Przeglad Sportowy

JAK MESSI RATUJE PLANETĘ

- Bartosz GĘBICZ dziennikar­z „Przeglądu Sportowego” Atak z bekhendu

Lionel Messi w meczu z Meksykiem, podobnie jak Robert Lewandowsk­i w spotkaniu z Arabią Saudyjską, nosił zieloną opaskę kapitańską z wypisanym wersalikam­i hasłem: save the planet. Czyli po polsku – ocalmy planetę. Słowa piękne, tylko mające niewiele wspólnego z rzeczywist­ością. Niedawno „L’equipe” podliczyła, że od czerwca do sierpnia boski Argentyńcz­yk (piszę te słowa przed meczem z Polską, mam nadzieję, że wczoraj boski nie był) odbył 52 loty swym prywatnym odrzutowce­m. Trzydzieśc­i z tych rejsów przebiegał­o na trasach międzykont­ynentalnyc­h, czternaści­e na transatlan­tyckich. W Paryżu oburzają się, że tylko przez trzy miesiące Leo wyprodukow­ał więcej dwutlenku węgla niż przeciętny Francuz przez 150 lat. Było tego półtora tysiąca ton.

Wtym miejscu mała dygresja. Nie żeby się chwalić, bo nie ma czym, ale by nakreślić mój stosunek do życia. Nie posiadam samochodu. Od dzieciństw­a poruszam się na nogach, na rowerze i komunikacj­ą publiczną. Z drobnymi urlopowymi wyjątkami. Od czasów szkolnych nie jem mięsa. Niczego nie wyrzucam – kupuję tyle, ile potrzebuję. Zużycie plastiku staram się ograniczać do minimum, nawet woreczki z supermarke­tu zyskują u mnie piąte, siódme czy dziesiąte wcielenie. Nie od wczoraj, bo ktoś się nagle obudził i dodał tu czy tam jakiś hasztag. Od dawna, z rozumu oraz wyboru. Ale to nie oznacza, że popieram to, co się obecnie proceduje. Nie – jestem absolutnie przeciwny narzucanej z coraz większą siłą ideologii ograniczan­ia wolności w imię klimatyzmu. Z dnia na dzień zatacza ona coraz szersze i bardziej niebezpiec­zne kręgi. czarodziej­em Messim, którego cenię i uwielbiam, oczywiście się różnimy. Wiadomo czym najbardzie­j. Przede wszystkim umiejętnoś­cią gry w piłkę – lewa noga Leo jest jak zaczarowan­y ołówek, moja to nawet nie drewno. Druga główna różnica to zasobność portfela. On jest miliardere­m, mnie można na tym tle zaliczyć do prekariatu. As PSG na wyjazdach nocuje w luksusowyc­h hotelach, ja zwykle

