POOLIMPIJSKIE NADZIEJE
Pierwszy sezon po zimowych igrzyskach to idealny czas na odpoczynek od presji. Ale także okres, w którym do czołówki mogą przebić się nowe twarze.
Wwiększości dyscyplin igrzyska to impreza najważniejszej rangi, która wyznacza rytm funkcjonowania karier zawodników i stanowi najważniejszy cel przygotowań. W przypadku sportów zimowych tak jest właściwie w każdej olimpijskiej specjalności poza grami zespołowymi, czyli hokejem na lodzie, ewentualnie także curlingiem. Ostatnie igrzyska odbyły się zaledwie dziewięć miesięcy temu w Pekinie, a do kolejnych, organizowanych przez Włochów w Mediolanie, Cortina d’ampezzo i okolicach – jeszcze niemal cztery lata. Już teraz jednak o tej imprezie wypowiadają się sportowcy i trenerzy, gdy omawiają długoterminowe plany.
Szukają rozwiązań, inni odchodzą
Pracujący od tego sezonu z naszymi skoczkami narciarskimi Austriak Thomas Thurnbichler podkreślał, że jeden z głównych celów to stworzenie silnego zespołu na igrzyska w 2026 roku oraz promowanie zmiany pokoleniowej.
Podobnie podchodzi do najbliższych startów najlepszy polski panczenista Piotr Michalski. – Mój plan jest czteroletni i oczami wyobraźni patrzę na kolejne igrzyska w Mediolanie. Ewentualnych niepowodzeń w tym sezonie nie odbiorę jako dramat. Może zabrzmi to banalnie, ale będzie to okres sprawdzania nowych rozwiązań i poszukiwania najlepszego – stwierdził czwarty i piąty zawodnik igrzysk w Pekinie, odpowiednio na 1000 i 500 m. Jeszcze dalej poszła biathlonistka Monika Hojnisz-staręga, która postanowiła, że w najbliższym sezonie w ogóle nie będzie startować, choć nie oznacza to zakończenia kariery. – Po kilkunastu latach ciągłego reżimu treningowego uznałam, że potrzebuję przerwy. Chcę odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie, a nie ma lepszej pory na taki urlop niż rok poolimpijski – stwierdziła 31-latka. – Absolutnie nie oznacza to, że rozstaję się z biathlonem na dobre. Nadal myślę o starcie na igrzyskach w 2026 roku – dodała. Przerwę robi sobie także łyżwiarka Kaja Ziomek, która była trzecia w klasyfikacji generalnej ostatniego Pucharu Świata w specjalności 500 metrów. Startujący
na tym samym dystansie jej partner życiowy Artur Nogal zakończył po igrzyskach w Pekinie karierę, a zbieżność w czasie jest nieprzypadkowa. Para postanowiła wykorzystać okres poolimpijski do założenia rodziny. – Chciałabym jak najszybciej wrócić po porodzie do aktywności fizycznej. Nie mogę zadeklarować, kiedy znów będę w zawodowym sporcie, ale jestem przekonana, że prędzej czy później to się stanie. Plan jest taki, by wrócić jak najszybciej i w pełni przygotować się do najbliższych igrzysk – podkreśliła Ziomek.
Z grona polskich zimowych olimpijczyków z Pekinu w sezonie 2022/23 poza wymienionymi wyżej nie zobaczymy również łyżwiarzy Zbigniewa Bródki i Natalii Czerwonki, snowboardzistki Weroniki Bieli-nowaczyk, kombinatora norweskiego Szczepana Kupczaka (choć on wystartował jeszcze w październiku w mistrzostwach Polski), a także łyżwiarzy figurowych Natalii Kaliszek i Maksyma Spodyriewa. Wszyscy zdecydowali się na zakończenie kariery, uznając, że igrzyska w stolicy Chin to idealna klamra kończąca ich przygodę ze sportem.
Łatwiej o podium
Podobne podejście do prezentowanego przez część polskich sportowców mają także przedstawiciele innych reprezentacji. Miejsc na podium Pucharu Świata będzie w najbliższych kilku miesiącach mniej więcej tyle samo, co zwykle. I ktoś musi na tym podium stawać. To szansa dla tych, którzy nie mieli takiej okazji w przeszłości i być może nie powtórzą sukcesów w przyszłości. I nawet jeśli nie przełożą tego na wyniki medalowe w igrzyskach, to i tak wspomnienia oraz wpis w CV pozostaną. Panczenista Jan Szymański na pewno do dziś cieszy się z dwóch indywidualnych triumfów w zawodach PŚ w grudniu 2014 roku – kilka miesięcy po igrzyskach w Soczi. Później w najlepszym wypadku był szósty. Szymański to tylko przykład i nie nawiązuje do jego następców, bo akurat polscy łyżwiarze obecnie wydają się być w nieco innej sytuacji. Sprinterzy do ścisłej czołówki należą i potwierdzali to, meldując się na podium PŚ, a nawet ME (styczniowe złoto Michalskiego). Może tym razem uda
się pójść – lub raczej pojechać – krok dalej i osiągnąć podobny sukces nawet w MŚ? Ta impreza u łyżwiarzy odbędzie się na początku marca w Heerenveen i będzie najważniejszą w sezonie. Na tym samym kultowym holenderskim torze Thialf Polacy będą zresztą rywalizować także w najbliższy weekend podczas drugiej odsłony cyklu
PŚ, który ruszył w ubiegłym tygodniu w norweskim Stavanger.
Sezon ruszy pełną parą
Inauguracje sezonu 2022/23 mają za sobą także łyżwiarze startujący na krótkim torze oraz skoczkowie narciarscy. W obu przypadkach były one bardzo udane dla Biało-czerwonych. Nie można jednak mówić o nowych twarzach na podium, bo stawali na nim Natalia Maliszewska i Dawid Kubacki. Oboje mają teraz przerwę od startów w PŚ. Maliszewska wróci do ścigania dopiero w grudniu w Ałmatach w Kazachstanie, a kalendarz skoczków też jest nietypowy, bo początek w Wiśle od kolejnych konkursów w fińskiej Ruce (26– 27 listopada) dzielą aż trzy tygodnie. W ten sam weekend i w tym samym miejscu ruszy PŚ w biegach narciarskich i kombinacji norweskiej.
O śniegu marzą polskie alpejki. Na razie nie miały okazji wystartować, choć w kalendarzubyły cztery konkurencje. Kolejna szansa w najbliższych dniach w fińskim Levi, gdzie jednak odbędą się tylko slalomy z udziałem Magdaleny Łuczak.
Maryna Gąsienica-daniel pojawi się na trasie PŚ najwcześniej w kolejny weekend w amerykańskim Killington. Z kolei biathloniści zmagania pucharowe także otworzą w Finlandii, ale w Kontiolahti (29 listopada – 4 grudnia),
W zależności od konkurencji, w różnych terminach rywalizację zaczną snowboardziści, ale w najważniejszych z polskiego punktu widzenia slalomach równoległych stanie się to 3–4 grudnia w Livigno. W tym samym terminie na torze w Igls w Austrii po raz pierwszy w PŚ powalczą saneczkarze. Pod koniec listopada rusza natomiast PŚ w bobslejach i skeletonie – Polacy na razie startują w niżej notowanym cyklu Pucharu Europy. W nim pierwsze zawody już w ten weekend w Lillehammer. Zawodnikom zrzeszonym w PZBIS nie udało się dostać na igrzyska w Pekinie. W młodej kadrze liczą, że w 2026 roku będzie inaczej. Przenosiny z PE do PŚ byłyby pierwszym krokiem w tę stronę.