Co się stało z tą potęgą?
Spadek Falubazu to cios dla Zielonej Góry. Dla wszystkich zaś sygnał, jak szybko z nieba można trafić do piekła.
Jeszcze kilka lat temu Falubaz Zielona Góra był synonimem sukcesu i wzorem dla innych ośrodków sportowych w naszym kraju. Żużlowcy i ich fani byli nawet ważnymi bohaterami popularnego serialu „39 i pół”, który swego czasu robił furorę na antenie TVN. Wystarczyło zaledwie kilka lat, by mimo gigantycznych pieniędzy wydawanych na żużel z budżetu miasta i miejskich spółek klub popadł w problemy finansowe, wizerunkowe i organizacyjne. Efektem tego zamieszania jest spadek legendarnego zespołu z PGE Ekstraligi.
AWANTURA WSPÓŁWŁAŚCICIELI
Za chaosem organizacyjnym stoi de facto awantura współwłaścicieli Falubazu Zielona Góra, która sprawiła, że część akcjonariuszy zamiast trzymać kciuki za sukcesy, po cichu może odczuwać satysfakcję z porażek. Byli prezesi i współwłaściciele Falubazu Zdzisław Tymczyszyn i Robert Dowhan zostali źle potraktowani przez obecne władze i od tego czasu trzymają się daleko od klubu. Rzadko bywają na meczach. Już w 2018 roku drużyna broniła się przed spadkiem w barażach, ale z tamtej lekcji nie wyciągnięto wniosków.
PAMIĄTKA W POSTACI DŁUGU
Kto wie, czy kluczowym momentem w historii całego nieszczęścia nie był sezon 2019, kiedy zielonogórzanie zrobili wszystko, by wrócić do rywalizacji o najwyższe cele. Przed rozgrywkami ówczesny prezes Adam Goliński zakontraktował Martina Vaculika i Nickiego Pedersena, a po tych ruchach ogłosił walkę o mistrzostwo Polski. Z wielkich planów nic nie wyszło, bo zespół skończył rozgrywki na czwartym miejscu. Po tamtym sezonie w kasie została niemiła pamiątka, czyli 1,6 miliona złotych długu.
KUPNO KLUBU PRZEZ MIASTO
Ostatecznie pomysłem na wyjście z kryzysu było kupno pakietu większościowego przez miasto Zielona Góra. To jednak skutkowało tym, że zamiast człowieka z wizją stery klubu objął Wojciech Domagała, który od pierwszych dni zamiast na zarządzaniu spółką skupił się jedynie na administrowaniu, a swoje obowiązki w klubie wykonywał równolegle do prowadzenia własnej kancelarii. Od początku skupiał się przede wszystkim na tym, by nie podpaść właścicielom i nie wywołać wokół siebie zbędnego zamieszania. W ten sposób nie udało mu się zbudować odpowiedniej pozycji, a to odbiło się przy okazji rozmów z zawodnikami.
ODEJŚCIE MARTINA VACULIKA
Pierwszym dzownkiem alarmowym, że w klubie dzieje się coś złego, było odejście Martina Vaculika. W 2020 roku Słowak okazął się jednym z najlepszych zawodników PGE Ekstraligi, ale dość szybko został skuszony przez gorzowian. Władze Falubazu zamiast działać i szukać zastępstwa, upierały się, że negocjacje z zawodnikiem wciąż trwają i jest szansa na przedłużenie umowy. Vaculik z ogłoszeniem decyzji zwlekał do ostatniego momentu, a naiwni działacze nie mogli uwierzyć, że ostatecznie zdecydował się odejść. Drużyna straciła lidera na torze i poza nim, a nikt nie miał pomysłu, jak go zastąpić.
PRZESPANY OKRES TRANSFEROWY
Już dawno w PGE Ekstralidze żaden zespół nie przegrał działań na rynku transferowym tak mocno, jak działacze klubu z Zielonej Góry pod koniec 2020 roku. Długo marnowali czas na rozmowy z Taiem Woffindenem czy Bartoszem Smektałą, a gdy w końcu słyszeli odmowy, okazało się, że na rynku nie ma już żadnych kandydatów na liderów. Do Falubazu przyszli więc zawodnicy odrzuceni w innych klubach (Matej Žagar i Max Fricke). Za Australijczyka trzeba było zapłacić dodatkowo aż 200 tysięcy złotych. W tym momencie w Zielonej Górze liczono już wyłącznie na umiejętności i doświadczenie trenera Piotra Żyto oraz przebudzenie jego podopiecznych. Bezskutecznie.
BRAK KLASOWYCH JUNIORÓW
Po dwóch zwycięstwach w DMPJ z wieku juniora „wyszli” czołowi zawodnicy, a w zmian nie pojawił się nikt gotowy na jazdę w PGE Ekstralidze. Dodatkowo z klubem w dziwnej atmosferze pożegnał się trener młodzieży Aleksander Janas. Zielonogórzanie musieli pogodzić się z tym, że mają jedną z najsłabszych formacji młodzieżowych w lidze.
SŁABA FORMA MATEJA ŽAGARA
Przeciętni juniorzy to jedno, ale jeszcze gorzej, gdy zupełnie zawodzili seniorzy, którzy mieli dostarczać punktów. Słoweniec poprzedni sezon miał doskonały, ale tym razem dość szybko dopadły go problemy sprzętowe. Większość rozgrywek to w jego wykonaniu kolejne eksperymenty, a Žagara w dobrej dyspozycji zobaczyliśmy tak naprawdę tylko raz – w Grudziądzu. Ten zryw nie wystarczył jednak, by utrzymać drużynę w elicie.
PECHOWE PORAŻKI U SIEBIE
Zielonogórzanie aż trzy tegoroczne mecze na własnym torze przegrali różnicą zaledwie dwóch punktów (z Motorem, Włókniarzem i Unią). Przeciwko częstochowianom w ostatnim wyścigu wyszli na podwójne prowadzenie, ale z powodu nieporozumienia Patryka Dudka i Piotra Protasiewicza stracili cenne pozycje. W przedostatniej kolejce przeciwko Unii Leszno przed finałowym wyścigiem był remis, jednak na mecie Emil Sajfutdinow zdołał o centymetry wyprzedzić Dudka. W tym momencie Falubaz stracił kontrolę nad własnym losem.