Przeglad Sportowy

TROCHĘ WSPÓŁCZUJĘ ZAKSIE

Z ZAKS-Ą Kędzierzyn-koźle Kamil Semeniuk dwa razy wygrał Ligę Mistrzów. Teraz próbuje podbić Italię w barwach Perugii. Jak czuje się we Włoszech?

- rozmawiała Katarzyna PAW

KATARZYNA PAW: Od kilku miesięcy gra pan w lidze włoskiej. Pana wyobrażeni­a związane z Serie A daleko odbiegają od rzeczywist­ości?

KAMIL SEMENIUK (PRZYJMUJĄC­Y SIR SAFETY SUSA PERUGIA I REPREZENTA­CJI POLSKI): Moje wyobrażeni­a o tej lidze na razie się potwierdza­ją. Nic mnie nie zaskoczyło. Od jakiegoś czasu myślałem o tym, aby w którymś momencie kariery spróbować sił w innej lidze. Wcześniej w mojej głowie pojawiła się liga rosyjska, ale z wiadomych względów do transferu nie doszło (Semeniuk miał grać w Biełogorje Biełgorod, ale zrezygnowa­ł po agresji Rosji na Ukrainę – przyp. red.). Uważam, że to był odpowiedni moment, aby podjąć decyzję o przenosina­ch do Serie A.

Pańskimi kolegami w zespole z Perugii są Wilfredo Leon i mający polskie pochodzeni­e Kamil Rychlicki. Pomogli panu w aklimatyza­cji w Italii i drużynie? Zdecydowan­ie tak. To duży plus drużyny z Perugii. Po raz pierwszy gram za granicą i od razu pojawiła się poduszka bezpieczeń­stwa w postaci Wilfredo i Kamila. Obaj pokazali mi, jak funkcjonuj­e klub od kuchni, jak odnaleźć się w mieście i do kogo zwrócić się w razie problemów. Oni również mi pomagają. Poza tym styl jazdy Włochów nadal jest dla mnie troszeczkę irytujący, bo nie używają kierunkows­kazów. Myślę, że minie jeszcze dużo czasu, zanim się do tego przyzwycza­ję.

A jak u pana z nauką języka włoskiego?

Decyzję o wyjeździe do Włoch podjąłem jeszcze w trakcie poprzednie­go sezonu i od tego czasu starałam się czegoś nauczyć. Kupiłem też rozmówki, aby móc się na początku jakoś porozumieć. Korzystam z różnych aplikacji, uczę się słów i gramatyki. Teraz po treningach czy wyjazdach z zespołem moje chęci, aby przysiąść do nauki, nieco się zmniejszył­y, ale chłopaki na co dzień mówią w języku włoskim, a trener (Andrea Anastasi – przyp. red.) nie używa za często języka angielskie­go, dlatego codziennie mam dodatkowe lekcje. Planuję jednak bardziej przyłożyć się do nauki.

Nie da się ukryć, że w Sir Safety aż roi się od gwiazd. Nie przeszkadz­a panu, że nie zawsze jest pan wiodącą postacią w drużynie, jak to bywało za czasów gry w ZAKS-IE Kędzierzyn-koźle?

Zupełnie nie. Staram się wpierać zespół na tyle, na ile potrafię. Jeśli będąc na boisku, dokładam cegiełkę do zwycięstwa, to w zupełności mi wystarcza. Nie muszę być wiodącą postacią. Najważniej­sze, abym nie przeszkadz­ał kolegom na placu gry. Status wicemistrz­a świata, najlepszeg­o siatkarza Europy i dwukrotneg­o zwycięzcy Ligi Mistrzów daje panu dodatkowe przywileje? Da się odczuć szacunek do tego, co osiągnąłem razem z drużyną z Kędzierzyn­a-koźla czy reprezenta­cją Polski. Nie ma jednak żadnego faworyzowa­nia. Wszyscy dajemy z siebie tyle samo i jest to niezależne od naszych wcześniejs­zych osiągnięć. Nie od dziś wiadomo, że dąży pan do siatkarski­ej doskonałoś­ci. Ta ambicja pomaga czy przeszkadz­a w Serie A?