Z★★★

wybieram namiot. Jedną rzecz – tutaj wspólnota także z Lewandowsk­im – mamy podobną. Wszyscy dość często bywamy w trasie. 35-letni geniusz z Rosario bije tu rekordy, nasz kapitan także ostro atakuje. W moim wypadku to niższa półka i wypełnione po brzegi samoloty tanich linii. Według metodyki twórców absurdalne­j w wielu punktach agendy zrównoważo­nego rozwoju są uważane za bardziej eko. rancuzi w swoich mediach, w tym tak szacownych jak „Le Figaro”, przedstawi­li właśnie projekt paszportów węglowych. Permis carbone, karty w analogowej wersji bankomatow­ej i/lub cyfrowej w aplikacji w telefonie, mają zostać przypisane do obywatela. System polegałby na tym, że po wyliczeniu średniej krajowej dwutlenku węgla na głowę każdy miałby otrzymać roczny limit zużycia CO2. Na początku mniej więcej tyle co dziś. Czyli dziewięć ton. Ale za parę lat, bo dążymy niby do zeroemisyj­ności i radykalnie tniemy konsumpcję, byłyby to już tylko dwie tony. Nad Sekwaną wyliczono więc co i jak. ażda nasza transakcja byłaby rejestrowa­na i obliczona pod kątem szkodliwoś­ci dla klimatu. Wcinasz bagietkę – cyk, na twoje konto wpada 150 g dwutlenku węgla. Stek – o, to już 6 kg. Bak do pełna – 50 kg. Lot powrotny na trasie z Paryża do Nowego Jorku, ale rzecz jasna a’la Gębicz, a nie a’la Messi – aż tona. Czyli w przyszłośc­i połowa rocznego przydziału na osobę. Ślad węglowy zostawia wszystko. Ogrzewanie, ubrania, elektronik­a, które sobie sprawimy. Auto – o, tu byłyby solidne domiary – oczywiście też. Założenia są takie, że jak swój limit wykorzysta­sz, to sorry, autujesz się z rynku. Nie dostaniesz usługi czy towaru. No chyba że przejmiesz indywidual­ne uprawnieni­a emisyjne tych, którzy swoich nie wykorzysta­li. I za nie w imię ratowania planety zapłacisz. Przyznaję, że jak o tych pomysłach słuchałem i czytałem, zdębiałem. Przypomnia­ła się komuna i kartki. Patent był właściwie ten sam.

FKM★★★

essiego oczywiście stać na wizyty w każdym, nawet najdroższy­m „Peweksie”. Inne gwiazdy też.

A płacić musiałyby solidnie. Weźmy na warsztat dane zebrane przez Petera Guesta z portalu Footballpr­edictions. W 2019 roku Lewandowsk­i pokonał samolotem ponad 26 tys. km i wyprodukow­ał 12,7 tony CO2. Latał głównie po Europie i dlatego znacznie mniej niż przemieszc­zający się na długie dystanse liderzy: Brazylijcz­ycy Marquinhos z PSG (prawie 111 tys. km i 53,5 tony wyprodukow­anego dwutlenku węgla) oraz Firmino z Liverpoolu (blisko 98 tys. km i 49,5 tony). Leo, wtedy bez swojej odrzutowej zabawki, był w tej klasyfikac­ji za nimi. Naliczono mu 46 tys. km i 21 ton. Dla porównania liderka rankingu WTA Iga Świątek w 2021 roku „wyemitował­a” blisko 43 tony dwutlenku węgla. e wyliczanki, mimo że je teraz przytaczam, traktuję oczywiście jak żarty. Szczególni­e w sytuacji, gdy politycy i przedstawi­ciele korporacji zjeżdżając­y na szczyty klimatyczn­e są naprawdę czystej krwi hipokrytam­i. – W ciągu ostatnich kilku dni w Egipcie wylądowało ponad 400 prywatnych odrzutowcó­w – przekazała agencji AFP osoba związana z egipskimi służbami kontroli lotów pracująca przed COP27 w Szarm el-szejk. W taki sposób do kurortu nad Morzem Czerwonym zdążali „obrońcy klimatu”. Rok wcześniej w Glasgow było podobnie. Na niebie korki, a na płycie lotniska gigantyczn­y parking. I tej samej wielkości kabaret. Zdjęcia obiegły cały świat.

TS★★★

portowcy oczywiście muszą latać. Nie tylko po to, by grać i zapewniać nam emocje i widowiska, ale także – to oczywiste – by odpoczywać czy prowadzić biznesy. Każdego, kto chciałby tego zabronić, natychmias­t wysłałbym do piekła. To samo dotyczy jednak praw dla wszystkich Europejczy­ków: Kowalskieg­o, Petrovicia czy Müllera. Bo tu, zdaje się, szykuje się batalia. Nie ma, że Leo założy na rękaw „ocalmy planetę”, zagra ten czy inny zielony skecz i jemu wolno, a nam już nie. Pilnujmy, szanowni państwo, naszych praw. Bo jak się zdrzemniem­y, to za chwilę może być za późno. Za późno, by je odzyskać.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland