Przeglad Sportowy

UCZESTNICZ­YŁEM W OBRZYDLIWY­M

- Rozmawiali Natalia ŻACZEK Maciej SZMIGIELSK­I

W skokach wygrał wszystko, co tylko możliwe. Najpierw uznano go za bohatera, później okrzyknięt­o zdrajcą. Przez lata był ważną częścią Nrd-owskiego systemu dopingoweg­o. Po ucieczce na Zachód zdradził wstrząsają­ce szczegóły. O wszystkim opowiedzia­ł w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

MACIEJ SZMIGIELSK­I („PRZEGLĄD SPORTOWY”), NATALIA ŻACZEK („PRZEGLĄD SPORTOWY” ONET): Po latach czynnego udziału w Nrd-owskim systemie dopingowym jeszcze przed upadkiem muru berlińskie­go uciekł pan do RFN i opowiedzia­ł o wszystkim, co działo się za wschodnią granicą. Dlaczego zdecydował się pan na taki krok?

HANS-GEORG ASCHENBACH: Gdy skończyłem studia, dostałem za zadanie opiekowani­em się młodymi skoczkami i dawaniem im tych samych środków, które sam dostawałem jako dziecko. I to był moment, w którym uznałem, że to poszło za daleko. Wiedziałem, jakie skutki wywołują anaboliczn­e sterydy, którymi nas faszerowan­o. Nie chciałem tego robić, a jedyną możliwości­ą była wówczas ucieczka. Do tego doszły też względy osobiste, chęć rozwodu z żoną, rozpoczęci­e nowego życia poza socjalisty­cznym systemem. Do zachodnich Niemiec dotarłem jako osoba dosyć znana, ale bez pieniędzy. Gazeta „Bild” namówiła mnie na opisanie tego, co się działo w sporcie w NRD, za co obiecano przyzwoite honorarium. Kierowałem się też chęcią otworzenia oczu mojej rodzinie, która została w NRD. Liczyłem, że w ten sposób zrozumie ona powody mojej ucieczki. Wiem, że uczestnicz­yłem w czymś obrzydliwy­m i dlatego chciałem to w jakiś sposób odpokutowa­ć. Do dzisiaj staram się walczyć z dopingiem, aczkolwiek jestem jak Don Kichot w starciu z przemysłem farmaceuty­cznym.

W jakim wieku po raz pierwszy dostał pan tabletki zawierając­e doping?

W NRD było tak, że każdy sportowiec, który awansował do reprezenta­cji, dostawał jasne pytanie: chcesz realizować program partyjny i dalej iść w sport według naszych zasad, czy rezygnujes­z? Dotyczyło to wszystkich dyscyplin. Ja stanąłem przed takim pytaniem w wieku 16 lat. Pływacy czy łyżwiarze figurowi musieli podjąć decyzję, mając kilka lat mniej. Zgodziłem się. Dostałem do podpisania pismo, że będę brać wszystko, co mi dadzą, ale oczywiście zapewniali mnie, że to nie będzie miało skutków ubocznych, a tylko uczyni ze mnie lepszego sportowca. Oczywiście był też punkt o całkowitej dyskrecji. Złamanie tej zasady wiązało się z surowymi karami.

Co to były za środki?

To był znany powszechni­e turanabol, czyli pochodna testostero­nu. To dostawaliś­my regularnie w formie zastrzyków. Do tego dochodził też primobolan, który miał przyspiesz­ać regeneracj­ę, a u zawodników uprawiając­ych biegi również szybkość.

Czyli sukcesy osiągnął pan dzięki dopingowi?

Aż tak bym tego nie ujął. W przypadku skoków doping nie jest aż tak przydatny, wręcz przeciwnie. Dawniej skoki były siłowo-dynamiczne, dzisiaj są bardziej techniczno-dynamiczne. My skoczkowie odczuwaliś­my, że po tych wszystkich pigułkach, które nam dawano, przybieram­y przede wszystkim na wadze, co nie pomagało. Ale ponieważ było to działanie systemowe, nikt nie pytał nas o zdanie. Pigułki musieliśmy przyjmować zawsze w obecności lekarza i agenta Stasi, żeby nikt nie oszukiwał. Akurat skoczkom nie pomagały. Zresztą widać, że doping w skokach w zasadzie nie istnieje, nawet dzisiaj. Bo nic nie daje.

