JIMENEZ: NIE DA SIĘ NUDZIĆ W TORONTO
Były piłkarz Górnika Zabrze specjalnie dla „PS” opowiada o swoich początkach w MLS.
TOMASZ MOCZERNIUK: W lutym zakończył pan 3,5-letni okres gry w Polsce. Kiedy podpisywał pan kontrakt z Górnikiem Zabrze, myślał pan, że tak dobrze pójdzie na Roosevelta?
JESUS JIMENEZ (SKRZYDŁOWY TORONTO FC): Nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Kiedy przechodziłem do Polski, robiłem to w zasadzie tylko z myślą, aby kontynuować swój rozwój. Chciałem to zrobić, strzelać jak najwięcej goli i pomóc mojej drużynie. Wiedziałem, że jeśli to osiągnę, pomogę też swojej karierze. Tym samym zresztą kierowałem się przy transferze do Toronto – skupieniem się na grze w piłkę i dalszym rozwoju piłkarskim. W Polsce to zadziałało. Grałem dobrze, uzyskiwałem niezłe statystyki, a ludzie to zauważali i doceniali. To było bardzo miłe.
W Górniku pracował pan pod okiem Jana Urbana, który po pana odejściu nazwał pana „najlepszym, jeśli chodzi o gole, asysty czy kluczowe podania zawodnikiem Ekstraklasy” i zapewniał, że trudno będzie pana zastąpić. Jak wspomina pan tego szkoleniowca?
To przede wszystkim bardzo dobry człowiek. Zawsze był gotów, aby pomagać zawodnikom i drużynie. Jego doświadczenie z boiska sprawiło, że miał wyczucie i wiedział, co w danym momencie może siedzieć w każdym z nas. Każdy tydzień i mecz jest inny, ale on wiedział, jak funkcjonujemy i czego w danym dniu było nam potrzeba. Potrafił się utożsamić z zawodnikami i z naszymi problemami. Sympatyzował z nami. Taka bliskość i wzajemne zrozumienie bardzo pomagały zarówno mnie, jak i pozostałym zawodnikom. Trener Urban spędził kilka lat w Hiszpanii jako piłkarz i trener. Czy w związku z tym porozumiewaliście się po hiszpańsku? Tylko na początku tak było. Szybko zresztą przekonałem się, że on zna mój język lepiej niż ja! W miarę upływu czasu zacząłem się uczyć polskiego i pod koniec w naszych rozmowach był niezły miszmasz. Np. zaczynaliśmy po hiszpańsku, a kończyliśmy po polsku.
Przybywając do Zabrza, wchodził pan niejako w buty swojego rodaka Igora Angulo, króla strzelców Ekstraklasy w sezonie 2018/19, który w oficjalnych meczach Górnika zdobył ponad 80 bramek. Zdawał pan sobie sprawę, że będzie to trudne zadanie?
Kiedy trafiłem do Górnika, Igor strzelał mnóstwo goli. Był ulubieńcem publiczności i piłkarzem dającym drużynie mnóstwo jakości. Ale chwilę potem już go w klubie nie było, więc wiedziałem, że muszę zapełnić tę lukę. Nie miałem nic przeciwko temu, bo lubię wziąć odpowiedzialność na siebie i chciałem to zrobić najlepiej, jak potrafiłem. Nie wiem, czy wyszło mi dobrze, czy źle, ale po pochlebnych słowach pożegnania, jakie dostałem od sympatyków Górnika w lutym, chyba jednak było pozytywnie.
W Górniku miał pan okazję grać z Lukasem Podolskim. Jak będzie go pan wspominać?
Jako bardzo dobrego kolegę.
Nie trzymał się na dystans, dbał o relacje i atmosferę w drużynie. Oczywiście świetnie było mieć go z nami na boisku ze względu na ogrom jego doświadczenia. To przecież mistrz świata i były piłkarz takich klubów, jak Bayern Monachium czy Arsenal. Podpatrywałem go na meczach czy treningach i starałem się korzystać zarówno z jego wiedzy, jak i próbowałem naśladować niektóre zachowania na boisku. Wszyscy czerpaliśmy i uczyliśmy się od niego. Wspomniał pan, że kibice Górnika bardzo ładnie pana pożegnali. To miłe, bo w przeszłości ci sami fanatycy znani byli z sytuacji upokarzających piłkarzy.
Mówi pan o sprawie z koszulkami? To było chyba kiedy Górnik grał w pierwszej lidze, prawda? Myślę, że Torcida to jedna z najlepszych grup kibicowskich w Polsce. Są z Górnikiem na dobre i na złe i pragną, aby drużyna wróciła do swoich najlepszych lat, znów święciła sukcesy i grała w Europie. Dlatego dużo wymagają. Sytuacja z koszulkami była niewątpliwie niekorzystna, ale ważne jest, aby w klubie piłkarze i kibice szli tą samą drogą. My – nieważne czy w Hiszpanii, Polsce czy Kanadzie – liczymy na ich doping, bo to nam pomaga. Jeśli taka forma wsparcia będzie manifestowana w Zabrzu, z pewnością Górnik powróci na swoje miejsce i ponownie będzie zgarniał trofea.
