Wyplenić minimalizm
Trener Legii wie, że ważne są nie tylko zwycięstwa, ale i odpowiednia mentalność mistrzów.
Ubiegłoroczny, wiosenny mecz Legii z Lechem miał być meczem prawdy, pokazać, kto zdobędzie mistrzostwo Polski. Kiedy zespół z Warszawy wygrał 1:0, obserwujący to z boku Czesław Michniewicz, ówczesny selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Polski stwierdził, że na tym kończą się emocje, mówił, że nie wyobraża sobie, aby drużyna Aleksandara Vukovicia roztrwoniła przewagę. Miała wówczas osiem punktów więcej niż drugi Piast, aż 12 przewagi nad Lechem. Co się stało potem? W grupie mistrzowskiej drużyna z Warszawy pokazała, że jednak umie generować w swoich fanach kortyzol: na osiem spotkań, wygrała zaledwie dwa. I zamiast deklasacji rywali, był niesmak, rozważania, czy właściciel klubu postąpił słusznie, przedłużając umowę z Vukoviciem, zanim tytuł został przypieczętowany.
Przemowa Michniewicza
Michniewicz patrzył na to z boku, wyciągał wnioski. I choć nie mógł wówczas przypuszczać, że już kilka miesięcy później to on będzie siedział w szatni przy Łazienkowskiej, to dziś swoje obserwacje i lekcje płynące z potknięć poprzedniej Legii, może wdrażać w życie. Mentalność – to problem, o którym w Legii mówiono od dawna. Mimo że zespół z Łazienkowskiej dysponuje najmocniejszą kadrą, ma największy budżet w Polsce, to nie potrafił zdominować ligi. Michniewicz chce to odmienić. Nie zależy mu tylko na wygranych, chce też wyplenić ze swoich piłkarzy minimalizm. Najlepiej pokazała to jego przemowa, jaką zafundował zawodnikom po spotkaniu z Pogonią. Mimo że wygranym aż 4:2, to druga połowa w wykonaniu legionistów wywołała w Michniewiczu wiele niepokoju.
– Prowadzimy 4:1, wychodzimy na drugą połowę i chcemy bronić wyniku 4:1 u siebie? – dopytywał po spotkaniu Michniewicz, nie akceptując reakcji swoich zawodników na bramkę, jaką stracili tuż przed przerwą (Adam Frączczak pokonał Artura Boruca). – Gramy do przodu, budujemy akcje, nie dajemy przeciwnikowi stwarzać własnych sytuacji. I nagle wychodzimy na drugą połowę i przestajemy to robić. Z zespołu, który grał koncertowo, bo to była najlepsza połowa, jaką widziałem podczas wspólnej pracy, stajemy się inną, odmienioną drużyną – analizował wydarzenia w drugiej połowie, co pokazały klubowe media. – Musimy uwierzyć w siebie, więcej wiary! Nie chowajcie głów, nie patrzcie pod nogi. Strzeliliście nam gola? To my wam za to strzelimy trzy! Tak musicie do tego podchodzić! Wtedy będziemy silnym, klasowym zespołem. Znów jedna minuta zmienia wasze nastawienie, pewność siebie. Jedna bramka. Ale to jest jak w boksie: jak dostaniesz jeden cios, to schodzisz z ringu? Walczysz dalej! Czasem trzeba wstać z desek. A my dostajemy jednego klapsa na własne życzenie i odmieniamy zespół. Jesteśmy Legią i mamy grać tak jak Legia! – nawoływał na zarejestrowanym przez stronę legia.com filmiku Michniewicz. Nagranie pokazało, że szkoleniowiec mistrzów Polski jest czujny, a dziesięciopunktowa przewaga w tabeli nie jest dla niego wystarczająca.
Mateusz Wieteska był częścią zespołu Legii, który przed rokiem potrafił roztrwonić ogromną przewagę nad rywalami. Czesław Michniewicz nie chce, aby to się powtórzyło.
– My też, jako zawodnicy, wiemy, że druga połowa nie była najlepsza w naszym wykonaniu. Powinniśmy lepiej operować piłką, mieć większy spokój przy dobrym wyniku. A my tak naprawdę przestaliśmy grać. Dobrze, że trener zwrócił na to uwagę i uczulił, że powinniśmy cały czas grać tak, jak w pierwszej części gry – przyznaje obrońca Legii Mateusz Wieteska.