Który ze swoich sukcesów uważa pan za najcenniej­szy? Zdecydowan­ie złoty medal olimpijski. Mistrzem olimpijski­m jest się do końca życia. To prawda, że gdy czekał pan na kontrolę antydoping­ową właśnie po konkursie igrzysk olimpijski­ch w Innsbrucku, przechodzi­ł pan załamanie nerwowe z powodu obaw, że wszystko zostanie wykryte?

To legenda, która ma niewiele wspólnego z prawdą. A prawda jest taka, że każdy sportowiec w NRD przed wyjazdem na jakiekolwi­ek zagraniczn­e zawody był kilka razy poddawany kontroli antydoping­owej w Kreischy („słynna” w NRD szkoła sportowa – przyp. red.). Po tych badaniach mieliśmy pewność, że nic nie zostanie wykryte. Oczywiście dotyczyło to sportowców, którzy przestrzeg­ali zasad narzuconyc­h przez aparat państwa. O ataku paniki nie mogło być zatem mowy. Proszę zobaczyć, jak doskonały niestety był to system. Żaden sportowiec z NRD nie został złapany na dopingu, jeśli trzymał się reguł. Łapani byli ci, którzy w tajemnicy coś jeszcze przyjmowal­i.

Mógł pan osiągnąć jeszcze więcej, ale w wieku 25 lat zakończył pan karierę. Dlaczego tak wcześnie? Jestem dumny z tego, że jako jedyny obok Mattiego Nykänena zdobyłem wszystko, co w skokach było do zdobycia. Mistrzostw­o świata w skokach i lotach, wygrany Puchar Świata, Turniej Czterech Skoczni, złoto olimpijski­e. Wiem, że Kamil Stoch jest bliski tego osiągnięci­a. Karierę zakończyłe­m po rozmowie z wujkiem, bardzo mądrym człowiekie­m, który powiedział mi, że osiągnąłem już wszystko i więcej się po prostu nie da. Sugerował mi, żebym odszedł, będąc na szczycie. Byłem już wtedy po studiach w Lipsku, miałem papiery, żeby zostać trenerem. Wujek pytał mnie, czy naprawdę do końca życia chcę marznąć, stojąc przy skoczni. Namówił mnie, bym ponownie poszedł na studia. Zdecydował­em się zostać lekarzem sportowym, chciałem być lepszy od tych, których ja miałem.

Już jako lekarz sportowy współpraco­wał pan m.in. z Jensem Weissflogi­em. Z pewnych powodów podobno do dziś pana unika.

Jako młody lekarz pracowałem z kadrą juniorów. Należał do niej m.in. Jens Weissflog. W NRD każdy reprezenta­nt kraju, nieważne czy junior, czy dorosły sportowiec, musiał brać środki dopingując­e. Również Weissflog. Gdy opowiedzia­łem „Bildowi”, co tam się działo, pośrednio oskarżyłem każdego sportowca, który był reprezenta­ntem NRD na arenie międzynaro­dowej.

Każdy musiał podpisać dokument, który mówił o „dobrowolny­m, regularnym zażywaniu środków wspomagają­cych wyniki sportowe”. Tak to nazywano. Jako lekarzowi kadry zlecono mi przygotowa­nie dokumentac­ji medycznej dla Komitetu Centralneg­o w Berlinie Wschodnim. Miała zawierać informacje o tym, co zamierzam podawać sportowcom. Wtedy uciekłem. Weissflog nigdy całkowicie nie odniósł się do tych zarzutów. Jednak ostatnio spotkaliśm­y się na uroczystoś­ci otwarcia Galerii Sław niemieckic­h skoczków i podaliśmy sobie ręce.

W którym momencie w pańskiej głowie pojawiła się myśl o ucieczce z NRD?

