Rozstanie (nie) w rytmie reggae
Pamiętam początek Tour de France w 2017 roku. Düsseldorf, człowiek przy człowieku (kiedyś to było!), żeby tylko być bliżej swoich idoli. Pod autokarem i samochodami niemieckiej ekipy Bora Hansgrohe może nawet największy tłum. Nic dziwnego – wszyscy wyluzowani, obsługa rozdaje fanom małe espresso, Rafał Majka szeroko się uśmiecha, a Peter Sagan wynosi wielki głośnik i puszcze reggae. Ktoś w tłumie żartuje, że niby niemiecka ekipa, a atmosfera jak podczas imprezy na Ibizie. Już wtedy Sagan był, jeśli nie największą, to jedną z największych gwiazd peletonu. Gościem, który ekipie dał nowe, lepsze życie i sprawił, że niewielki w sumie team stał się jednym z największych. Kosztował dużo, o jego 5-milionowym kontrakcie liczonym w euro krążą legendy, ale się spłacał. Od 2017 roku w tej grupie wygrał 26 razy, zdobywał zielone koszulki Tour de France, skupiał na sobie uwagę mediów całego świata. Starsi kibice pamiętali go z Liquigasu czy ekipy Olega Tinkowa, ale dla większości Sagan to Bora Hansgrohe. Symbol i gwiazda zarazem.
Wszystko się jednak kończy, kontrakty także. Ten Sagana – po tym sezonie. I nie ma nic dziwnego w tym, że ekipa może mieć chęć zmiany, uznać, że tyle milionów dla starzejącego się gwiazdora to za dużo. Takie życie. Tylko czemu nie można tego robić z klasą? Szef Bora Hansgrohe uznał, że rozegra sprawę inaczej. – Wynik naszych rozmów jest wciąż otwarty. Chcielibyśmy podjąć decyzję w kwietniu, ale nie powiem, jak się sprawy mają. Jesteśmy bardzo wdzięczni za to, co Peter dla nas zrobił. Dzięki niemu nasi sponsorzy otrzymali wiele uwagi i rozgłosu, ale wkracza on w końcowy okres kariery. Musimy się zastanowić, czy nadal chcemy za to płacić. Jeśli Peter od nas odejdzie, będę mieć do dyspozycji dużą sumę pieniędzy – powiedział Ralph Denk niemieckiemu dziennikowi „Kölner Stadtanzeiger”. I w zasadzie ma prawo do takiej logiki, zresztą może wcale nie chodzi o rozstanie, a o formę negocjacji, ale z całą pewnością można to rozegrać inaczej.
Wszystko wskazuje na to, że Sagan dowiedział się o tym z mediów, więc także przez media odpowiedział. – W Bora Hansgrohe spędziłem kilka świetnych lat, ale jeżeli Denk naprawdę uważa, że najlepsze sezony mam za sobą – to jego opinia. Jeśli nie potrzebuje mnie do wygrywania, będę pierwszą osobą, która poszuka ekipy, w której się przydam – to cytat z rozmowy dla cyclingnews.com. I wiele wskazuje na to, że ta saga będzie jedną z ciekawszych w tym sezonie.
Media już łączą Petera z Deceuninck–quick Step, a wśród tych, którzy mogliby pójść razem ze Słowakiem, jest Polak Maciej Bodnar, który od lat jest głównym pomocnikiem Sagana. Języczkiem u wagi może być producent rowerów Specialized, który dostarcza sprzęt do obu zespołów i od lat pokrywa znaczną część pensji Słowaka. Trudno powiedzieć, czy to ułatwi ewentualne negocjacje, ale jedno jest pewne – najbliższe tygodnie w kolarskim świecie będą ciekawe. Dla Sagana, którego trenerem jest inny Polak, czyli Sylwester Szmyd, szczególnie, bo na pewno motywacji mu nie braknie. Pytanie, jak zachowa się ekipa. W poprzednim sezonie w Bora Hansgrohe podobną sytuację przerabiał Rafał Majka i nie trzeba było być pilnym obserwatorem, żeby widzieć, że coś zgrzyta i wieloletni związek rozpada się w kiepskim stylu. Teraz zanosi się na powtórkę, tylko głośniejszą. I niestety, nie w rytmie reggae...