NASZ AS STRACIŁ PLASTRON
Nieudany start Polaków w pierwszych tej zimy lotach narciarskich – w Bad Mitterndorf. Kubacki oddał Granerudowi prowadzenie w PŚ.
Dawid Kubacki objął prowadzenie w PŚ po zwycięskiej inauguracji w Wiśle i pozostawał na fotelu lidera przez 84 dni. Już po niedawnych konkursach w Sapporo nasz reprezentant dysponował tylko niewielką przewagą nad Halvorem Egnerem Granerudem (48 punktów) i było jasne, że aby utrzymać się na czele, będzie potrzebował świetnej dyspozycji w pierwszych w sezonie lotach w Bad Mitterndorf. Niepokój potęgował fakt, że do tej pory Polak nie uchodził za wybitnego lotnika. Wszelkie obawy w Austrii niestety się sprawdziły. W sobotę Kubacki zamknął czołową dziesiątkę, a w niedzielę zajął 17., najniższe miejsce w sezonie. Granerud odniósł natomiast dwa pierwsze w karierze zwycięstwa w konkursach PŚ w lotach i to on wyjechał z Bad Mitterndorf jako lider wyścigu o Kryształową Kulę.
Halvor na podium dziesiąty raz z rzędu
O utracie żółtej koszulki przesądził w dużej mierze nieudany skok Kubackiego w pierwszej serii sobotniego konkursu. Polak uzyskał 194,5 m, co dało mu dopiero 15. miejsce na półmetku. Prowadził Granerud i polscy kibice mieli już świadomość, że tylko kataklizm może powstrzymać Norwega. Kubacki w finale poprawił się aż o 36 metrów, ale to pozwoliło jedynie wedrzeć się do dziesiątki. Po triumfie Graneruda (238 i 231 m) Polak musiał pożegnać się z plastronem.
– Fajnie byłoby skakać w nim do końca sezonu, ale… może to jest tak jak w związkach: krótka przerwa się przydaje? – żartował po konkursie w rozmowie ze skijumping.pl. – Nie tracę motywacji do walki. Jesteśmy mniej więcej w połowie sezonu, więc mamy jeszcze naprawdę dużo konkursów, by udowodnić swoją wartość. Jestem spokojny, będąc na powrotnej drodze do naprawdę fajnych skoków. W ostatnich tygodniach musiałem ich szukać, ale wydaje mi się, że główny kierunek, w którym musimy iść, został znaleziony. W pierwszej serii popełniłem błąd, a one przecież się zdarzają. W drugiej serii udowodniłem sobie, że to wszystko działa i trzeba pracować dalej. Motywacji mi nie brakuje – przekonywał skoczek. Jednak w niedzielę znów radził sobie wyraźnie gorzej od Norwega. Po pierwszej serii Kubacki był 14. Skończyło się na 17. lokacie. – Na pewno miałem nadzieję, że polatam tutaj dalej. Było też kilka fajnych skoków, ale brakowało stabilności. Gorszy dzień czy weekend w sezonie może się zdarzyć. Muszę po prostu wrócić do swojej pracy. Jestem spokojny – komentował Kubacki w wywiadzie dla TVN. A Granerud znów nie miał sobie równych i wygrał już po raz 20. w karierze. Zatrzymać Norwega nie zdołali nawet świetnie dysponowani Stefan Kraft czy Timi Zajc. Halvor Egner stanął na pucharowym podium po raz dziesiąty z rzędu i wyrównał tym samym wcześniejszą serię Kubackiego z tego sezonu (jak i sprzed trzech lat). W klasyfikacji generalnej wyprzedza teraz Polaka o 112 punktów. – To niesamowite znów wywalczyć żółtą koszulkę lidera Pucharu Świata. Walczyłem o nią od momentu, kiedy pra
wie dwa lata temu oddałem ją na zakończenie sezonu w Planicy. Musiałem mocno rywalizować z Dawidem, bo skacze tej zimy fantastycznie – stwierdził 26-letni Norweg, który wywalczył Kryształową Kulę w sezonie 2020/21. W tamtym cyklu po 18 konkursach indywidualnych miał na koncie 1306 punktów, czyli o 10 mniej niż obecnie.
Męczarnie Stocha
Najjaśniejszym punktem polskiej drużyny przez cały weekend w Austrii był Piotr Żyła. W obu konkursach znalazł się w czołówce, ale trójka i tak była poza jego zasięgiem. W pierwszym konkursie wiślanin zajął czwarte, a w drugim szóste miejsce. Zdecydowanie mniej powodów do zadowolenia miał za to Kamil Stoch. W obu konkursach plasował się pod koniec drugiej dziesiątki. – Wcale nie ma zabawy. To jest mordęga, szukanie i brak znalezienia tego złotego środka. To jest coś, czego wam nie wytłumaczę. Gdzieś się pogubiłem i nie mogę się odnaleźć. Wiadomo, że jak nic nie działa, to musi być kontrola. Nie da się skoczyć i puścić tego luźno, kiedy nie jesteś pewien, czy to działa. Ja teraz tego pewien nie jestem. Straciłem dobrą bazę i tutaj nie potrafię jej odnaleźć – mówił Stoch w sobotę przed kamerami Eurosportu. Niewiele gorzej od Kamila na obiekcie Kulm spisywał się Aleksander Zniszczoł (19. i 20. lokata), który potwierdził tym samym zwyżkę formy względem początkowej fazy sezonu. Nie można tego powiedzieć natomiast o Jakubie Wolnym, który zaliczył kolejny koszmarny weekend. Wolny przyjechał na zawody PŚ po raz pierwszy od konkursów w Engelbergu (17–18 grudnia), ale dwukrotnie przepadł w kwalifikacjach i nadal nie ma na koncie punktów. Wątpliwe, by w najbliższym czasie miał otrzymać kolejne szanse. Następne zawody PŚ odbędą się w niemieckim Willingen (3–5 lutego), gdzie oprócz dwóch konkursów indywidualnych rozegrane zostaną również drugie tej zimy zawody drużyn mieszanych.