LICZBY Zanosiło się na to od dawna
Nie można powiedzieć, że Wisła nie zasłużyła na spadek, bo stale szła w dół – ocenia były napastnik Białej Gwiazdy Maciej Żurawski.
Wminionej kolejce drużyna Jerzego Brzęczka przypieczętowała swój spadek z Ekstraklasy. Mimo prowadzenia w Radomiu z Radomiakiem 2:0, przegrała 2:4 i katastrofa stała się faktem. Po wielu latach i po licznych sukcesach Biała Gwiazda żegna się z elitą. Jej problemy zaczęły się ponad dekadę temu, a degradacja jest ich konsekwencją. Dla krakowskiego klubu to bez wątpienia tragedia, o czym mówi były napastnik Wisły Maciej Żurawski.
PRZYCZYNY SPADKU WISŁY
Niewątpliwie zrobiło mi się smutno i przykro, ale na spadek zanosiło się od dawna. Wiele osób związanych z Wisłą i także postronnych obserwatorów dopuszczało taką myśl, bo wiadomo było, w jakiej sytuacji znalazła się drużyna. Pod koniec sezonu coraz mniej zależało od niej. Biała Gwiazda musiała liczyć na potknięcia innych drużyn, a takie Zagłębie Lubin, które miało walczyć z nią o utrzymanie, koncertowo rozegrało ostatnie kolejki. Za każdym razem powtarzam, że nigdy o spadku czy mistrzostwie nie decyduje jedno spotkanie. Czasem może zabraknąć szczęścia, ale Wisła nie może zrzucać wszystkiego na pecha. Na pewno nie da się powiedzieć, że Wisła nie zasłużyła na spadek. Patrząc przez pryzmat całego sezonu, drużyna szła w dół. Trener Jerzy Brzęczek też za to odpowiada, mimo że przyszedł w trudnym momencie.
MECZ Z RADOMIAKIEM
Wisła prowadziła już 2:0, ale Radomiak bardzo łatwo przedostawał się pod jej pole karne. Drużyna trenera Brzęczka nie miała tego spotkania pod kontrolą, mimo że wynik mówił co innego. Chyba zabrakło zmiany sposobu gry, a przy dwubramkowym prowadzeniu należało to zrobić. Miałem wrażenie, że Wisła cały czas grała otwartą piłkę, większy nacisk był skierowany na zdobycie kolejnej bramki, a nie obronę dostępu do własnego pola karnego. Tak, jakby nikt się nie spodziewał, że może stać się nieszczęście. O straconych golach zdecydowały błędy indywidualne, co jest rzeczą niedopuszczalną. Tak nie gra zespół walczący o utrzymanie. Podobnych spotkań było w tym sezonie dużo więcej, co świadczy o braku jakości.
ZACHWIANE PROPORCJE W SZATNI
Warto zwrócić uwagę na zaburzenie równowagi między Polakami a zawodnikami z zagranicy. W takim klubie jak Wisła ważna jest tożsamość i przywiązanie do barw. Na boisku dominowali obcokrajowcy, co także miało duże znaczenie. Nie mówię, że piłkarz spoza Polski będzie mniej wnosił do drużyny, ale Polak na pewno bardziej odczuwa stratę i rozumie, co dla danego klubu oznacza spadek. Dla większości obcokrajowców jest to przystanek w karierze. Jeśli zespół spadnie, to łatwo wykonać telefon do menedżera, żeby poszukał innego.
GRA W I LIDZE
Nie wyobrażam sobie, żeby Wisła, będąc w takiej formie, wróciła po roku do Ekstraklasy. Chciałbym się mylić, ale ta drużyna nie gwarantuje walki o awans. W I lidze nawet ekipy z dołu tabeli potrafią grać atrakcyjnie i skutecznie, może nie w każdym meczu, ale umieją napsuć krwi faworytom. Plusem dla takiej drużyny jak Wisła jest format rozgrywek i fakt, że można awansować do Ekstraklasy przez baraże. Wystarczy zająć szóste miejsce, nie trzeba zdominować ligi. Widzę dla Wisły dwie drogi. Pierwsza to awans w pierwszym sezonie, co musi być poprzedzone zastrzykiem gotówki i kilkoma transferami. Bez tego trudno będzie o wzmocnienia i zbudowanie jakościowej kadry. Drugą drogą jest postawienie na spokojny rozwój i budowę drużyny. Trzeba wówczas założyć sobie cel powrotu do elity w ciągu dwóch-trzech lat, wtedy nie będzie tak dużych nerwów. Wiem, że kibice chcieliby natychmiastowego powrotu, ale dobrze wiadomo, jak to wyglądało w innych klubach. Część z nich na tyle się rozpędziła, że spadła jeszcze niżej, dlatego sam jestem ciekaw, jaką strategię przyjmą w Krakowie.