ŁUKASZEM SURMĄ ZNIKNĄŁEM? NIEPR
Czułem się rozdarty. Bolało mnie, że mam skończyć robić to, czym zajmowałem się prz
Miałem już niekontrolowane reakcje. Gdy potem widziałem swoje zachowanie na nagraniach, wstydziłem się. Wybuchy, wymachiwanie rękoma, agresja, która biła z mojego ciała – nie powinno to tak wyglądać. Widać to było choćby w meczu z GKS Katowice, kiedy biegłem z pretensjami do sędziego. Na zapisach wideo widziałem, że już sam mój bieg wyglądał, jakbym chciał go zabić. Dostałem czerwoną kartkę za wbiegnięcie na boisko. Jako piłkarz wyładowałbym się pewnie, robiąc wślizg, a tu za cel obrałem sobie arbitra. Jestem o tę sytuację mądrzejszy, ale jeszcze wiele doświadczeń przede mną. Muszę się zacząć kontrolować, nauczyć się swoich reakcji, umieć je przewidzieć i opanować.
Poznaje pan siebie od innej strony? Zdecydowanie, bo to zupełnie inny zawód. Bywało, że spędziłem mecz na ławce bardzo spokojny, co też nie było do końca właściwie, są momenty, gdy drużyna potrzebuje impulsu.
Zimą 2018 roku Łukasz Surma zdecydował się objąć funkcję grającego trenera w czwartoligowej Warcie Białka Tatrzańska. Po pół roku przejął zespół juniorów starszych Wisły Kraków, ale zrezygnował z funkcji po pięciu dniach. Od 16 czerwca 2019 roku jest trenerem Garbarni – obecnie jego drużyna zajmuje 12. miejsce w II lidze.
Kiedyś, jako kapitan, potrafiłem motywować. Teraz wiem, że może aż takie sterowanie drużyną nie jest potrzebne, bo piłkarzom dobrze zostawić trochę decyzyjności na boisku, nawet więcej niż czasem nam się wydaje. Uczę się siebie, ale też i innych. Zrozumiałem, jak ważną umiejętnością jest właściwe oszacowanie, od kogo ile mogę wymagać. Popełniłem już błędy w obie strony: od niektórych oczekiwałem zbyt wiele, od innych zbyt mało, a to skutkuje lenistwem, brakiem postępu. Kiedy słyszę w telewizji ciągłe omawianie taktyki, to mam przekonanie, że skupiamy się tylko na ustawieniu, a to tylko jeden z bardzo ważnych tematów. Właściwe ocenianie możliwości piłkarzy jest równie istotne.
Co kosztowało pana więcej stresu: gra w piłkę czy zawód trenera? Pamiętam swój debiut w ekstraklasie, w meczu z GKS Bełchatów. Miałem 19 lat, byłem bardzo zestresowany, całą noc przed tym meczem nie spałem.
Jest wielu ekspertów, którzy komentują spotkania, są z boku. Przyglądają się, oceniają, ale nie są tak blisko piłki, jak ja. I nie ma znaczenia, że pracuję w drugiej lidze.
Musiałem dużo pracować, by to opanować, myślę, że dłużej niż inni. Sporo czasu mi zajęło, by nabrać spokoju, by nauczyć się funkcjonować ze stresem, który miałem w sobie. Bardzo podobnie jest teraz w trenerce, mam jednak nadzieję, że z czasem te emocje będą się we mnie wyciszały. Taki mam po prostu charakter. Zależy mi, więc przeżywam.
Jak ta praca zmienia człowieka? Na pewno zmienia perspektywę, inaczej patrzę na swoich byłych trenerów. Kiedyś byłem w ich ocenie bardzo srogi, nieraz uważałem, że nie mają racji. Dotyczyło to choćby trenera Fornalika, który zrezygnował
[{2009}],
POWRÓT
W styczniu podpisuje kontrakt z Lechią, w której spędza cztery i pół roku, po czym przechodzi do Ruchu – tam gra cztery sezony. Na koniec spada z nim z ligi, kończy profesjonalną karierę z 559 meczami rozegranymi w ekstraklasie - jest rekordzistą. drużyny, sądziłem, że muszę chronić kolegów, cokolwiek by się nie wydarzyło.
A kibicom się to nie podobało.
Kiedy nie przychodzili na stadion z powodu podwyżki cen biletów, a my walczyliśmy o mistrzostwo Polski, powiedziałem, że nawet bez nich sobie poradzimy. Od tego momentu nasze relacje stały się chłodniejsze. Sądziłem, że w końcu przekonam ich do siebie dobrą grą, a nie gadaniem. Może by tak było, gdybym był napastnikiem, strzelał po 20 bramek w sezonie. Ale ja byłem pomocnikiem, mróweczką w środku pola. Z takimi zadaniami czasem nie można się odzywać.
Czyli kiedy jest się od wnoszenia fortepianu, lepiej siedzieć cicho?
Tak bywa, ale ja nie zawsze się na to zgadzałem. Każdy chce, aby to jego było na wierzchu, ja też miałem taki charakter, dlatego się odzywałem. Ale właśnie, ten fortepian... Ludzie zapamiętali mnie jako defensywnego pomocnika, co mocno mi przeszkadza. Jan Kocian powiedział kiedyś, że w Ruchu większość akcji