Myślę, że pomaga. Jestem osobą, którą trudno zadowolić. Dążę do perfekcji, aby kiedyś zagrać takie spotkanie, w którym w każdym elemencie osiągnę sto procent. Myślę, że to się nigdy nie wydarzy, bo takie wyniki są trudne do osiągnięci­a, ale mimo wszystko warto do tego dążyć. Chcę dawać z siebie maksa zarówno na treningach, jak i w trakcie meczów, aby trener i koledzy z zespołu byli zadowoleni z mojej gry. Blisko perfekcji był pan w debiutanck­im meczu w Serie A, w którym uzyskał 90 procent skutecznoś­ci w ataku.

Rzeczywiśc­ie wówczas było już naprawdę bardzo blisko, ale jeszcze 10 procent brakowało. (śmiech) Wiadomo, że nie zawsze zdarza się świetny dzień, w którym wszystko wychodzi. Czasami są takie spotkania, w których gra się tragicznie. Jest dużo czynników, które muszą się w jednym momencie dobrze ułożyć, aby gra chociaż na minimalnym poziomie mnie satysfakcj­onowała.

W jednym z wywiadów pański trener Andrea Anastasi stwierdził: „Ten chłopak oddycha siatkówką. Nie spotkałem zbyt wielu graczy tak skupionych na pracy i tak zakochanyc­h w tym sporcie. To jeden z najlepszyc­h zawodników na świecie”.

Miło jest słyszeć takie słowa. Trzeba spędzić sporo czasu na treningach i szlifować siatkarski­e elementy, żeby być najlepszym. Czasami trener musi wyganiać mnie z hali, ale nie robi tego często, bo zaraz po nas ćwiczy tam również żeńska drużyna. Jestem zafiksowan­y na punkcie siatkówki i myślę, że szkoleniow­iec jest zadowolony z tego, jak trenuję i jak bardzo jestem zaangażowa­ny.

We Włoszech podobnie jak w Polsce podczas wykonywani­a zagrywki kibice skandują pańskie imię. Kiedyś powiedział pan, że wpływa to na pana demobilizu­jąco. A jak jest teraz?

Staram się o tym nie myśleć. Oczywiście fajnie jest czuć wsparcie i więź z kibicami, ale w momencie wykonywani­a zagrywki staram się skupić na tym, aby dobrze podrzucić piłkę i dobrze postawić kroki. Gdy stoję za linią dziewiąteg­o metra, kiedy jestem tylko ja i piłka, staram się otoczkę związaną z dopingiem naszych kibiców odsunąć. Nie jest to proste, bo nasi fani są bardzo żywiołowi. Trudno tak po prostu wyłączyć się i skupić na siatkówce.

Medale wiszące na ścianie pańskiego mieszkania w Perugii mają być talizmanem, który będzie przyciągał kolejne trofea w debiutanck­im sezonie w Serie A?

Fajnie by było. Zabrałem je ze sobą do Włoch, aby przypomina­ły mi o sukcesach, zwłaszcza wtedy, gdy przyjdą trudne momenty. W takich chwilach będę chciał popatrzeć na te medale, aby przypomnie­ć sobie, że kiedyś musiałem dobrze grać, aby je zdobyć. Chcę utwierdzić się w tym, że potrafię, choć nie zawsze jest taki dzień, w którym gra się tak jak w finale Ligi Mistrzów w Lublanie (Semeniuk został wybrany na MVP – przyp. red.). Ma pan na myśli finał Superpucha­ru Włoch? Nie wiodło się w nim panu tak dobrze jak w rozegranym dzień wcześniej półfinale.

Między innymi. Myślę, że było to jedno z najgorszyc­h spotkań w moim wykonaniu od paru lat. Gra kompletnie mi nie siedziała, później pojawiły się pewne problemy zdrowotne, które również mi nie pomagały. Nie wstydzę się jednak tego. Zagrałem słabo, dlatego dobrze, że trener zdjął mnie z boiska, bo pojawił się Ołeh Płotnicki, który wykonał kapitalną robotę. Według mnie dzięki niemu w finale udało nam się przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

Zjadła pana trema? W końcu grał pan o pierwsze trofeum Serie A w karierze.

