WYBIERAMY SPORTOWCA STULECIA DZISIAJ PRZEDSTAWIAMY ADAMA MAŁYSZA
Ur. 3 grudnia 1977 w Wiśle. W latach 1995–2011 wystąpił w 349 konkursach Pucharu Świata. 39 wygrał, 92 razy stał na podium, 198 razy zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce, a 307 razy zdobywał punkty PŚ. Łącznie zgromadził ich 13 070. Za wybitne osiągnięcia sportowe trzykrotnie został odznaczony przez prezydenta RP Orderem Odrodzenia Polski.
Szaleństwa, które ogarnęło Polskę w styczniu 2001 roku, nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Oto skromny chłopak z papierami dekarskiego czeladnika rzucił wyzwanie potężnej koalicji skandynawsko-austriacko-niemieckiej i odważył się – jako pierwszy Polak – wygrać Turniej Czterech Skoczni.
Dziś po sukcesach Kamila Stocha i Dawida Kubackiego polscy kibice do tego przywykli, ale wtedy to było wielkie WOW! Dwie dekady temu polski sport znajdował się w opłakanym stanie, a o gwiazdach pokroju Roberta Lewandowskiego, Agnieszki Radwańskiej czy Roberta Kubicy nawet nie śmieliśmy marzyć. Spragnieni sukcesów fani pokochali Adama całym sercem. Małyszomania eksplodowała z siłą bomby atomowej. Skoczek narciarski porwał tłumy, latami był jak rosół i schabowy – stałym elementem sobotnio-niedzielnych obiadów rodzinnych. Pod narty dmuchali wszyscy – od prezesów, biznesmenów, po gospodynie domowe i robotników. Szaleństwo wokół Andrzeja Gołoty trwało zdecydowanie krócej, a Otylia Jędrzejczak, Robert Korzeniowski, Justyna Kowalczyk czy Kamil Stoch już nie wzbudzili tak silnych emocji i entuzjazmu w takiej skali.
Najlepszy Sportowiec Wolnej Polski
– Kibice docenili, że tak długo potrafiłem być na szczycie. Przez te wszystkie lata nauczyli się skoków i pokochali je. A mnie docenili za to, że nigdy nie ześwirowałem. Zawsze źle się czułem na wszelkiego rodzaju galach i ceremoniach. Kiedy były Bale Mistrzów Sportu, to w duchu nawet się cieszyłem, że mnie tam nie ma, bo startuję. Wspaniale jest zostać wybranym na najlepszego sportowca roku, ale odbiór nagrody byłby dla mnie wielkim stresem. Co niby miałbym powiedzieć, żeby nie palnąć gafy? Nigdy nie przestanę być naturalny, nie będę sztuczny. Nie cierpię, kiedy ktoś daje mi zapisaną kartkę i mówi: „Przeczytaj”. Nie ma mowy. Zawsze muszę dać coś od siebie. Wolę powiedzieć kilka słów po góralsku, kilka po śląsku i gotowe. Miewałem poczucie wyjątkowości. Czasem czułem się na skoczni przeszczęśliwy, ale nigdy nie poczułem, że to kres moich osiągnięć i niczego więcej nie zdobędę. To byłby pierwszy krok na manowce. Nawet jak skończyłem ze skakaniem, to w sposób, jaki sobie wymarzyłem. Na podium Pucharu Świata. Był marzec 2011 roku. A pierwsze zawody PŚ wygrałem w 1996 roku w Oslo. 15 lat to w skokach wieczność. Rewolucja w technice, sprzęcie, przepisy – zmieniało się wszystko. Ale ja nigdy nie przestałem być normalny. Nie wywyższałem się. Wiele zależy od tego, co człowiek wynosi z domu. Nie pochodzę z bogatej rodziny. Starczało nam na życie. I tyle. Kiedy dorosłem, chciałem, by moja rodzina nigdy nie musiała myśleć, jak wiązać koniec z końcem. Cieszę się, że wypełniłem plan. Niektórym sportowcom jest ciężko, bo chcą wykorzystać swoje pięć minut i popularność. Zapominają przy tym, że są tylko sportowcami. A kiedy się ockną, jest za późno – te słowa Adama to kolejna wskazówka, dlaczego porwał miliony kibiców.
W 2014 roku bezapelacyjnie wygrał organizowany przez „Przegląd Sportowy”, Telewizję Polską oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki plebiscyt na Najlepszego Sportowca Wolnej Polski (1989–2014). Wyprzedził Justynę Kowalczyk („Przegranej z tobą, Adasiu, nie traktuję jako porażki) i Kamila Stocha.
Inny człowiek, inny sportowiec Zdobył cztery medale igrzysk olimpijskich, sześć medali mistrzostw świata (cztery złote), wywalczył cztery Kryształowe Kule za Puchar Świata, jako pierwszy Polak wygrał Turniej Czterech Skoczni. Kolekcjonowanie medali i kryształów zaczął w Lahti, w lutym 2001, gdzie w MŚ zdobył srebro i złoto. Ostatni krążek, brązowy, przywiózł równo dziesięć lat później – z MŚ w Oslo. Medalowy szlak wyznaczały kolejno: Lahti (2001), Salt Lake City (2002), Predazzo (2003), Sapporo (2007), Vancouver (2010) i Oslo (2011) plus cztery razy Planica, gdzie w 2001, 2002, 2003 i 2007 roku odbierał Kryształową Kulę, a w marcu 2011 roku ostatni raz stanął na podium PŚ.
Adam zmieniał się jako sportowiec i człowiek, na jego barkach wyrosła potęga polskich skoków narciarskich. Żadna inna dyscyplina sportu w naszym kraju nigdy nie zawdzięczała tak wiele – żeby nie powiedzieć wszystkiego – tylko jednemu człowiekowi. Dziś ma wyższe wykształcenie, ale pozostał skromny i naturalny. Nie zmieniły go pieniądze i kariera, mimo wielu propozycji nie zgodził się na udział w programach rozrywkowych, choć z „Tańca z gwiazdami” dzwonili regularnie. Nigdy nie stracił klasy. – Chylę czoła przed Kamilem, bo sam nigdy nie zdobyłem choćby jednego mistrzostwa olimpijskiego. Ale też nikt nigdy nie odbierze mi osiągnięć ani nie poczuje, ile pracy, wysiłku i wyrzeczeń mnie one kosztowały. W czasach, kiedy skakałem, sukcesami żył cały kraj. Polskie skoki to był tylko Małysz. Małysz je podniósł i wypromował, a dziś to dyscyplina narodowa – mówił Adam, opisując triumfy młodszego kolegi.
Dziś w Polskim Związku Narciarskim z powodzeniem pełni rolę dyrektora sportowego ds. skoków i kombinacji norweskiej. Jeśli zdecyduje się wystartować w wyborach na prezesa, powinien zostać następcą swojego byłego trenera, Apoloniusza Tajnera.