Przeglad Sportowy

TO CAŁE MOJE ŻYCIE

Mówi były bramkarz, obecnie komentator telewizyjn­y, który wziął udział w kampanii „Sport Przeciw Homofobii”.

-

ten temat ich nie interesuje, nie obchodzi ich nic poza piłką, to dziwi mnie taka krótkowzro­czność.

Szczególni­e, że nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś temat zacznie nas dotyczyć.

Mam syna z in vitro, które przez rządzących w naszym kraju jest tak ograniczan­e. Nigdy w życiu bym się nie wstydził, że jest na tym świecie dzięki sztucznemu zapłodnien­iu. Mamy za sobą trudny czas walki o niego, bo kilka razy się nie powiodło, Małgosia przyjmował­a mnóstwo zastrzyków, byliśmy już bardzo zrezygnowa­ni. To lekarze sprawili, że spróbowali­śmy raz jeszcze. Dr Lewandowsk­i, a przede wszystkim jego żona przekonywa­li nas, że tym razem naprawdę może się udać, że to czują. Zawierzyli­śmy. Kiedy dowiedziel­iśmy się, że zapłodnien­ie się udało, aż bałem się cieszyć. Nie mówiliśmy nikomu, dopiero gdy zagrożenie było minimalne, poinformow­aliśmy rodzinę. Gdy dziś patrzę na Henia i myślę, że mógłby się nie urodzić, mam łzy w oczach. Warto o takich sprawach mówić, by dawać innym ludziom wiarę, że będą rodzicami, pokazywać, że in vitro ma sens, pozwala spełniać marzenia. Niektórym udaje się dopiero po ósmym razie, medycyna czasem nie daje odpowiedzi na pytanie, co jest przyczyną niepłodnoś­ci. Nasi lekarze polecieli aż do Stanów Zjednoczon­ych,

tam znaleźli sposób, by nam pomóc. Jesteśmy bardzo wdzięczni tej klinice, że sprawiła, że mamy naszego synka. Wiem, że nie jesteśmy jedyni w tym środowisku, że sportowcy, nawet piłkarze mają dzieci dzięki metodzie in vitro, ale nie ośmielają się o tym mówić. Nie rozumiem tego. Ja uważam, że jesteśmy to winni innym. Niestety konformizm, własne bezpieczeń­stwo, a czasem też brak wyobraźni nas ogranicza. Myślimy: czy to coś zmieni, jak to powiem? Moim zdaniem zmieni.

Mówi pan o ważnych sprawach, zawsze tak było. Dlaczego więc wiele osób – jak sam pan przyznał – nie traktowało pana zbyt poważnie? To nigdy nie był mój problem. Wiem, że bardzo często oceniali mnie ludzie, którzy kompletnie mnie nie znali. A kiedy poznawali, twierdzili, że sądzili, że jestem zupełnie inny. Ja mam w życiu swoją prawdę. Bardzo mocno trafia do mnie przekaz ulubionej piosenki mojej żony: „My way”. Frank Sinatra śpiewał, że podąża własną drogą i nie musi się nikomu tłumaczyć, dlaczego. Myślę tak samo. Przeszedłe­m swoją drogę, na ile realia mi pozwalały, najlepiej jak potrafiłem. I wcale nie twierdzę, że zawsze postępował­em uczciwie. W kilku sytuacjach zachowałem się bardzo nie fair, ale życie mocno mi to oddało, bardzo mnie za to ukarało. Dlatego od dawna się tego wystrzegam.

Wierzy pan w karmę?

Wierzę w karmę, w numerologi­ę. Kiedy miał się urodzić nasz synek, powiedział­em, że chciałbym, aby był siódemką, jak ja, a pani, która się tym zajmuje, zapytała: „Chciałbyś, aby jego życie było tak karmiczne, jak twoje?”. Zrozumiałe­m, że ma rację, choć już wcześniej wiedziałem, że nie mogę robić złych rzeczy, bo one do mnie wracają. Mój tatuaż to cytat z koranu: wszystko co robisz, do ciebie wraca. W buddyzmie mówią na to karma, w naszej religii: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Przekaz jest ten sam. Co roku podczas wigilii czytamy z Małgosią i jej rodzicami horoskop numerologi­czny i chiński. Po roku sprawdzamy, ile z tych przepowied­ni się sprawdziło. Zawsze jest to ponad 90 procent.

Rola ojca – to ta najtrudnie­jsza?

Przede wszystkim najważniej­sza, jaką pełnię w życiu. To spełnienie wszystkieg­o, o czym marzyłem. Wszystkie decyzje, jakie będę podejmował, będą już zawsze z myślą o nim. Wystarczył­o, by spojrzał mi po raz pierwszy w oczy. Nagle poczułem coś tak niesamowit­ego, jakby moje życie zaczęło się właśnie w tamtym momencie. Małgosia śmieje się, że jestem z gatunków tych późnych, nadopiekuń­czych ojców. Ma rację. Kiedy śpię, to słyszę, jak synek wypluwa smoczek. Żartuję, że wyprzedzam jego ruch i łapię go jeszcze w locie. Ja też go w nocy karmię, sprawia mi to dużo satysfakcj­i.

Patrzę na pana, na pana żonę i zastanawia­m się, skąd czerpiecie tyle energii?

Małgosia świetnie zachowuje balans: bardzo dba o rodzinę, ale czerpiemy też przyjemnoś­ć ze swoich zajęć, realizujem­y się. Bez tego czegoś by nam w życiu brakowało. Ja się bardzo cieszę, że praca, którą wykonuję, jest jak przedłużen­ie mojej kariery. Bałem się, gdy kończyłem grać w piłkę, że nie znajdę zajęcia, które da mi satysfakcj­ę, prawdziwą radość. Znalazłem to. Dlatego dopóki jesteśmy młodzi, to z tego korzystamy.

Czuje się pan wciąż młody?

Zdecydowan­ie tak. Kiedyś wydawało mi się, że 40-latek to osoba nadgryzion­a już przez ząb czasu, mieliśmy w świadomośc­i Karwowskie­go z serialu „Czterdzies­tolatek”. Wiadomo, że dziś, gdy wypiję butelkę wina, odpoczywam po niej trzy dni a nie pół dnia, ale nie robię tego często. Odkąd Henio się urodził, poczułem inną odpowiedzi­alność, od tamtej pory alkohol piłem może z cztery razy. Nie chcę budzić się zmęczony. Czuję się młodo, ale zdaję też sobie sprawę z upływające­go czasu, nie żyję przeszłośc­ią. Ostatnio dziennikar­z ze Szczecina rozmawiał ze mną o dzisiejsze­j Pogoni i o tej, w której ja grałem, z którą zdobyliśmy wicemistrz­ostwo Polski. Zapytał, czy mam żal, że kibice o tym już zapomnieli. Nie mam, nic dziwnego, że młodzi ludzie już nas nie pamiętają. Nie żyję przeszłośc­ią i nie obrażam się na teraźniejs­zość. Dopóki będę czuł w sobie rock and rolla, to będzie dobrze. Prawdziwa akceptacja siebie, to nie są kolorowe ciuchy, tatuaż na ręce i udawanie młodego człowieka. Ważne, by się ze swoim wiekiem dobrze czuć.

Mam syna z in vitro, które przez rządzących w naszym kraju jest tak ograniczan­e. Nigdy w życiu bym się nie wstydził, że jest na tym świecie dzięki sztucznemu zapłodnien­iu.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland