Życie seksualne w NBA
Dennis Rodman skończył 60 lat. Jeden z największych skandalistów NBA przechodzi z wieku średniego w okres starości – oby zdrowej, bo ze względu na styl życia to Rodman dni swoich raczej nie będzie dożywał w dostatku. Z okazji 60. urodzin „Robaka” kolega Jakub Wojczyński wziął się nawet za spisanie 60 najciekawszych wątków z życia koszykarza, ale moją uwagę najmocniej przykuł jeden – Rodman twierdzi, że w życiu swoim (jednym z najbardziej szalonych w lidze jego czasów) spał z dwoma tysiącami kobiet. Jak na takiego hulakę to strasznie skromnie, a właściwie to nawet żałośnie mało... Gdzie mu tam do takiego Wilta Chamberlaina, który zupełnie śmiało zadeklarował wynik dziesięć razy lepszy, a przecież „Szczudło” w pierwszej kolejności zajmował się biciem rekordów punktowych na parkiecie, a sprawy romansów w trakcie jego kariery nie były specjalnie istotne. To raczej w przypadku Rodmana – od pewnego momentu jego kariery – można było odnieść wrażenie, że koszykówka jest dodatkiem do imprez. Chamberlain nie żyje od ponad 20 lat – zmarł w 1999 roku, zresztą na serce, co przypomina nam (mężczyznom), że nadmiar kobiet szkodzi. Znalazłem jednak ciekawy zapis występu koszykarza w talk-show „Late Night with Conan O’brien”, gdzie dwukrotny mistrz NBA przekonuje, iż swoim wyznaniem o dwudziestu tysiącach kochanek zasłużył na... nagrodę w dziedzinie edukacji. I wcale nie chodzi o edukację seksualną. C hamberlain mówi mniej więcej tak: „Ja upowszechniam znajomość matematyki, bo teraz wszyscy obliczają, ilu mu wychodzi kobiet dziennie. Zaczął, gdy miał 15 lat, teraz ma 55, czyli to będzie 40 razy 365, a wynikiem trzeba podzielić 20 tysięcy” – śmiał się koszykarz w wypowiedzi, która nawet mnie wydaje się niezbyt przystająca do dzisiejszej poprawności politycznej. Ale na początku lat 90. sprawiała wrażenie zupełnie niewinnego żartu. I chyba gdzieś w tamtych czasach – oczywiście nie z dnia na dzień, bo trudno wskazać nawet konkretny rok – w NBA skończyło się luźne podejście do spraw seksualności. Mnie wychodzi, że ten proces rozpoczął swoim wyznaniem o HIV Magic Johnson, a zakończył Kobe Bryant. Wielki rozgrywający Los Angeles Lakers zresztą w kwestii edukacji seksualnej zrobił wiele dobrego. Mam nawet jego książkę na ten temat, w której tłumaczy, że AIDS to poważna sprawa i nie da się go złapać od kichnięcia w czasie przechodzenia po pasach przez jezdnię. Natomiast Bryant też sporo uczynił dla wyedukowania młodszych kolegów z ligi na temat przygodnych kontaktów – dzięki jego sprawie z Denver nabrali przekonania, że należy się ich wystrzegać, bo niezależnie, co się naprawdę działo, to proces sądowy właściwie gotowy, a adwokaci tylko czekają, żeby wyrwać dla swojej ładnej klientki jeszcze ładniejszą sumę w dolarach. T akich jak Chamberlain czy Rodman, który – umówmy się – w czasie kariery był świrem i świrem pozostał, w NBA już nie ma. To pewne. Zastanawiam się jednak, czy naprawdę element łóżkowych podbojów został przez najbogatszych koszykarzy świata zarzucony, że najbardziej skandalizujący gracze ligi co najwyżej zajmują się projektowaniem ubrań? Że w NBA żadnej rozpusty już nie ma?
Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. To raczej poprawność polityczna wymusza taką moralność. Dlatego o Rodmanie zawsze poczytam z ciekawością, bo chociaż to regularny wariat, to przynajmniej nie gryzie się w język.