ZIARÓW! 44
Ejmie Pick Szeged. Oba mecze w czwartek.
przyjść musiał i trzeba go po prostu przeczekać. Na szczęście w ataku dobrze gra zmiennik Artema Nicolas Tournat. Obecnie zespół ciągnie tak naprawdę pięciu, sześciu zawodników, ale w tym gronie jest tylko dwóch rozgrywających – Igor Karačić i Szymon Sićko spisują się naprawdę dobrze, ale niechże wreszcie mocniej swą obecność w drużynie zaakcentują inni (o ile dostaną taką szansę od Talanta Dujszebajewa), bo w przeciwnym wypadku Pick Szeged może sprawić niespodziankę.
Mimo wszystko zdecydowanym faworytem pozostają Kielce, które z 12 meczów przeciwko Pickowi wygrały 10, z czego u siebie wszystkie 6. Po trenerskiej erze Juana Pastora zespół rywala prowadzi teraz Krisztian Karpati. Latem Pick raczej się osłabił niż wzmocnił, a jego głównymi postaciami wciąż pozostają Dean Bombač, Matej Gaber, Imanol Garciandia czy Bence Banhidi. W składzie jest też Szymon Działakiewicz, ale jeszcze w Champions League nie zadebiutował.
W tym sezonie Pick gra bardzo nierówno – potrafił wygrać aż 34:27 z Aalborgiem, który przecież zwyciężył w Kielcach, ale i dostać straszne lanie od Kolstad (24:37). Ten pogrom wydarzył się w ostatniej kolejce i można chyba stwierdzić, że na wyjazdach Pick jest znacznie słabszy niż u siebie, bo przegrał także w Kilonii. Wprawdzie tylko 32:35, ale mecz tak naprawdę był rozstrzygnięty już dziesięć minut przed końcem.
Przy tych wszystkich rozważaniach na temat starcia z Pickiem warto też rzucić okiem trochę dalej. Wtedy widać, że potyczką z Węgrami mistrzowie Polski otwierają serię meczów, z których powinni wycisnąć komplet punktów. O ile bowiem można było przymknąć oko na przegrane z Aalborgiem, mającym w składzie kilka wielkich gwiazd, oraz słynnym THW w Kilonii, o tyle do końca roku ekipa z Kielc przegrać już nie powinna – ma bowiem jeszcze dwumecze z grupowym słabeuszem Pelisterem Bitola i nieobliczalnym, ale jednak słabszym HC Zagrzeb oraz rewanż z Pickiem. Jeśli Industria na serio chce powalczyć o pierwsze miejsce w grupie A, musi z najbliższych sześciu spotkań zgarnąć 10–12 punktów (bo trzeba się jednak liczyć z wpadką w Chorwacji lub na Węgrzech). Wtedy będzie można powiedzieć, że jesień w Lidze Mistrzów była udana.
Ostatnio w Polsce popularne stało się ocenianie bez oglądania lub wyciąganie wniosków na podstawie „bezdusznych” liczb. Gdyby ktoś nie obejrzał meczów towarzyskich Biało-czerwonych przeciwko ekipie z Ameryki Południowej, to uznałby, że pierwszy sparing był dla naszych reprezentantek „spacerkiem”, a drugi „oznaką słabości”. Pozory mylą, bo w czwartkowy wieczór zwycięstwo różnicą aż ośmiu bramek było wynikiem rewelacyjnej skuteczności polskich bramkarek – Adrianny Płaczek i Barbary Zimy (obie miały powyżej 50 procent udanych interwencji!) oraz tego, że w końcówce spotkania pogodzone z porażką przyjezdne odpuściły nieco w obronie. Przez większość spotkania Polki prowadziły różnicą 3–5 goli, a skończyło się na 34:26. W sobotnim rewanżu to Argentyna szybko wypracowała przewagę kilku trafień i przez 50 minut była lepsza. Zespół trenera Eduardo Gallardo imponował zaangażowaniem, a rozgrywająca przyjezdnych Elke Karsten zachwycała techniką, skutecznością i niekonwencjonalnymi podaniami. Trzeba jednak pochwalić naszą drużynę, że mimo słabszej dyspozycji w decydującym momencie ambitnie ruszyła w pogoń i zakończyła wymagający test minimalną wygraną.
Interwencje napędzają zespół
– To był zdecydowanie szalony mecz. Długo czekałyśmy na to, żeby objąć prowadzenie, co ostatecznie się udało. Najważniejsze, że wygrałyśmy – oceniła Zima sobotnią konfrontację i dodała: – Mam nadzieję, że koleżanki czują moje wsparcie z bramki i każda odbita piłka je napędza. Musimy wyciągnąć wnioski, poprawić obronę i wtedy będzie lepiej! DNI pozostały do [ rozpoczęcia ] finałów MŚ piłkarek ręcznych, które odbędą się w Danii, Norwegii i Szwecji. Polki trafiły do grupy F w Herning, w której zmierzą się z Iranem (30.11), Japonią (2.12) i Niemcami (4.12).