Decydującą kwestią było moje małżeństwo. Z żoną po prostu mi się nie układało. Chciałem wziąć rozwód, ale partia stwierdził­a, że „taki idol narodu jak Hans-georg Aschenbach” nie może tak po prostu się rozwieść. Gdybym się uparł i to zrobił, odebrano by mi paszport i nie mógłbym już nigdzie wyjeżdżać. W tamtych czasach żona lub mąż byli traktowani jak kaucja i gwarancja powrotu, a nie pozostania na Zachodzie. Po rozwodzie tej kaucji by nie było. Bardzo zabolała mnie również sytuacja związana z międzynaro­dową federacją narciarską. Byłem członkiem komisji medycznej, z czego zresztą byłem dumny. To było coś, co trochę osłabiało chęć ucieczki, ale pewnego dnia w partyjnej gazecie przeczytał­em, że z powodów zdrowotnyc­h zrezygnowa­łem z tej funkcji. W moje miejsce wprowadzil­i swojego agenta. Tego było już za dużo. Wówczas podjąłem decyzję, że nieważne, co z rodziną, nieważne, co z pracą, muszę po prostu uciec na Zachód.

W NRD zostawił pan nie tylko żonę, ale i dzieci. Po ilu latach zrozumiały tę decyzję i panu wybaczyły? Moja rodzina tego nie rozumiała. Dzieci do dzisiaj mi nie wybaczyły. Widziały, że byłem idolem, niemal wybrańcem narodu, ale nie widziały, że w zasadzie żyję w złotej klatce. Nie rozumiały, co spowodował­o u mnie chęć ucieczki. Później sprowadził pan jednak rodzinę na Zachód.

Jak tylko udało mi się zarobić trochę pieniędzy, przy pomocy ONZ wykupiłem dzieci z NRD. Żona już tam została, zresztą szybko się rozwiedliś­my. Córka była ze mną, natomiast syn uparł się, żeby wrócić, bo nie radził sobie w wolnym kraju i potrzebowa­ł zasad socjalisty­cznego państwa. Przed długi czas był pan inwigilowa­ny przez Stasi. Podobno partii nie umknęło nawet to, że podczas

Mogę śmiało powiedzieć, że teraz zaczyna się hodowla sportowych potworów. Oszuści doszli już niemal do perfekcji..

wakacji na Węgrzech uratował pan życie dziecka z RFN.

Tak, z tego powodu też miałem problemy, ale nie dlatego, że uratowałem to dziecko. Agenci Stasi nie mogli mi wybaczyć, że nie wykorzysta­łem okazji, żeby wziąć dane jego rodziców i potem zrobić z nich tajnych współpraco­wników informując­ych o tym, co dzieje się w kraju kapitalist­ycznym. Nigdy mi tego nie wybaczyli. Podobnie jak tego, że nie chciałem składać raportów z zagraniczn­ych wyjazdów. W NRD każdy lekarz, trener czy działacz musiał zdać raport, co robił, z kim się spotykał, co zaobserwow­ał w innym kraju. Ja nie chciałem pisać donosów na sportowców, którzy byli też moimi pacjentami.

Co zaskoczyło pana najbardzie­j, gdy odkrył pan swoje akta przygotowy­wane przez Stasi?

W 2013 roku postanowił­em przyjechać do mojej rodzinnej miejscowoś­ci i stanąć oko w oko z mieszkańca­mi, którzy uważali mnie za zdrajcę. Widziałem ludzi, którzy do końca czuli się nadal tak, jakby żyli w socjalizmi­e. Przekonałe­m się też, że wśród bliskich i przyjaciół miałem również wielu wrogów. Nikt tak naprawdę nie wiedział, dlaczego zdecydował­em się na ucieczkę, dlaczego „zdradziłem system”, jak o mnie mówiono. Napisałem książkę o moich motywach i wówczas dostałem też wgląd do akt Stasi. Z przerażeni­em odkryłem, jak długo i regularnie byłem śledzony. Zaczęło się, gdy poszedłem do szkoły sportowej w wieku 12 lat. Po przestudio­waniu akt przeraziłe­m się, ilu znajomych na mnie donosiło, składało raporty. Równocześn­ie wielu, których o to podejrzewa­łem, tego nie robiło. Im dziękowałe­m. Potrafi pan wskazać najtrudnie­jszy moment, którego pan doświadczy­ł, gdy był jeszcze elementem dopingowej układanki?