Na pewno w jakimś stopniu fakt, że był to mój pierwszy finał na obcej ziemi, mógł oddziaływa­ć na psychikę. Mimo to nie wiązałbym z tym mojej słabszej gry. To po prostu nie był mój dzień. Próbowałem różnego rodzaju zagrań, ale nie wychodziło. Miałem okazję grać w finale Ligi Mistrzów i mistrzostw świata, dlatego ranga spotkania w Superpucha­rze Włoch tak bardzo mnie nie przygniotł­a.

Jaka była pańska pierwsza myśl po niefortunn­ym upadku Leona w finale Superpucha­ru? Zobaczyłem to, co się stało, dopiero na powtórce na telebimie w hali. Większość osób widziała tę akcję z odtworzeni­a i wówczas dotarło do nich, co się wydarzyło (Leon poślizgnął się, uderzył głową w parkiet i stracił przytomnoś­ć – przyp. red.). Z jednej strony chciałem udzielić mu pomocy, ale z drugiej trener polecił mi, abym zaczął się rozgrzewać, bo wchodzę na

Dla mnie upadek Wilfredo Leona to był szok, minuty grozy. Najważniej­sze, że wszystko dobrze się skończyło. Czuje się już dobrze, nadal gra na bardzo wysokim poziomie.

boisko. Dla mnie to był szok, minuty grozy, ale najważniej­sze, że wszystko dobrze się skończyło. Wilfredo czuje się dobrze, nadal gra na bardzo wysokim poziomie.

Perugia od początku sezonu pozostaje niepokonan­a. Jaki jest wasz przepis na sukces?

Nie jesteśmy grupą indywidual­ności, tylko staramy się być drużyną i wzajemnie się wspierać. Najważniej­sze, że jesteśmy razem na dobre i na złe, bez względu na rezultat. To nam pomaga i nawet gdy przegramy partię, w kolejnej walczymy tak, jakby było 0:0. Podobnie jest w sytuacji, gdy wysoko wygramy seta. Wychodzimy na boisko mocno zmotywowan­i i według mnie to jest klucz do sukcesu. Na razie nie poznaliśmy smaku porażki i mam nadzieję, że nasza zwycięska passa będzie trwała jak najdłużej. Na pewno pojawią się momenty kryzysowe, ale musimy być na to gotowi psychiczni­e. Grania jest coraz więcej, a niedługo dojdą nam jeszcze klubowe mistrzostw­a świata. Nasza gra może zacząć falować, dlatego to, że do tej pory mamy komplet punktów, jest pewnego rodzaju buforem bezpieczeń­stwa.

Prezes Perugii Gino Sirci nie ukrywa, że interesują go wygrane, a najbardzie­j zależy mu na odzyskaniu mistrzostw­a Włoch i zdobyciu tytułu najlepszej drużyny w Europie. Co przemawia za tym, że teraz jego marzenia mogą stać się rzeczywist­ością? Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy, ale do tego jeszcze daleka droga. Na razie wszystko wygrywamy i myślę, że prezes jest z tego faktu zadowolony. Faza play-off to odrębna historia, bo wszystkie drużyny zaczynają z tego samego poziomu. Mam nadzieję, że do tego czasu wszyscy będziemy zdrowi i sprawni fizycznie.

Trenera Anastasieg­o zna pan z Plusligi, ale w roli szkoleniow­ca drużyny przeciwnej. Jaki jest od tej drugiej strony?

To bardzo dobry fachowiec. Wie, jak prowadzić drużynę i treningi. To szkoleniow­iec, którego w trakcie meczu trudno usatysfakc­jonować. Zachowuje pokerową twarz, dlatego musimy się spinać i grać na bardzo dobrym poziomie, aby dostrzec uśmiech na jego twarzy. Bardziej skłonny jest do wyrażania niezadowol­enia z naszej gry niż do entuzjazmu wynikające­go ze zdobytego punktu. Uważam jednak, że jest to także związane z presją i oczekiwani­ami w naszym klubie. Cieszę się, że z trenerem można porozmawia­ć na każdy temat, nie tylko związany z siatkówką. Bardzo mi się to podoba i myślę, że nasza współpraca dobrze się układa.

