To jest mundial Szczęsnego
ALBERTO BERTOLOTTO: Czy obejrzał pan mecz pomiędzy Polską a Arabią Saudyjską i widział podwójną obronę Wojciecha Szczęsnego?
DINO ZOFF (MISTRZ ŚWIATA Z 1982 ROKU Z REPREZENTACJĄ
WŁOCH): Oczywiście, że tak. Śledzę mistrzostwa świata, także w momencie, kiedy rozmawiamy, oglądam spotkanie turnieju (w tym przypadku Brazylia – Szwajcaria – przyp. red.).
A jak ocenia pan to, czego bramkarzowi Biało-czerwonych udało się dokonać? Przeszedł do historii polskiego futbolu i nie tylko. Każdy rzut karny jest trudny do obrony, ale przy tej okazji Szczęsny pokazał wielką klasę. Polska prowadziła w spotkaniu z Saudyjczykami, a sędzia podyktował jedenastkę w doliczonym czasie pierwszej połowy. To był bardzo ważny moment tego starcia, ale on zachował spokój. A potem odczytał intencje rywala, sparował piłkę i już zrobił coś niesamowitego. Później przy dobitce był w stanie wybić futbolówkę nad poprzeczkę. Wszystko działo się bardzo szybko i Wojciech zachował się po prostu super.
Warto wspomnieć, że na mundialu w 1982 roku zatrzymał pan w wielkim stylu strzał głową Oscara w meczu z Brazylią. Według wielu to jedna z najpiękniejszych parad w historii MŚ. Jak określa pan natomiast interwencję Szczęsnego?
Nie powiedziałbym, że była najpiękniejszą, którą do tej pory zobaczyłem w imprezie w Katarze. Określiłbym ją raczej jako najtrudniejszą.
I według mnie dla rozwoju akcji obrona rzutu karnego była ważniejsza niż obrona dobitki: ta pierwsza interwencja pozwala potem golkiperowi odbić piłkę po drugim strzale. W ciągu kilku sekund Szczęsny udowodnił jeszcze raz, że jest bramkarzem światowego formatu, ale tym mnie nie zaskoczył. Oglądam spotkania Juventusu, skądinąd stałem przecież między tymi samymi słupkami, między którymi staje teraz Szczęsny, i od dłuższego czasu nie mam żadnych wątpliwości, jeżeli chodzi o umiejętności Polaka. I na mistrzostwach świata prezentuje się świetnie.
Co musi według pana robić bramkarz po obronie rzutu karnego, żeby potem postarać się zatrzymać dobitkę?
W takich okazjach trzeba rzucić się do przodu, zamknąć bramkę najbardziej jak to możliwe oraz dotknąć piłkę na tyle mocno, żeby posłać ją daleko stamtąd. Udało mu się zrobić to wszystko i uratował drużynę w newralgicznym momencie spotkania. Dało to dużo energii innym polskim zawodnikom. A ja bardzo się cieszę z tego, co zrobił: byłem bramkarzem, więc oczywiście wspieram wszystkich golkiperów. Mam nadzieję, że Szczęsny dalej będzie występował na tym poziomie. Biało-czerwoni grali na najwyższym poziomie podczas mundialu w 1974 roku, kiedy rywalizowali w grupie razem z Włochami i pokonali Squadra Azzurra.
Wtedy w Niemczech reprezentacja Polski potrafiła grać futbol zachwycający i pokazała to całemu światu. Z wielką przyjemnością wspominam tę drużynę, chociaż przegraliśmy z nią w ostatnim grupowym meczu. W tamtych latach świetnymi umiejętnościami błyszczał Jan Tomaszewski, można było się od niego uczyć, a ponadto w drużynie występowali znakomici piłkarze. Kazimierz Deyna był najzdolniejszy pod względem technicznym z tej jedenastki, ale ja bardzo podziwiałem też Grzegorza Latę. Był szybki, skuteczny, potrafił zdobywać bramki. Już wówczas posiadał wszystko, żeby trafić do wielkiego klubu. A gdyby grał w piłkę dziś, na pewno mógłby występować w którymś z najsilniejszych europejskich zespołów. Panu nie udało się obronić atomowego uderzenia Kazimierza Deyny we wspomnianym meczu w Stuttgarcie na mistrzostwach świata w 1974 roku. Ten strzał był po prostu nie do zatrzymania?
Tak, ponieważ on uderzył futbolówkę instynktownie, trochę się tego nie spodziewałem. A ponadto strzał był cięty, podkręcony i piłka wylądowała w miejscu, do którego nie byłem w stanie dolecieć. Wspaniała bramka, która dała Polakom zwycięstwo w spotkaniu.
A pierwszego gola strzelił Andrzej Szarmach, który pokonał pana uderzeniem głową. W półfinale mistrzostw świata w 1982 roku, kiedy Polska znów trafiła na Włochy, były napastnik Górnika Zabrze oglądał mecz na trybunach i kiedyś już rozmawialiśmy o tym, dlaczego nie wystąpił w Barcelonie.
Tak, dokładnie. Nie wiem, dlaczego trener na niego nie stawiał. Trzeba byłoby dowiedzieć się czegoś więcej od niego. Ja bardzo dobrze pamiętałem Szarmacha z tej bramki na mundialu w 1974 roku i po prostu dlatego, że był dobrym piłkarzem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy mecz rozegrany w Barcelonie mógłby skończyć się innym rezultatem z jego obecnością na murawie. W Hiszpanii my byliśmy po prostu najmocniejsi i pokazaliśmy to wszystkim, pokonując też Brazylię, Argentynę, RFN. Zresztą sięgnęliśmy po złoto. Polska, żeby nas pokonać, potrzebowałaby przynajmniej kilku zawodników w dyspozycji sprzed ośmiu lat.
Cztery razy wziął pan udział w finałach mistrzostw świata: w 1970, 1974, 1978 i zwycięskich w 1982 roku. W Hiszpanii miał pan 40 lat. Jeśli chodzi o rolę golkipera, posiada pan ogromne doświadczenie. Jak ocenia pan poziom występów bramkarzy w Katarze?
De facto jak dotąd brylował Wojciech Szczęsny, ale generalnie widzę, że poziom jest dobry. Nie zobaczyłem do tej pory ogromnych błędów, a to mnie cieszy. Jak już powiedziałem, ja bronię golkiperów.
Po mistrzostwach świata bramkarz reprezentacji Polski wróci do Włoch i do Juventusu. Klub obecnie przeżywa trudny moment, zarząd zespołu zdecydował się zrezygnować z funkcji, a przed mundialem głośno mówiono o tym, że władze pracują, by sprowadzić kolejnego bramkarza, czyli Guglielmo Vicario z Empoli.
Vicario pochodzi z mojego regionu, z Friuli-wenecji Julijskiej, a ponadto porozmawiałem z nim w Rzymie, gdzie mieszkam od wielu lat. Bardzo podoba mi się jego podejście do gry i uważam, że ten sezon jest dla niego bardzo ważny. Juventus to marzenie dla wielu zawodników, dobrze rozumiem ambicję każdego z nich, ale według mnie golkiper powinien grać w sposób ciągły. Zanim opuścisz klub, w którym występujesz, trzeba dobrze wszystko ocenić. A przede wszystkim, według mnie, Juventusowi nie będzie łatwo zrezygnować z takiego piłkarza jak Szczęsny.
Szczęsny uratował polską drużynę w newralgicznym momencie meczu z Arabią. Dało to dużo energii innym waszym zawodnikom. Bardzo się cieszę z tego, co zrobił.