MÓJ CEL? ZAGRAĆ W MISTRZOSTWACH
Przez rok wszystko zmieniło się o 180 stopni – mówi 20-letni Kamil Piątkowski, który z Rakowem zdobył Puchar oraz wicemistrzostwo Polski i ma szansę wystąpić w EURO.
MACIEJ WĄSOWSKI: Ostanie pół roku to pana najlepszy czas, odkąd gra pan w piłkę?
KAMIL PIĄTKOWSKI (OBROŃCA RAKOWA I REPREZENTACJI POLSKI):
Faktycznie dużo się u mnie działo przez ostatnie pół roku. Wiedziałem, że chcę osiągnąć z Rakowem namacalny sukces. Cieszyłem się, że transfer do Salzburga (za ok. 6 mln euro – przyp. red.) udało się załatwić tak, że mogłem zostać jeszcze w Częstochowie. Obiecałem właścicielowi klubu Michałowi Świerczewskiemu, że będę tu do końca sezonu i dam z siebie wszystko. Zapewniłem, że nie będzie odstawiania nogi. Zdobyliśmy Puchar Polski i zajęliśmy drugie miejsce w ekstraklasie. W marcu był też debiut w pierwszej reprezentacji w meczu z Andorą (3:0 – red.). Szczerze mówiąc, to za bardzo nie dowierzam w to, co się wokół mnie dzieje.
Trochę szkoda odchodzić z Rakowa?
Generalnie trudno będzie mi odejść, bo zżyłem się z kolegami z drużyny. Tak samo z ludźmi w klubie. Muszę się jednak rozwijać. Trzeba zrobić kolejny krok. Myślę, że każdy piłkarz, mając możliwość takiego transferu jak mój do RB Salzburg, chciałby skorzystać z takiej szansy. Część mnie chciałaby zagrać jeszcze w Rakowie, szczególnie w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. W Austrii czekają mnie jednak znacznie większe wyzwania. Zagram tam w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Zabiegało o pana wiele klubów, a trafi pan do Austrii. Może pan powiedzieć, kto jeszcze przedstawił konkretną propozycję?
Były oferty z Niemiec i Włoch. O nazwach klubów nie chcę mówić. Prawda jest jednak taka, że kiedy dostałem propozycję z Red Bull Salzburg, od razu byłem do niej przekonany. Nie było wahania. Chcę się rozwijać, chcę być lepszym piłkarzem, ale przy tym muszę regularnie grać. Mógłbym wybrać jakiś topowy klub z Niemiec, Anglii lub Włoch, ale nie miałbym tam szans na wywalczenie miejsca w składzie. Salzburg to bardzo mocny zespół i uczestnik LM, ale nie jest to jeszcze poziom czołowych zespołów z Premier League, Bundesligi lub Serie A. Uważam, że muszę zrobić kolejny, spokojny kroczek do przodu. RB jest do tego idealne.
To, że w Salzburgu potrafią wypromować młodych zawodników i przygotować ich do gry w najlepszych ligach, też miało znaczenie?
To było bardzo istotne. Nie patrzyłem na względy finansowe. Kluczowe było dla mnie to, czy mam szansę na regularne granie. Nie chciałem iść do klubu, który od razu mnie gdzieś wypożyczy. Chcę od początku walczyć o skład i przebić się do wyjściowej jedenastki.
Niedawno okazało się, że w RB Salzburg nie będzie trenera Jesse Marscha, bo przejmie on RB Leipzig. Zmartwiło to pana?
To trener mnie chciał i z nim rozmawiałem przed transferem. Z tego co wiem, to nawet jeśli przyjdzie nowy szkoleniowiec, filozofia i struktura zespołu w Salzburgu za bardzo się nie zmienią. Żałuję, że nie będziemy współpracować. Mam jednak nadzieję, że może w przyszłości jeszcze się spotkamy.
Czyli trzeba będzie grać na tyle dobrze, żeby zainteresowało się panem RB Leipzig...
Kto wie? (śmiech) Piłka jest na tyle nieprzewidywalna, że wszystko jest możliwe. Mam świadomość, gdzie byłem jeszcze dwa, trzy lata temu. Wiem, skąd trafiłem do Rakowa i jak wyglądały moje początki w Częstochowie. Przez rok wszystko zmieniło się o 180 stopni. Powoli, cierpliwie trzeba realizować swoje plany i ambicje. Czas pokaże, co się wydarzy.
To, że jeszcze w Zagłębiu Lubin był pan defensywnym pomocnikiem, pomaga obrońcy w wyprowadzeniu piłki i rozpoczynaniu akcji?
