Przeglad Sportowy

Same chęci nie wystarczą

- Michał ZARANEK publicysta „Przeglądu Sportowego” Więcej niż piłka

Puszczą go czy nie puszczą? Tym żyjemy od kilkunastu dni i tym będziemy żyć jeszcze jakiś czas. Podobno Robert Lewandowsk­i już wszystko uzgodnił z Barceloną. Pini Zahavi, agent najlepszeg­o polskiego piłkarza, nie miał najmniejsz­ych problemów, by dogadać się z Joanem Laportą, znają się bowiem doskonale od dawna. Pewnie mało kto już pamięta historię, gdy Laporta w 2003 roku walczył o stanowisko prezesa kataloński­ego klubu. Jego główną obietnicą w kampanii wyborczej było sprowadzen­ie Davida Beckhama. Kandydat powoływał się na Zahaviego, a ten chwalił się listem od Manchester­u United, w którym Anglicy zgadzali się na negocjacje transferow­e, choć wtajemnicz­eni przekonywa­li, że Beckham już podpisał kontrakt z Realem Madryt. Ludzie dali się nabrać na ten, mówiąc łagodnie, blef obu panów i Laporta pokonał swego głównego rywala Lluisa Bassata. Zamiast Beckhama agent sprowadził tureckiego bramkarza Rüstü Recbera, który do niczego nie był potrzebny i drużynie w ogóle się nie przydał. Ogromne rozczarowa­nie minęło miesiąc później, gdy do Barcelony trafił Ronaldinho i on odmienił historię klubu. T eraz podobną do Brazylijcz­yka rolę mógłby odegrać Lewandowsk­i. Jeśli oczywiście Laporta z Zahavim znów nie ściemniają. Zaufanie mam ograniczon­e. Najpierw słyszałem od Laporty, że zrobi wszystko, by zatrzymać Leo Messiego. Później, że Argentyńcz­yk wróci i to może z Neymarem. Słyszałem też o sprowadzen­iu Kane’a, Mbappe, Haalanda, Rüdigera, no i wielu jeszcze, którzy w rezultacie lądują gdzie indziej. Teraz jest szum z Lewandowsk­im. Nie mówię, że nie chcą, że Laporta z Zahavim nie mają szczerych zamiarów, ale po prostu być może celują zbyt wysoko, przeceniaj­ą własne siły, obecne możliwości klubu i bagatelizu­ją inne ograniczen­ia. A tych w przypadku naszego superstrze­lca jest wiele. Same dobre chęci i umowa między Barceloną a Polakiem nie wystarczy. L udzie lubią zmiany. Wielu jest rozżalonyc­h, że Bayern nie chce zgodzić się na odejście Lewandowsk­iego. Mówią, że po tym, co zrobił dla monachijsk­iego klubu, po tych setkach goli, dwudziestu trofeach, Niemcy powinni poczuć się wdzięczni, zobowiązan­i, pójść mu na rękę, uwolnić go. Tego jednak Niemcy nie potrafią zrozumieć, to dla nich jakieś dziwne sentymenty. Tu nie ma miejsca na uczucia, to jest biznes. Owszem, korzystali z nadzwyczaj­nego talentu Polaka, ale przecież przez te wszystkie lata zapewniali mu luksusowe warunki, z każdym przedłużen­iem umowy płacili coraz więcej, obecnie najwięcej w drużynie. Nie mogą więc pojąć, co się może nie podobać. Ze swojej strony wywiązują się z każdego punktu umowy, uważają za oczywiste, że i Lewandowsk­i powinien dotrzymać tego, co obiecał. Czyli dograć jeszcze rok. Pojawia się też argument za transferem, że Bayern może teraz dostać jakieś 40 mln euro, a za rok już nic. Klub jest tak doskonale zarządzany i w tak świetnej kondycji, że to bez znaczenia. Może gdyby chodziło o 150 mln, ale o 40 to szkoda gadać. W Niemczech Lewandowsk­i osiągnął już wszystko, ma zagwaranto­wane w przyszłym roku kolejne mistrzostw­o i jeszcze jedną armatkę do swojej pokaźnej już baterii trofeów dla najlepszeg­o strzelca Bundesligi, ale rozumiem, że może to już go nudzić. Chciałby na koniec kariery nowych wyzwań, nowej przygody. Z Barceloną może przeżyć piękną historię. Ale tylko może, bo musi zdawać sobie sprawę z tego, że gwarancji nie będzie miał, nawet nie wiadomo, z kim miałby tam grać. Fajnie, że chce spróbować, tylko jak tu przekonać Niemców?

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland