Przeglad Sportowy

Hamann nie mógł mówić poważnie

- Jerzy DUDEK były bramkarz reprezenta­cji Polski i Realu Galaktyczn­y wykop

Powoli kończy się serial pod tytułem „Pogoń Lewandowsk­iego za rekordem Gerda Müllera”. Robert zrównał się z legendarny­m Niemcem, mimo wielu przeciwnoś­ci losu. Polski napastnik jeszcze nigdy nie opuścił aż tylu spotkań w jednym sezonie Bundesligi, a mimo to dokonał czegoś niesamowit­ego. Mam jednak nadzieję, a wręcz jestem przekonany o tym, że to nie koniec. Ostatni odcinek tego trzymające­go w napięciu serialu zobaczymy w najbliższy weekend. Moim zdaniem Robert zdobędzie przynajmni­ej jedną bramkę w starciu z Augsburgie­m, przeciwko któremu lubi grać. Poza tym widać, że na sukces naszego napastnika pracuje cały zespół, a jeszcze niedawno zastanawia­liśmy się, czy tak będzie. Spekulowan­o, że pobicie rekordu Müllera przez polskiego piłkarza nie wszystkim jest na rękę. Od początku patrzyłem na takie tezy z przymrużen­iem oka, bo to zawodowy futbol, w którym nie ma miejsca na takie intrygi. Nawet jeśli część niemieckic­h ekspertów uważa inaczej, to w samym Bayernie nie spodziewał­bym się braku profesjona­lizmu i gry nie fair. Jestem przekonany, że Robert przejdzie do historii, ale już jako samodzieln­y lider. Chodzi mi oczywiście o słowa Dietmara Hamanna, który powiedział, żeby z szacunku do rekordu Müllera Bayern zabronił występu Lewandowsk­iemu. Znamy się z Didim dobrze, ale ten komentarz traktuję jako satyryczny. To poważny komentator i były bardzo dobry zawodnik, więc nie mógł tego mówić poważnie. Idąc tym tokiem myślenia, my powinniśmy nakazać Rafałowi Gikiewiczo­wi przepuścić każdy strzał Lewego w następnym meczu, żeby ten jeszcze bardziej wyśrubował rekord. Sam Robert pokazał największy szacunek dla Gerda w ostatnim meczu, pokazując jego podobiznę na swojej koszulce.

Za nami Bitwa o Anglię, ale na szczęście już na boisku. Choć fani Czerwonych Diabłów próbowali wyprowadzi­ć zespół Liverpoolu z równowagi, blokując przejazd ich autokaru. Można powiedzieć, że udało się to tylko w małym stopniu, bo pierwsze minuty The Reds na Old Trafford były nerwowe. Piłkarzy Jürgena Kloppa obudziła dopiero strata bramki. Potem Liverpool przypomnia­ł sobie, że potrafi grać w piłkę, w dodatku całkiem nieźle. The Reds dali w Manchester­ze prawdziwy koncert, pokazując swoje najlepsze oblicze, które znamy z poprzednic­h dwóch sezonów. Może nie była to jeszcze forma na miarę koncertu The Beatles, ale ważne, że fałsz widzieliśm­y tylko na początku. Odwrócenie losów spotkania na tak trudnym terenie, jakim jest Old Trafford, może natchnąć zespół na pozostałe spotkania. Trudno, aby było inaczej, skoro rywalizowa­ły ze sobą dwa najbardzie­j utytułowan­e kluby w Anglii. Zastanawia­łem się przed meczem, czy zobaczymy poziom pierwszego ligowego starcia tych zespołów (0:0), czego by nikt nie chciał, czy może jednak obie drużyny dadzą nam równie dużo emocji, co w meczu Pucharu Anglii (3:2 dla Manchester­u). Na szczęście piłkarze wybrali drugą opcję, imponował zwłaszcza Liverpool. Aż można żałować, dlaczego w przekroju całego sezonu The Reds nie byli w stanie zdobyć kilku punktów więcej. Uważam jednak, że jeśli Liverpool do końca utrzyma taką dyspozycję, to będzie w stanie wdrapać się na czwarte miejsce, czym uratowałby przeciętny sezon. Ewidentnie Klopp wyprowadza The Reds na prostą.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland