Powtórka z historii
Legia Warszawa po raz drugi w tym sezonie okazała się lepsza od Anwilu Włocławek. Tym razem wygrała 97:91.
Jeśli nie ma Kamila Łączyńskiego, to Anwil nie wygrywa. Tydzień po bardzo udanym występie we Wrocławiu osłabiony zespół z Włocławka przegrał u siebie z Legią.
Trzech liderów Legii
Rozgrywający nie mógł zagrać z powodu choroby, więc i drużyna funkcjonowała znacznie słabiej. A legioniści wiedzieli, jak to wykorzystać – dobrze zagrał Travis Leslie, nie gorzej od niego Bily Garrett, a całkiem udanie Kyle Vinales i Legia tak jak w pierwszej rundzie – po dwóch porażkach z rzędu – mogła przełamać się kosztem Anwilu, który w ostatniej kwarcie zerwał się do odrabiania strat, bo przegrywał już 66:82. Najlepszą metodą w tym okresie spotkania okazała się odrobina szaleństwa, ale zabrakło tego, co w pierwszej kolejności wnosi do gry Łączyński – wyrachowania i mądrości w grze. Minutę przed zakończeniem rywalizacji było już tylko 89:87 dla Legii, ale warszawianie tak naprawdę rozstrzygnęli mecz akcją, w której to Leslie – przewidział, gdzie w czasie improwizowanej akcji Anwilu powędruje piłka, przechwycił ją, podał do Garretta, a ten wyprowadził warszawską drużynę na czteropunktowe prowadzenie. Trzeba przyznać, że całkiem ciekawie w Anwilu zaprezentował się gracz, dla którego było to pierwsze ligowe spotkanie w jego barwach. Victor Sanders, który debiutował w minionym tygodniu w spotkaniu FIBA Europe Cup z dorobkiem 16 punktów okazał się nawet najlepszym strzelcem włocławian.
Legia dzięki zwycięstwu 97:91 być może... złapie drugi oddech przed niezwykle ciekawym dla całej ligi spotkaniem z Kingiem Szczecin. Ekipa prowadzona przez trenera Arkadiusza Miłoszewskiego potwierdza, że zdecydowanie należy do krajowej czołówki i należy ją teraz uwzględniać w gronie kandydatów do medali albo do zdobycia Pucharu Polski, o które to trofeum najmocniejsze ekipy EBL zagrają za dwa tygodnie.
Moc Kinga, niemoc Śląska
W sobotę King potwierdził swoje możliwości, wygrywając na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Choć właściwie nie samo zwycięstwo jest ich dowodem, a ograniczenie zawodników mistrzów Polski do zdobycia zaledwie 26 punktów przez całą trzecią i czwartą kwartę. Sytuację Śląska trudno ocenić jednoznacznie, bo to przecież zespół, który wciąż prowadzi w tabeli ekstraklasy, jednak przegrał cztery z ostatnich pięciu meczów. Niby jakimś usprawiedliwieniem jest to, że Śląsk prześladują kontuzje, a w rywalizacji z Kingiem nie mogli wziąć udziału Ivan Ramljak, Jakub Karolak i lider drużyny Jeremiah Martin. W takiej sytuacji oczekuje się raczej informacji o wzmocnieniach, tymczasem w niedzielę dowiedzieliśmy się, że ekipę mistrzów Polski opuszcza Conor Morgan, którego umowę wykupił jeden z klubów tureckich. Być może to początek głębszych zmian kadrowych w składzie Śląska, o którym krążą plotki, że może stracić także Martina.
Do ciekawej zmiany doszło także w Bydgoszczy, gdzie trenera Marka Popiołka zmienił...tanasis Skurtopulos – były selekcjoner kadry Grecji. Możliwość wpisania do CV takiego stanowiska brzmi oczywiście bardzo prestiżowo, tyle tylko, że nowy trener ekipy Astorii specjalnie dużych sukcesów z reprezentacją Grecji nie odniósł. Był z nią na mistrzostwach świata, gdzie zajął jedenaste miejsce. W tej imprezie Popiołek też brał udział... jako dyrektor naszej kadry i wrócił z ósmą. lokatą na świecie. Ot, taki paradoks.
W PP wpadają na siebie
W zupełnie innej sytuacji jest z kolei PGE Spójnia Stargard, która wygrała szósty mecz z rzędu, a za tydzień podejmie Anwil Włocławek. Spójnię wskazalibyśmy jako naszego kolejnego kandydata do wygrania Pucharu Polski, tyle tylko, że już w ćwierćfinale zmierzy się z Kingiem. A zatem cała impreza pozytywnie może zakończyć się tylko dla jednej z tych dobrze grających ostatnio zespołów.