Rok, który trzeba zapomnieć
Lech Poznań skończył sezon w lidze tak, jak go zaczął – rozczarowująco.
Obie drużyny spotkały się w lidze cztery i pół miesiąca temu, kiedy zarówno w Poznaniu, jak i Zabrzu żywe były nadzieje na grę w europejskich pucharach. Dziś ich wynikom towarzyszy rozczarowanie, a dla piłkarzy Lecha, jak i Górnika od kilku tygodni byłoby najlepiej, gdyby sezon się skończył.
Zrzucone buty
W takich okolicznościach można było po cichu liczyć, że zawodnicy zrzucą betonowe buty i zagrają o odzyskanie zaufania kibiców choć w minimalnym stopniu. No i o przygotowanie gruntu pod nowy sezon, który ma to do siebie, że oczekiwania w nim rosną, a dobrze zaczynać przy nawozie pozytywnego nastawienia. Swobodniej w meczu bez temperatury czuli się piłkarze Lecha, a w ich ekipie wyróżniał się Dani Ramirez. I to on zdobył pierwszą bramkę. Drugi z Hiszpanów, na którego w tym meczu
zwracaliśmy uwagę, aż tak obrotny nie był. Zadanie miał utrudnione, bo i koledzy nie śpieszyli się ze stwarzaniem okazji Jesusowi Jimenezowi. 27-latka łączy się z Lechem, ale żeby przeniósł się do Wielkopolski, to najpierw szefowie Kolejorza musieliby znaleźć w sejfie milion euro, bo tyle usatysfakcjonuje prezesów Górnika. A gdyby poznaniacy zechcieli i Erika Janžę, którego również przymierza się do ekipy Macieja Skorży, to powinni dorzucić kolejne 300 tysięcy euro.
Rotacja Nowaka
Górnik w pierwszej połowie był taki, jak w całej rundzie, czyli: chcielibyśmy, ale nie potrafimy. Piłkarze Lecha zbyt wcześnie wybrali się jednak na wakacje i stracili prowadzenie. Goście poprawili się po przerwie, aż Bartosz Nowak uderzył piłkę z taką rotacją, że Mickey van der Hart nawet nie zdążył się rzucić. Przełamał dręczącą od dawna zabrzan wyjazdową niemoc, bo był to ich pierwszy gol zdobyty poza domem od 697 minut. W obu drużynach szykują się teraz zmiany, a poważniejsze chyba w Górniku. Do Poznania nie pojechali już Giannis Masouras (wraca po wypożyczeniu do Olimpiakosu) i Richmond Boakye, który stał się w Zabrzu
synonimem transferowego niewypału. Piłkarzy, którzy opuszczą górniczy klub, będzie jednak znacznie więcej. Ale najpierw w gabinetach muszą rozstrzygnąć, kto ma układać klocki na nowo – trener Marcin Brosz czy odpowiadający za pion sportowy Artur Płatek.