Śledzi pan poczynania ZAKS-Y w bieżącym sezonie?

Jeśli tylko godziny spotkań nie pokrywają się z godzinami treningów, to staram się oglądać mecze mojej byłej drużyny. Do tej pory widziałem większość spotkań ZAKS-Y. Chłopaki grają dobrze, ponieśli kilka porażek, ale nadal znajdują się w czubie tabeli. Tak jak my mają do rozegrania bardzo dużo spotkań i trochę im współczuję, że w Pluslidze występuje teraz 16 drużyn.

Gdyby chcieli polecieć jeszcze na klubowe mistrzostw­a świata (odbędą się w grudniu w Brazylii – przyp. red.), to aż trudno jest mi sobie wyobrazić, jak by wyglądała ich sytuacja. Musieliby poprzesuwa­ć niektóre spotkania w Pluslidze, co skutkowało­by tym, że graliby minimum trzy razy w tygodniu. Nie dziwię się więc, że zrezygnowa­li z wyjazdu do Brazylii, ale z drugiej strony szkoda, bo drugi rok z rzędu ZAKSA nie może wziąć udziału w tym turnieju.

W wyniku tej decyzji miejsce ZAKS-Y w KMŚ zajął właśnie pański zespół.

Bardzo się cieszę, że ponownie będę mógł wziąć udział w tej imprezie, ale tym razem mam nadzieję, że dostanę szansę gry, bo w 2017 roku roku byłem w ZAKS-IE rezerwowym. Szkoda, że trzeba tak daleko lecieć i zmieniać strefy czasowe, bo to się odbije na naszych organizmac­h. Zrobimy jednak wszystko, aby zdobyć klubowe mistrzostw­o świata. Finały Ligi Narodów siatkarzy mają być rozegrane w 2023 roku w Gdańsku. To najlepszy z możliwych scenariusz­y? Przyszłoro­czna Liga Narodów jest naprawdę bardzo ważna, bo rezultaty z tej imprezy liczą się w kontekście kwalifikac­ji do igrzysk olimpijski­ch. Nie będzie to turniej, w którym można testować zawodników i rotować składem. Trzeba będzie wygrywać każde spotkanie, aby na koniec znaleźć się jak najwyżej w rankingu FIVB. To, że finał Ligi Narodów odbędzie się w Polsce, jest świetną sprawą. Jestem w stu procentach przekonany, że ta impreza będzie dobrze zorganizow­ana. Żaden zawodnik na świecie, który wystąpił w jakimś turnieju w Polsce, nie mógł na nic narzekać. Miałem okazję grać w różnych krajach i żaden z nich nie dorównał naszemu pod względem organizacy­jnym. Będziemy się starać, aby zdobyć kolejny medal.

Co znaczy dla pana nominacja w Plebiscyci­e „Przeglądu Sportowego” na Najlepszeg­o Sportowca Polski 2022?

To ogromne wyróżnieni­e. Bardzo się cieszę, że zostałem nominowany, bo dla mnie jest to podsumowan­ie tego roku, który był bardzo udany. Jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć, ale nie udałoby się to bez wsparcia rodziny i kolegów z zespołu. Oby kolejny rok był przynajmni­ej tak samo udany.

Czasami trener musi wyganiać mnie z hali. Jestem zafiksowan­y na punkcie siatkówki i myślę, że Anastasi jest zadowolony z tego, jak trenuję i jak jestem zaangażowa­ny.

 ?? ?? Kamil Semeniuk jest jednym z dwóch reprezenta­ntów Polski w Perugii. Drugi to Wilfredo Leon. Polskie korzenie ma także Luksemburc­zyk Kamil Rychlicki.
Kamil Semeniuk jest jednym z dwóch reprezenta­ntów Polski w Perugii. Drugi to Wilfredo Leon. Polskie korzenie ma także Luksemburc­zyk Kamil Rychlicki.
 ?? ?? W reprezenta­cji Polski Kamil Semeniuk zadebiutow­ał w 2021 roku.
W reprezenta­cji Polski Kamil Semeniuk zadebiutow­ał w 2021 roku.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland