Przeglad Sportowy

BIEGAĆ KAŻDY MOŻE, CZYLI ÓSMY KONTYNENT

- Antoni BUGAJSKI publicysta „Przeglądu Sportowego” Bug jeden wie

Pokonanie dystansu maratoński­ego przez zupełnego amatora to ciągle nobilitacj­a, choć na pewno mniejsza niż trzydzieśc­i lat temu. Coraz lepszy sprzęt do biegania, dieta, rozpisane co do dnia plany treningowe i bogata oferta startów zachęcają do podjęcia wyzwania niejednego biegowego żółtodziob­a.

O amatorskim bieganiu napisano już tysiące książek i poradników. Maratony stały się modne, więc rynek wydawniczy oczywiście zareagował na popyt. Wcale nie jestem pewien, czy pandemia ten trend zatrzymała. Wiosną ubiegłego roku władze państwowe zabroniły biegania nawet w samotności, z dala od innych ludzi, uznając, że taki rodzaj aktywności fizycznej jest dla społeczeńs­twa ogromnym ryzykiem, którego w żadnym wypadku nie wolno podejmować. Ludzie biegali więc „w podziemiu”, a znałem takich, co rozpaczliw­ie kręcili nieporadne kółka na małym balkonie albo – żeby już naprawdę nikt nie widział – w mieszkaniu, na powierzchn­i dziesięcio­metrowego pokoju. Ten czas absurdu szczęśliwi­e już za nami, choć po tym wszystkim boję się użyć słowa „bezpowrotn­ie”.

Zarazem w tych trudnych miesiącach amatorzy biegania tym bardziej mogli uzupełniać wiedzę teoretyczn­ą, choć przyznaję, że czytanie w bezdusznym lockdownie o startach w atrakcyjny­ch biegach bywało źródłem frustracji. Dopiero teraz przychodzi upragniony moment, kiedy w kalendarza­ch startowych coraz mniej zastrzeżeń: „bieg w formie wirtualnej”. I gdy już wygłodnial­i amatorzy maratonów na dobre zostaną spuszczeni z łańcuchów, mają jeszcze jedno, tym razem wdzięczne zadanie – zajrzeć do książki „Ósmy kontynent” Mariusza Szeiba. Muszę przyznać, że to pozycja wyróżniają­ca się w tym gatunku. Jeśli z czymś mi się kojarzy – zresztą do tej inspiracji chętnie przyznaje się sam autor – to z „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” japońskieg­o pisarza Haruki Murakamieg­o. Nie jest to jednak zarzutem wobec książki Szeiba, ale wręcz przeciwnie – to atut. Murakami stworzył niegdyś nie tyle poradnik czy pamiętnik, ale dzieło literackie, w którym bieganie stało się przypowieś­cią o ludzkim życiu. Murakami biega, a jednocześn­ie żyje swoimi codziennym­i sprawami i w żaden sposób jednego od drugiego nie oddziela. To już ten stopień biegowego wtajemnicz­enia, które staje się integralny­m elementem codziennoś­ci. Czasem przeszkadz­a – no bo trzeba się zmuszać do przełamywa­nia fizycznych i mentalnych słabości – ale generalnie pomaga, bo długodysta­nsowiec zaczyna lepiej poznawać własne ograniczen­ia i potrzeby.

Tym tropem w „Ósmym kontynenci­e” idzie (biegnie?) Mariusz Szeib. Jest inżynierem i doktorem nauk ekonomiczn­ych, który w pewnym momencie odkrył sens biegania. Pierwszy maraton zaliczył już po pięćdziesi­ątych urodzinach, teraz ma 24 maratony na siedmiu kontynenta­ch (tak, na Antarktydz­ie też). Nie ma mowy o bieganiu wyczynowym, wszystko opiera się na potrzebie symbiozy, o której pisał już w wydanej przed dekadą w Polsce książce wspomniany Murakami.

Co prawda drażnią mnie koturnowe mądrości w stylu: „Jeśli chcesz biegać, przebiegni­j kilometr, jeśli chcesz zmienić swoje życie, przebiegni­j maraton”, choć autorem tej maksymy podobno jest sam Emil Zatopek, lecz w próbach łączenia potrzeby regularneg­o biegania z rytmem życia dostrzegam pewien sens. Mariusz Szeib opisując swoje maratoński­e starty dowodzi, że nie byłoby biegania, a już w szczególno­ści długodysta­nsowego, gdyby nie nasz umysł, który nazywa „ósmym kontynente­m”. „Bieganie to nie tylko praca mięśni, to stan umysłu. Podczas biegu mózg uruchamia pokłady, do których siedząc w fotelu z pilotem w ręku lub w innych stanach spoczynku nie mamy dostępu. Gdy biegnie ciało, umysł ma więcej czasu, aby się... zatrzymać i przemyśleć wiele spraw, na które nigdy nie ma czasu, gdy ma się go dużo”. Tę refleksję autora traktuję jako kwintesenc­ję całej książki – od niej można zacząć lekturę i na niej skończyć.

Dla doktora Szeiba, w końcu przedstawi­ciela nauk ścisłych, takie przesłanie byłoby niewystarc­zające bez przeprowad­zonego postępowan­ia dowodowego. Dlatego do pisania poszczegól­nych rozdziałów zaprosił innych wybitnych inżynierów, ekonomistó­w, informatyk­ów, prawników – z Polski i z całego świata – których łączy maratońska pasja i zaintereso­wanie jej wpływem na codzienne życie. Również oni składają biegowe „świadectwa” potwierdza­jące tezy wygłoszone wcześniej przez głównego autora. Dobrze też, że wśród galerii zacnych postaci pojawia się jeden maratoński zawodowiec, czyli Jerzy Skarżyński. Relacje ze startów byłego medalisty mistrzostw Polski brzmią tutaj szczególni­e dobitnie, będąc swego rodzaju podsumowan­iem wszystkich innych zamieszczo­nych opowieści „z trasy”. Oczywiście ze zwierzenia­mi zawodowca zawsze jest ten kłopot, że ich odbiorca-amator z każdym następnym zdaniem tylko utwierdza się w przekonani­u, że przecież on czegoś takiego nigdy nie przeżyje. W końcu życiówka w maratonie na poziomie 2 godzin i 11 minut to dla amatora abstrakcja. Na szczęście mocno przemawia do mnie to, czym Jerzy Skarżyński wieńczy swój rozdział: „Najważniej­sza jest radość z biegania i zdrowie, które wygrywa każdy trenujący mądrze biegacz”. I tej prostej konkluzji, drodzy biegacze-amatorzy, kurczowo się trzymajmy.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland