LAMONT MARCELL JACOBS JR
gene wraz z paroma osobami ze swojej rodziny, ale w końcu nie pojawili się w tej miejscowości z powodu trudności komunikacyjnych i hotelowych. Inna sprawa, że ich ewentualne przybycie utrudniłoby mi koncentrację na samym występie. A jeśli chodzi o pechowe odpadnięcie w stumetrówce na szczeblu półfinałowym, obiecałem sobie, że nadrobię to w tegorocznych mistrzostwach świata w Budapeszcie – zapowiedział mój rozmówca, który do niedawna specjalizował się w skoku w dal, dochodząc do wyniku 8,07 m, osiągniętego w hali.
– Przestałem skakać tylko dlatego, że bez przerwy przytrafiały mi się kontuzje. Trener Camossi zaproponował przestawienie na sprint, choć zrobił to z ciężkim sercem, bo skocznia to jego królestwo, wszak w 2001 roku w Lizbonie został halowym mistrzem świata w trójskoku – tłumaczył zawodnik pochodzący z teksańskiego El Paso. – A jeśli chodzi o szkolenie w zakresie sprintu, jest takim samym nowicjuszem jak ja. Obaj uczymy się więc równocześnie. Widać jednak, że idziemy właściwą drogą, skoro są tak znakomite rezultaty. Zresztą szybkość to mój żywioł od dziecka. W rodzinie mojej mamy wszyscy uwielbiali ściganie się na wszelkiego rodzaju pojazdach. Ja sam od małego dopominałem się o motorynki i skutery. Z uwagi na moją ruchliwość i zamiłowanie do szybkiej jazdy dziadek nazywał mnie „żywą motorettą”. Gdy dorosłem, jednym z moich największych sportowych idoli stał się król Formuły 1 Lewis Hamilton, którego cenię nawet wyżej niż innego mojego brytyjskiego ulubieńca, boksera Anthony’ego Joshuę – zwierzył się mocno podekscytowany tematami szybkościowymi Marcell.
Absolutnie włoskie DNA
Gdy potem zagadnąłem na temat jego zabawy w nordic walking, której oddawał się parę lat temu, jeszcze pod skrzydłami poprzedniego trenera Gianniego Lombardiego. Na to dictum Jacobs aż klepnął się po udach i roześmiał:
– To była absolutna strata czasu, głupota, na którą niepotrzebnie dałem się namówić. Bo nordic walking tak naprawdę w niczym mi nie pomagał. Wolę o tym raz na zawsze zapomnieć. – Czy tak jak o niedoszłej karierze piłkarskiej? – rzuciłem w tym momencie.
– Oczywiście. To jasne, że jak każdy młody chłopak grałem w piłkę, bo wydawało mi się, że skoro z łatwością wyprzedzam wszystkich rówieśników, to będę świetnym graczem. Ale okazało się, że z powodów braków technicznych byłem szybszy od piłki i z mojej gry nic nie wychodziło – machnął ręką na to wspomnienie Jacobs, a ja go dla odmiany spytałem, czy rzeczywiście czuje się Włochem w każdym calu, skoro ma ojca Amerykanina. [Urodzony:] 26 września 1994 roku w El Paso (Teksas). [Wzrost:] 186 cm. [Waga:] 79 kg. Do 2015 roku obywatel USA i Włoch (potem z obywatelstwa amerykańskiego zrezygnował), zatrudniony w policji. [Sukcesy:] mistrz olimpijski w biegu na 100 m i sztafecie 4x100 m (Tokio 2021), mistrz Europy na 100 m (Monachium 2022), w hali mistrz Europy (Toruń 2021) i mistrz świata (Belgrad 2022).
[Rekordy życiowe: 60 m – 6.41 (halowy rek. Europy, 4. wynik w historii); 100 m – 9.80 (rek. Europy, 9. wynik w historii); 200 m – 20.61; skok w dal – 8,07 (w hali); 4x100 m – 37.50 rek. Włoch (wraz z Lorenzo Pattą, Eseosą Desalu i Filippo Tortu).
– Tak, mam absolutnie włoskie DNA. Wyrosłem we włoskiej kulturze, z dala od taty, z którym rozstaliśmy się zaraz po moich narodzinach. Mama przywiozła mnie z El Paso do Italii, w której czuję się najlepiej. Najchętniej też mówię po włosku i dziennikarze mają mi nawet za złe, że angielszczyzną posługuję się w minimalnym stopniu. Na szczęście trener Camossi mówi nieźle po angielsku, więc w razie czego może być moim tłumaczem – usprawiedliwił się Marcell, zaznaczając, że jeśli chodzi o ojca, to jednak łączy ich to, że mają identyczne personalia. Każdy z nich nazywa się Lamont Marcell Jacobs, a odróżniać ich można, zaznaczając, który jest seniorem, a który juniorem. Zapytany, czy jako „Un Italiano Vero” uważa Włochów za najbardziej eleganckich mężczyzn na świecie, a zaprzyjaźnionego z nim miliardera Giorgio Armaniego za największego dyktatora mody na świecie, Marcell całkowicie zgodził się z tymi ocenami. I dodał, że swoją włoskość wyraża może najbardziej poprzez miłość do pizzy, którą jadłby w nieskończoność, a o smaku jej poszczególnych rodzajów też mógłby opowiadać bez końca. I tylko włoskie bel canto jest mu całkowicie obce: – Nie mam za grosz talentu do śpiewania i tańczenia. Lepiej więc, żebym w tej materii nie straszył ludzi – zgłosił w tym wypadku miażdżącą samokrytykę nowy król sprintu.
Znajdą go w łóżku
Po triumfie Jacobsa w igrzyskach w Tokio podniosły się głosy krytyki. Dziennikarze brytyjscy zarzucili mu współpracę z kulturystą Giacomo Spazzinim w zakresie dietetyki, a Spazzini był uwikłany w aferę z rozprowadzaniem środków dopingowych. Marcell zapewnił, że nigdy nie przyszło mu do głowy, by się dopingować, a za jego sukcesami kryje się tylko ciężka praca, krew, pot i łzy. Wprawdzie do międzynarodowego systemu antydopingowego ADAMS wprowadzono go dopiero w 2021 roku po pierwszych międzynarodowych sukcesach, ale od tego momentu jest testowany nieustannie. A żeby nie wpaść w takie kłopoty jak zdyskwalifikowany za unikanie kontroli jego amerykański rywal Christian Coleman, podaje wciąż, że czeka na kontrolerów każdego dnia o szóstej rano. – Wtedy zawsze znajdą mnie w łóżku – powiada. Opowiedziałem Marcellowi, że podczas igrzysk olimpijskich w Rzymie nasza piękna sprinterka Barbara Janiszewska-sobottowa, finalistka 200 metrów i brązowa medalistka w sztafecie 4×100 m miała romans z Berrutim. A jako absolwentka wydziału historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim i bywalczyni Rzymu lepiej się w nim orientowała niż jej włoski kochanek i to nie on ją, ale ona jego oprowadzała po Wiecznym Mieście. Jacobs, który niedawno, podobnie jak trener Camossi, zamieszkał w Rzymie, tylko pokręcił głową ze zdumieniem, a zapytany, czy za nim też kobiety szaleją, odrzekł: – Cicho, bo jeszcze moja żona się o tym dowie, a przecież całkiem niedawno, we wrześniu ubiegłego roku, wzięliśmy ślub.