Na pewno. Mam naturalny pęd do przodu czy – jak to się mówi – „ciąg na bramkę”. Wiem, że z piłką przy nodze sobie poradzę. Dodatkowo dużo pracuję nad tym elementem gry, ćwicząc indywidualnie. Czuję, że stałem się bardziej mobilny i szybszy. Po ogłoszeniu transferu do Salzburga i powołaniu do pierwszej reprezentacji nabrałem też większej pewności siebie. Teraz, jeśli tylko mam trochę miejsca, staram się podbiec z piłką do przodu. Wpadłem też w taki fajny rytm, bo od początku kwietnia gramy w zasadzie co trzy dni. Było duże obciążenie meczowe. Cieszę się, że wytrzymałem to fizycznie, bo tak się gra w Europie.
Jak u pana z niemieckim? Postawiłem na naukę niemieckiego i doszlifowanie angielskiego. W tym drugim języku pewnie już wcześniej z każdym bym się dogadał. Może nie mówiłem w nim jakoś perfekcyjnie, ale wszystko rozumiałem. Podstawy niemieckiego już umiem. Mam nadzieję, że to pomoże mi w wejściu do szatni. Na początku mimo wszystko moim pierwszym językiem będzie angielski. Nie mam strachu przed mówieniem w obcym języku.
Jeszcze poprzednie rozgrywki zaczynał pan w Rakowie jako rezerwowy, a teraz jest pan nominowany do gracza sezonu, obrońcy sezonu i młodzieżowca sezonu. Co było przełomowym momentem? Dużo dały mi początkowe występy na pozycji prawego wahadłowego. Tak debiutowałem w ekstraklasie. Trzeba pamiętać, że przed przyjściem do Rakowa w Zagłębiu Lubin nawet nie usiadłem na ławce rezerwowych w ekstraklasie. W Częstochowie trener Marek Papszun zaufał mi, mimo że początkowo nie grałem na swojej nominalnej pozycji. W rezerwach i juniorach Zagłębia zdarzały mi się pojedyncze spotkania na prawej obronie, ale nie na wahadle. To jest jednak inne granie i poruszanie się po boisku. Miałem świadomość, że radzę sobie w ekstraklasie. Wszystko szybko poszło. Zauważyłem, że nie odstaję od kolegów. Postawiłem wtedy też na indywidualną pracę z różnymi specjalistami. Chodzi mi o przygotowanie fizyczne, ale nie tylko. Mam swoich prywatnych fizjoterapeutów, oni namówili mnie do stosowania akupunktury. Mam też dietę dostosowaną do mojego or
ganizmu. Takie małe szczegóły dały mi pozytywnego kopa. Na początku nie było widać efektów, ale po jakimś czasie wszystko zaczęło działać lepiej. Szczerze to sam nie wiem, kiedy to wszystko tak zaczęło iść, że stałem się czołowym zawodnikiem Rakowa. To przyszło w niełatwy sposób, bo poświęciłem na to bardzo dużo pracy, ale wyszło to naturalnie. Jestem gościem, który wierzy w siebie, swoje umiejętności i słowa. Zawsze chcę postawić na swoim, jak coś sobie założę.
Nagrody indywidualne są ważne? Jest to supersprawa, zwłaszcza jak przypomnę sobie mój początek w Rakowie. Jestem dwa lata w klubie, dwa lata w ekstraklasie. Opuszczam go i przechodzę do Salzburga, a odchodząc jestem nominowany we wszystkich kategoriach, w których mogłem być. Piękna historia. Cieszę się z tego, ale wiem, że to nie jest najważniejsze.
Mam świadomość, ile pracowałem i ile pracy jeszcze przede mną.
Po ostatnim zgrupowaniu reprezentacji ponoć koledzy z kadry „kupili” Piątkowskiego.
Na początku miałem duży stres. Dwa lata wcześniej grałem przecież w III lidze, a nagle przyjechałem na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. Zastanawiałem się, jak przyjmą mnie inni zawodnicy czy selekcjoner Paulo Sousa. Po pierwszym dniu zgrupowania, kiedy się ze wszystkimi przywitałem i poznałem, zacząłem czuć się pewniej. Plany na najbliższe tygodnie to wywalczenie miejsca w kadrze na EURO 2020 i później walka o wyjściowy skład?
Wszystko po kolei. Jeżeli dostanę powołanie na zgrupowanie przed EURO, to będę się z tego bardzo cieszył i zrobię wszystko, żeby pojechać na mistrzostwa. Miejsce w wyjściowym składzie też jest moim celem.
Zdobyliśmy Puchar Polski i zajęliśmy drugie miejsce w lidze. W marcu był też debiut w reprezentacji. Szczerze mówiąc, to za bardzo nie dowierzam w to, co się wokół mnie dzieje.