Podpowiedź dla rywali
Szkoleniowiec Legii wie, że obrona tytułu nie jest celem, a kolejnym etapem w drodze do europejskich pucharów. A w nich takie błędy, jakie jego piłkarze pokazują w meczach z rywalami z polskiej ligi – nawet kiedy ostatecznie wygrywają – mogą kosztować bardzo wiele. I znów kluczowym słowem jest nastawienie. Mentalność. Dekoncentracja, która dopada jego zawodników. Mecz z Pogonią był tylko jednym z wielu przykładów – dwie stracone bramki wynikały z błędów indywidualnych. – Jak się prześledzi nasze liczby dotyczące straconych i zdobywanych bramek, to widać pewną prawidłowość. Może będzie to delikatna podpowiedź dla przeciwników, choć myślę, że to ogólnie dostępne i każdy może to sprawdzić. Strzelamy dużo goli w pierwszym i drugim kwadransie. Dekoncentracja przychodzi w końcówce pierwszej i drugiej połowy. Musimy nad tym pracować. Zawodnicy mają świadomość, że niektóre bramki, które straciliśmy, były sprezentowane. W przypadku Pogoni, o której rozmawialiśmy tydzień temu, mówiliśmy, że traci mało bramek, bo nie traci łatwych bramek. My musimy nad tym jeszcze mocniej popracować, być jeszcze bardziej skoncentrowani – tłumaczy Michniewicz, zdając sobie sprawę, że przeciwnicy Legii nie musieli się w ostatnim czasie zbyt mocno napracować, by trafić do siatki.
Presja to kolejne słowo, które do Legii przylepiło się już ranaszej czej na stałe, wiele jest przykładów piłkarzy, którzy sobie z nią nie radzili: czy to w europejskich pucharach, czy w tych najważniejszych w sezonie meczach, jak właśnie niedzielny – z Lechem. Przy Łazienkowskiej starają się dbać również o odporność psychiczną piłkarzy, w sztabie szkoleniowym jest psycholog Michał Dąbski, który został zatrudniony jeszcze za czasów Vukovicia. Wieteska ma swój sposób, by radzić sobie z oczekiwaniami, presją, krytyką. – Odciąłem się od wszystkich mediów społecznościowych, gdzie ludzie potrafią pisać różne rzeczy. Gdyby człowiek to czytał, to mógłby mieć problemy z głową. Czasami, jak rodzice coś zobaczą, to mi powiedzą, jednak ja bardziej zamieniam to w żart, niż się tym przejmuję. Jeśli zawodnik popełni błąd, a potem będzie się przejmował komentarzami, które przeczyta na ten temat, to nie da rady wejść na wyższy poziom, bo cały czas będzie rozpamiętywał sytuacje, które już były, a ich się przecież nie zmieni. Dlatego odciąłem się od tego, nie zwracam na to uwagi. Najważniejsze jest dla mnie to, jaką podpowiedź, krytykę ma dla mnie trener. Dla mnie to najważniejsze słowo, a nie stwierdzenia, które są wokół – mówi przed meczem z Lechem Wieteska.
W niedzielę okaże się, jak on i jego koledzy z zespołu potrafili przekuć słowa Michniewicza na swoje nastawienie i grę. Najbliższe pięć tygodni to dla nich weryfikacja: kto jest gotowy powalczyć o wymarzoną fazę grupową europejskich pucharów, kto ma wystarczającą mentalność, by pomóc Legii na tym froncie. Mentalność i oczywiście umiejętności. Przed rokiem, po meczu w Poznaniu Michniewicz przyznawał, że nie jest fanem Domagoja Antolicia (już go przy Łazienkowskiej nie ma). – Jeśli Legia nie będzie miała zawodnika, który gra między stoperami, w trójkącie, to zawsze takie podania, jak Tiby, będą przechodziły, bo tam powinien stać Antolić. Legia potrzebuje klasowego piłkarza, który będzie fantastycznie rozgrywał piłkę, ale też zabezpieczał podania prostopadłe – oceniał wówczas Michniewicz. Za kilka dni okaże się, jakie przemyślenia da mu mecz z Kolejorzem.
LAT
Błaszczykowski był zawodnikiem drużyn juniorskich Rakowa. Jest jego wychowankiem.