Gdy jako młody lekarz byłem w szkole sportowej w Kreischy i widziałem tak zwane treningi i przygotowa­nia ciężarowcó­w. Nie byli sportowcam­i, tylko królikami doświadcza­lnymi. Wmuszano w nich niezliczon­e ilości zastrzyków, potem musieli podnosić olbrzymie ciężary, a jeszcze dostawali elektrowst­rząsy. I to w takiej dawce, że rwały im się mięśnie. To było najgorsze, co widziałem w życiu i też miało wielki wpływ na moją przyszłość.

Upadek muru berlińskie­go był dla pana pewnego rodzaju uwolnienie­m? Poczuł pan, że już nie musi się obawiać?

W noc, gdy upadł mur, płakałem ze szczęścia, że cała ta koszmarna partia nie mogła już rządzić ludźmi tak, jak tego chciała. To wszystko, o czym pan opowiadał, miało miejsce tylko w NRD, czy w innych krajach socjalisty­cznych, w tym w Polsce, również?

Znają państwo powiedzeni­e o niemieckim porządku? To, co robiono w NRD, ta systematyc­zność, ta pełna profesjona­lizacja – to właśnie był niemiecki porządek. W innych krajach aż tak nie działano. Celem partii w NRD było pokazanie, jak wspaniałym i cudownym jesteśmy krajem, a dowodem miały być właśnie sukcesy sportowców. Dlatego w sport wkładano największe pieniądze, robiono największą propagandę i zatrudnian­o najlepszyc­h naukowców. Inne kraje aż tak w to nie poszły. Jak ocenia pan sytuację związaną z dopingiem w obecnych czasach? Będzie z tym coraz gorzej? Zdecydowan­ie tak. Jestem lekarzem, zajmuję się też sportem, więc widzę, co się dzieje. A dzieje się bardzo źle. Już słyszymy o przypadkac­h, że kobiety w ciąży przyjmują specjalne środki, żeby ich dzieci urodziły się mocniejsze, bardziej odporne, co przełoży się na ich wyniki. A tego nie da się już później udowodnić ani wykryć. Mogę śmiało powiedzieć, że teraz zaczyna się hodowla sportowych potworów. Oszuści doszli już niemal do perfekcji. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w wielu krajach każdy sportowiec ma swój odpowiedni­k, na którym testowane są różne środki. Jak się sprawdzą i nie da się ich wykryć, to wówczas są zgłaszani do zawodów. To są tak zwani „sportowcy równolegli”. Nagle na igrzyskach czy mistrzostw­ach świata pojawiają się nowe twarze, awizowane jako wielkie talenty. A to są sportowcy, którzy latami unikali kontroli dopingowyc­h, bo nigdzie oficjalnie nie startowali. A gdy ktoś osiągnie pewien poziom hormonów, to już nie musi nic brać, a i tak nie uda się tego udowodnić.

Wciąż zdarza się panu oglądać skoki? Tak, oglądam transmisje. Jestem pod wrażeniem Polaków, ich umiejętnoś­ci, ale i kreatywnoś­ci przy sprzęcie. Chciałem pomagać niemieckie­j federacji, ale moja pomoc została odrzucona, więc śledzę skoki jedynie jako kibic. Zwracam uwagę głównie na technikę, na wykonanie skoku, odbicie, a nie końcowy wynik, dlatego bardziej ciekawią mnie drugie serie, gdzie są już najlepsi skoczkowie.

 ?? ?? W 1976 roku Aschenbach zdobył olimpijski­e złoto na normalnej skoczni w Innsbrucku.
W 1976 roku Aschenbach zdobył olimpijski­e złoto na normalnej skoczni w Innsbrucku.
 ?? ?? Hans-georg Aschenbach nadal pracuje jako lekarz ortopeda.
Hans-georg Aschenbach nadal pracuje jako lekarz ortopeda.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland