Lepiej grać, niż nie grać
Już w czwartek nasi hokeiści zaczynają walkę w decydującej rundzie olimpijskich kwalifikacji. Sparingi wypadły przyzwoicie.
Wpiątek Biało-czerwoni pokonali Re-plast Unię Oświęcim 7:1, a w niedzielę JKH GKS Jastrzębie 3:0. W tym tygodniu w Bratysławie zmierzą się oczywiście ze znacznie mocniejszymi przeciwnikami, a konkretnie z reprezentacjami Białorusi, Słowacji i Austrii. Awans do przyszłorocznych igrzysk w Pekinie wywalczy jedynie zwycięzca turnieju. Zdaniem większości ekspertów Polacy prowadzeni przez Roberta Kalabera mają w nim wystąpić tylko w roli statystów, ale przed rozpoczęciem zawodów nie należy jeszcze odbierać im szans. Tym bardziej że nasza drużyna w sparingach wypadła całkiem nieźle.
Szukali, ale nie znaleźli
– Chcieliśmy przećwiczyć głównie grę w obronie, bo wiemy, że w eliminacjach będziemy musieli skupić się na defensywie. Niestety, nie udało nam się znaleźć przeciwników z zagranicy, którzy na to by nam pozwolili. Ale lepiej grać, niż nie grać, dlatego zdecydowaliśmy się na spotkania z zespołami z Polskiej Hokej Ligi. W nich co prawda siłą rzeczy byliśmy aktywniejsi w ofensywie, ale to nie oznacza, że nie udało się przetestować różnych wariantów – mówi nam Leszek Laszkiewicz, team leader polskiej ekipy. – Po zgrupowaniu w Jastrzębiu-zdroju trener Kalaber podziękował Patrykowi Krężołkowi. Ze względu na kontuzje musieliśmy też zrezygnować z innego napastnika Bartosza Fraszki i obrońcy Macieja Kruczka – dodaje były znakomity hokeista.
Policja ma ich mieć na oku
Już wczoraj Polacy ruszyli do Bratysławy, gdzie na dobrą sprawę trafią do… więzienia. Według wstępnego planu nie będą mogli opuszczać hotelu (poza wyjściami na treningi i mecze), a policja ciągle ma mieć ich na oku. Mimo że wszyscy przedstawiciele zespołu są zaszczepieni, to i tak na okrągło będą musieli wykonywać testy. W tej atmosferze przyjdzie im walczyć o olimpijskie paszporty. Końcowy sukces to z pozoru misja niemożliwa, ale w historii sportu widzieliśmy już kilka „cudów na lodzie”.