Dramat gwiazdy
Podczas mundialu w USA po raz pierwszy o wyniku finału musiały przesądzić rzuty karne, bo spotkanie na gigantycznym stadionie Rose Bowl w Pasadenie zakończyło się bezbramkowym remisem. Po trzech kolejkach w serii jedenastek było 2:2. W czwartej Daniele Massaro nie znalazł sposobu na Claudio Taffarela, a ponieważ po chwili do siatki trafił Dunga, następny strzelec w ekipie z Półwyspu Apenińskiego nie miał już prawa się pomylić. Tym strzelcem był Roberto Baggio (na zdjęciu), czyli człowiek, który niemal w pojedynkę poprowadził Italię do meczu o złoto. W starciu 1/8 finału z Nigerią (2:1 po dogrywce) najpierw w samej końcówce zdobył wyrównującą bramkę, a w dodatkowym czasie zadał zabójczy cios, gdy wykorzystał rzut karny. W ćwierćfinale przeciwko Hiszpanii (2:1) to właśnie „Boski Kucyk” w 88. minucie zapewnił zwycięstwo Squadra Azzurra, a w półfinale z Bułgarią (2:1) popisał się dubletem. W najważniejszym momencie jednak zawiódł. W pojedynku z Taffarelem nie wytrzymał ciśnienia. Przeniósł piłkę nad poprzeczką i Brazylia mogła zacząć świętowanie. Choć od tego wydarzenia minęło już ponad ćwierć wieku, to Baggio wciąż nie może się z tym pogodzić. Niedawno w jednym wywiadzie, mającym formę ankiety, wspominał o fatalnie wykonanym karnym m.in. przy odpowiedziach na pytania: „Dzień, w którym futbol złamał ci serce?” oraz „Czego żałujesz?”. Po usłyszeniu pierwszego wymienił datę finału (17 lipca 1994), a przy drugim powiedział o nieudanym strzale w boju z Canarinhos. To chyba mówi wszystko.