyniki. Zwycięstwa nad Jagiellonią, Pogonią czy Wisłą Płock dały piłkarzom trochę oddechu i pozwoliły wspiąć się w ligowej tabeli. Wtedy zamiast o utrzymaniu zaczęto mówić o walce o miejsca w pierwszej szóstce.
Bańka szybko jednak prysła. Od miesiąca piłkarze z Reymonta nie są w stanie wygrać i w czterech ostatnich meczach zdobyli zaledwie punkt. Porażka z Podbeskidziem (0:2) w lany poniedziałek była dla wiślaków zimnym prysznicem i każe im się zastanowić, gdzie podziała się wysoka forma z początku roku. Trener Hyballa po meczu z Góralami nie krył irytacji. – Walczyliśmy do końca, ale jeśli nie trafiamy z czterech metrów do bramki, to nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Trzeba powiedzieć jasno, że wróciliśmy do walki o utrzymanie. Nie ma co marzyć o 6. miejscu w tabeli na koniec sezonu – powiedział szkoleniowiec Wisły.
Hyballa nie jest trenerem, który gryzie się w język. Jeśli coś mu się nie podoba, mówi o tym wprost. Już wcześniej po meczach zdarzało mu się oceniać i krytykować poszczególnych zawodników. Po spotkaniu z Góralami dostało się Davidowi Mawutorowi. – Grał wyłącznie do tyłu lub do boku, co z naszą taktyką nie miało nic wspólnego. Wyglądało to bardziej jak spotkanie w wykonaniu oldbojów. W naszej grze było za mało woli. Zawodnicy powinni się zastanowić nad tym występem, a ja jestem po prostu wściekły – dodał Hyballa. Szansą na wyjście z kryzysu będą dwa kolejne mecze u siebie – z Rakowem Częstochowa i Wartą Poznań. Problem w tym, że te zespoły ostatnio punktują skuteczniej niż ekipa z Krakowa.
MG