IGA? NIE MATK MA POWODÓW D
Były finalista US Open i ATP Finals ocenia ostatnie wydarzenia w tourze i przedstawia swoje prognozy na dalszą część rozgrywek.
Z Marcinem
BARTOSZ GĘBICZ: Australian Open pokazał, że szykuje się sezon pełen niespodzianek. Omówmy te, które się zdarzyły, i te, które mogą dopiero nadejść. Czy w pierwszej dziesiątce zobaczymy wkrótce dwie Polki? Czy do Igi Świątek może dołączyć Magda Linette? MARCIN MATKOWSKI: Oczywiście jest to możliwe, ale myślę, że sama Magda nie analizuje ostatnich wydarzeń właśnie w taki sposób. Znaczy nie będzie patrzeć do przodu na zasadzie rankingu. Był taki, jest lepszy, a wkrótce może być wspaniały. Ranking to zawsze konsekwencja i pochodna powtarzalnej gry. Jeśli poziom, który prezentujesz, skutkuje kolejnymi zwycięstwami, znajdzie to odzwierciedlenie w liczbach. Teraz Linette przeszła na inny pułap, można powiedzieć poleciała na następną planetę, i ma dużą szansę, by to wykorzystać.
Co teraz jest w jej przypadku najważniejsze?
Kilka kwestii. Wmelbournewygrała pięć kolejnych spotkań z mocnymi rywalkami. Cztery – Anett Kontaveit, Jekatierina Aleksandrowa, Caroline Garcia, Karolina Pliškova – to były przeciwniczki z topu. Wygrała te mecze tenisowo, bo świetnie serwowała oraz returnowała, ale także mentalnie. Na pewno jeśli chodzi o podejście i kontrolę emocji, zmieniła się na plus. Ułożyła te kwestie w spójną całość. Teraz przed nią czas, gdy spróbuje tę dyspozycję podtrzymać. Wierzę, że to się uda, choć przed nią występy z zupełnie innej pozycji. Jakiej?
Ten ranking (WTA 22 – przyp. red.) to w mniejszych imprezach rozstawienie, a w większych pewność startu bez konieczności przebijania się przez eliminacje. Spotkania rozgrywane w roli faworytki. Do nich podchodzisz zupełnie inaczej i nie zawsze musi to dawać pełen komfort. Po drugie – inaczej planujesz kalendarz, jeśli jesteś w pięćdziesiątce, a inaczej gdy w okolicy dwudziestki. Trzeba być wtedy gotowym na serie intensywnych meczów w dużych turniejach. Z konkurentkami tego kalibru co w Australii. Magda pokazała, że jest w stanie takie starcia rozstrzygać w serii na swoją korzyść. Jeśli tak się stanie nie w jednym, a przynajmniej w kilku startach, w tym sezonie może być wysoko. Moim zdaniem jest to możliwe.
Zadziwiała Linette, ale także deblista Jan Zieliński, który bardzo szybko, w swym piątym wielkoszlemowym starcie, awansował do finału. Dla pana i Mariusza Fyrstenberga Melbourne też okazało się w 2006 roku błyskawiczną katapultą do wspaniałej kariery. Zagraliście wtedy w półfinale… Tak, Australia także dała nam kopa. Zmieniła nasze spojrzenie na tenis. Po takim wyniku inaczej definiujesz cele, do których później zmierzasz. W przypadku Janka również wskazywał, że Zieliński przerasta go siłą gry.
Pamiętałem go z czasów, gdy przeciwko sobie graliśmy. I muszę powiedzieć, że mocno się rozwinął. Dodał dużo atutów. Pomagał. Oczywiście w deblu niczego nie można być pewnym, ale w taki sposób, w jaki ta dwójka obecnie funkcjonuje, wszystko wygląda ciekawie i może się zapowiadać długofalowo. Na pewno nie ma w tym układzie tak, że jeden tenisista odstaje. Obaj grają trochę inaczej, ale dając temu układowi siłę i stabilizację. We wszystkich elementach. I na siatce, i gdy trzeba – z linii końcowej.
W tym wyniku jest chyba także trochę ręki Huberta Hurkacza.
Mecze w Australii Magda wygrała tenisowo, bo świetnie serwowała i returnowała, ale także mentalnie. Na pewno jeśli chodzi o podejście i kontrolę emocji, zmieniła się na plus.
Janek ten sukces zawdzięcza sobie i własnej ciężkiej pracy, ale na pewno – jeśli wracamy do przeszłości – Hubert odegrał w nim znaczącą rolę. Razem wygrali w Metz, potem w wielkim turnieju w Montrealu doszli wspólnie do półfinału.
Są dobrymi kolegami, a wrocławianin pokazał w Kanadzie klasę i lojalność. Po wy