Co będzie pan najlepiej wspominał z Polski?
Wspomnień mam wiele, zarówno dobrych, jak i złych. Ale najlepsza była atmosfera na stadionie. Grałem na wielu obiektach, ale na Roosevelta była ona naprawdę wyjątkowa. Niosła nas i sprawiała, że odrabialiśmy straty i albo wygrywaliśmy, albo ratowaliśmy remis w końcówce. Pamiętam, że było kilka spotkań, w których graliśmy po prostu źle i nic nam nie wychodziło, ale doping sprawiał, że się podnosiliśmy. Niedługo podniesie się też poziom MLS, bo w barwach TFC zagra Lorenzo Insigne.
Kiedy jako mały chłopak zacząłem grać w piłkę, marzyłem o tym, aby grać w najlepszych ekipach z najlepszymi piłkarzami. Miałem szczęście grać z Podolskim, teraz będę występować w drużynie z Insigne. Oczywiście będzie to dla mnie znowu okazja do nauki i podglądania rzeczy, które on robi dobrze. Zamierzam to wykorzystać, abym mógł jak najbardziej pomóc drużynie.
Toronto w ostatnich latach było czołową ekipą w MLS, ale w 2021 roku zabrakło jej w play-off. Czuje pan presję wyniku?
Tak, zdajemy sobie sprawę, że ostatnio nie wyglądało to dobrze, osiągnięcia na boisku nie dorównywały aspiracjom klubu. Ale jest to też jeden z powodów, dla których zostałem tu ściągnięty. Naszym celem zawsze będzie zdobywanie trofeów, a planem minimum awans do play-off, żebyśmy mogli walczyć o MLS Cup. Dla mnie to motywacja grać dla klubu, który ma wielkie ambicje.
Siedem goli w jedenastu meczach – takie są pana dotychczasowe statystyki w MLS. Czy to oznacza, że w tej lidze strzela się łatwiej niż w Polsce? Gdyby tak było, strzelałbym w każdym meczu! Zdobywanie bramek nigdy nie jest łatwe. Nie wiem, czy to
W Zabrzu szybko przekonałem się, że Jan Urban mówi po hiszpańsku lepiej niż ja!
jest kwestia szczęścia. Być może, ale – podobnie jak w Górniku – bardzo dobrze wkomponowałem się w drużynę i na razie wykorzystuję stwarzane okazje.
Jak się panu mieszka w Toronto? Czy jako miasto jest lepsze niż Zabrze?
Troszeczkę... Toronto to jedno z ważniejszych miast na świecie. To sporego rozmiaru metropolia, która ma mnóstwo do zaoferowania. Trudno się tutaj nudzić. Zauważyłem także, że mieszka tu dużo ludzi z Azji, ale także z Europy, w szczególności Włochów i Portugalczyków.
Nie przeszkadzają panu długie podróże lub gra na sztucznej nawierzchni w MLS?
To prawda, że podróże bywają nieco męczące, ale w większości latamy na mecze wyjazdowe samolotami i nie trwa to dłużej niż dwie, trzy godziny. Dla mnie to przygoda i nie będę narzekał. Gra na sztucznej nawierzchni to jest coś, co mam nadzieję liga zmieni już wkrótce. W najlepszych ligach na świecie gra się na naturalnej trawie, więc wierzę, że tu też tak będzie. Dziękuję za rozmowę. Następny wywiad po polsku, bo podobno wciąż wszystko pan rozumie? (po polsku) Tak. Pamiętam wszystko. Ale mówić jest dla mnie ciężko.
(Wojciech Szczęsny; 20.45; Eleven Sports 1), Lazio (Patryk Dziczek niezgłoszony) – Verona (Paweł Dawidowicz, Mateusz Praszelik; 20.45; Eleven Sports 4). {NIEDZIELA: Spezia (Jakub Kiwior, Arkadiusz
}
Reca kontuzjowany) – Napoli (Hubert Idasiak, Piotr Zieliński; 12.30; Eleven Sports 2 i 4), Inter – Sampdoria (Bartosz Bereszyński; 18.00; Eleven Sports 2), Sassuolo – Milan (18.00; Eleven Sports 1), Salernitana (Paweł Jaroszyński) – Udinese (21.00; Eleven Sports 1), Venezia – Cagliari (Sebastian Walukiewicz; 21.00; Eleven Sports 2).
1. Milan 37 83
2. Inter (M) 37 81